Źle urodzone piosenki spod kandelabra
W niedzielę na warszawskim Placu Konstytucji rozbrzmiewała muzyka. 60 lat temu podczas budowy MDM w radiowęźle słychać było przedwojenne walczyki, ale także melodie zachęcające do wytężonej pracy. A jak śpiewano o samej dzielnicy? Warto posłuchać. […]
Rosną mury z każdej strony
Piosenka „MDM” autorstwa Edwarda Olearczyka (muzyka) oraz Heleny Kołaczkowskiej (tekst) to swoista kronika „stawania się” MDM. Pierwsza, najbardziej reprezentacyjna część dzielnicy powstała w niecałe dwa lata (styczeń 1950 – lipiec 1952). Budziło to podziw nawet w czasach, w których tzw. wyśrubowane normy pracy były sloganem funkcjonującym na porządku dziennym. Tempo pracy było chyba rzeczywiście nie tylko propagandowym frazesem, co mogli naocznie obserwować warszawiacy przejeżdżający przez ulicę Marszałkowską. Postępy na budowie, oddawanie kolejnych budynków, przekazywanie kluczy do mieszkań w wykończonych już blokach (mieszkańcy wprowadzali się, choć obok trwała jeszcze praca) było na bieżąco relacjonowane przez lokalną prasę. W czasowo otwartej kawiarni, która znajdowała się na tarasie budynku sąsiadującego z późniejszym hotelem „MDM”, można było również obejrzeć starannie wykonaną makietę inwestycji i zobaczyć, z jak wielkim rozmachem zaprojektowano ten fragment śródmiejskiej Warszawy.
Szaleńcze tempo pracy świetnie zostało uchwycone w tekście: Bo MDM, bo MDM/ Rośnie w górę z każdym dniem,/ Na dole piach, na dole gruz,/ A tu piętro widać już. Dzielnica „wyrastała w samym centrum miasta”– pojawiała się znikąd, „wstawała” z gruzów – niczym we śnie, choć nie była to zasługa jakieś pozaziemskiej siły, a robotników, którzy pracowali dniem i nocą.
Dzielnica zadziwiała „ogromem domów”, które rzeczywiście stanowiły pod względem wielkości pewne novum w Warszawie – najwyższym przedwojennym budynkiem był Prudential, ale był raczej wyjątkiem w skali ówczesnego miasta, natomiast wysokie przedwojenne kamienice stały przy zdecydowanie węższej Marszałkowskiej.
W piosence „MDM” udało się również, zapewne przypadkiem, uchwycić pewną charakterystyczną dla tej dzielnicy, ale także generalnie dla architektury monumentalnej, cechę – swoistą teatralność przestrzeni. Co prawda, w tym konkretnym kontekście autorka tekstu miała na myśli reflektory, które oświetlały budowę, a więc umożliwiały pracę przez całą dobę, ale pojawienie się tego motywu, nawet jeśli nie było zamierzone, idealnie wpasowało się w opis MDM, a także jego późniejszą krytykę. Dzielnica ta, stworzono z myślą o wielotysięcznych pochodach, swoista arena socjalistycznego miasta, była pewnego rodzaju wielką dekoracją, w której należało poruszać się według nakreślonej odgórnie strategii.
Ostatnia zwrotka piosenki osadzała MDM również silnie w kontekście warszawskim. Wyliczenie kolejnych dzielnic i inwestycji: Kocham Trasę, Żerań, Mirów,/ I Buraków, Pragę, Młynów, pokazywało nie tylko rozmach rozpoczętych w stolicy prac, ale także mogło przemówić do serca „starych warszawiaków” poprzez wymienienie przedwojennych i mocno osadzonym w folklorze warszawskim dzielnic – Pragi i Młynowa. Sentyment ten jednak musiał przegrać z oczywistą konstatacją, że wszystkie muszą zblednąć/ Przed tą nową, przed tą jedną. MDM otrzymał palmę pierwszeństwa – do śródmieścia wkroczyły owe postulowane w wierszu Adama Ważyka „pałace dla ludu”.