Jak przechodzić na światłach
Nocą takie sytuacje zdarzają się bardzo często. Jak okiem sięgnąć – samochodów brak; poza śródmieściem brak zwykle również ludzi, oczywiście za wyjątkiem podmiotu patrzącego i doświadczającego tego chłodnego uroku Krakowa (lub jakiegokolwiek innego miasta) o […]
Nocą takie sytuacje zdarzają się bardzo często. Jak okiem sięgnąć – samochodów brak; poza śródmieściem brak zwykle również ludzi, oczywiście za wyjątkiem podmiotu patrzącego i doświadczającego tego chłodnego uroku Krakowa (lub jakiegokolwiek innego miasta) o godzinie cokolwiek nieprzyzwoitej. I w środku tej pustyni, przy przejściu dla pieszych, zapala się czerwone światło. Zupełnie jakby ktoś krzyknął: stać, nie ruszać się! W tym sęk jednak, że to nie do końca był ktoś, a nawet nie całkiem coś – ot, porzucony sygnał, symbol nieistniejącego w tej chwili porządku. Ostatecznie sygnalizacja świetlna ma sens tylko w kontekście komunikacji, przecinających się szlaków i tras podróży licznych podmiotów. Bez nich jest tylko niezrozumiałą sekwencją barw i obrazów, pozbawioną uzasadnienia; a jednak podniesiono ją do rangi obowiązywania absolutnego, nawet poza jej własnym układem odniesienia. W nocy ta nieadekwatność czerwonego światła jest dobrze wyczuwalna, coś w tym obrazie nie pasuje.
Przestrzeń pomyślana
Ten poziom analizy przestrzeni – przestrzeń pomyślana, reprezentacja przestrzeni – jest jednym z trzech (z tzw. triady przestrzennej) zaproponowanych przez Henriego Lefebvre’a w głośnej książce Produkcja przestrzeni. Odnosi się do znaków, kodów, które narzucają określone rozumienie miejsc. Najprościej rzecz ujmując – Rondo Grunwaldzkie pomyślano tak, że jest to obszar raczej dla samochodów niż dla pieszych, a jego konstrukcja ma im umożliwić jak najsprawniejsze przemieszczanie się; Planty z kolei zachęcają do spaceru i odpoczynku. Obiekty znajdujące się w przestrzeni wzmacniają i regulują ten przekaz, nie pozostawiając już wiele miejsca na interpretację. Przestrzeń pomyślana jest abstrakcyjna, tym niemniej porządkuje ludzi, ustawia ich na z góry założonych pozycjach, działa jak szachownica. Dominuje.
Ten właśnie układ odniesienia wyraża nocne czerwone światło – przypomina, że tutaj panuje porządek, tutaj posiada pewien własny plan i przypomina, że mamy go przestrzegać. Trafia jednak w pustkę – król, który stracił wszystkich poddanych. Poza jednym – tym właśnie, który zastanawia się, czy usłuchać, czy może przejść dalej?
Przestrzeń postrzegana
Przestrzeń jednak na planie i abstrakcie się nie kończy; to forma połączona z materią. Materią – za Lefebvre’em – jest natomiast praktyka społeczna, czyli przestrzeń postrzegana. To konkretne ułożenie pionków na szachownicy; zastane formy produkcji i reprodukcji, formacje społeczne o pewnym stopniu spójności, które każdemu wyznaczają pewne miejsca, sposoby zachowania się i kompetencje. A więc to, co jest wlewane w zaplanowane układy przejść i porządkowane przez sygnalizację, z drugiej strony – to, co przestrzeni nadaje sens. Praktyka społeczna i jej potrzeby wyznaczają (faktycznie lub w teorii) ramy organizacyjne przestrzeni. Jaki jest cel chodnika, po którym nikt nie chodzi? Ulicy, na której nie ma samochodów? Świateł, przed którymi nikt nie staje – bo nikogo nie ma?
Obrazy de Chirico wywołują poczucie braku, bo w jego miastach jest pusto – nie ma ludzi, nie ma nawet śladów ludzi, poza może zabłąkanym cieniem. Tak samo wygląda miasto nocą; miasto nocą pozbawione jest sensu. Jako moment, w którym zapadają się wzajemnie uzasadnienia – czyste doświadczenie – noc stwarza jednak pewną przestrzeń wyboru. Jak każdy stan wyjątkowy, pozwala spojrzeć z innej strony. Przemyśleć czerwone światło albo rzucić mu wyzwanie.
Przestrzeń przeżywana
Każdemu dobrze zsocjalizowanemu obywatelowi przy przechodzeniu na czerwonym świetle towarzyszyć powinno poczucie skandalu, dreszczyk emocji – ostatecznie to nielegalne. W nocy to uczucie łatwiej przełamać i łatwiej przypomnieć sobie, komu służyć mają przepisy i kto właściwie powinien władać przestrzenią. To ja.
Trzeci poziom analizy – zawierający i przezwyciężający obydwa poprzednie – odnosi się właśnie do reprezentacyjnych przestrzeni, ukrytych form życia społecznego, a także do sztuki; tu mieści się swobodna twórczość, tu też mieszka wolność. Syntezy dokonuje się, jak można się domyślić, z jednostkowego punktu widzenia, tworząc własną ścieżkę przez zastane i zaproponowane formy. Ta ścieżka nie musi biec wbrew formom, ale nie musi również ich naśladować; tylko trudno to czasem dostrzec.
To nie jest – wbrew pozorom – tekst o obywatelskim nieposłuszeństwie, tylko o pewnym sposobie myślenia. Nie dotyczy łamania przepisów, tylko prawa własności. Prawa człowieka do przestrzeni, które bywa kwestionowane przez zwykły sygnał podniesiony do rangi absolutu. Tak jak w demokracjach gubi się czasem fundującą je ideę, a mianowicie, że człowiek powinien móc decydować o swoim własnym losie, tak i w mieście łatwo zapomnieć, że cały ten zgiełk i szum podporządkowany jest mniej więcej temu samemu – ma dać człowiekowi możliwość bycia człowiekiem.
Noc – miejski stan wyjątkowy – jest w pewnym sensie przywróceniem tego stanu totalnej wolności, stanu natury, w którym zawieszone są wszystkie (lub prawie wszystkie) zasady; było tak zawsze i pewnie zostanie, skoro noc zapewnia osłonę wszystkim tym, których razi światło dzienne. Ale gdy spojrzeć na nią inaczej, noc jest również przywróceniem odpowiednich proporcji, przynajmniej w odniesieniu do stosunków przestrzennych. Wtedy to ja jestem tym, który wybiera; który rzuca wyzwanie sygnałom, grającym za dnia role panów i władców. Nocą widać, że ich korony są fałszywe; pod nimi nie ma żadnych absolutów, jest funkcja – tylko tyle i aż tyle.