To nie jest wrzosowisko

Wolność obywatelska ma charakter intersubiektywny – powstaje w sieci relacji międzyludzkich. Właściwym jej modelem i rzeczywistym miejscem jej rozwoju jest miasto: przestrzeń wspólna, podporządkowana ideom i interesom całej społeczności, a nie dzierżącym władzę jednostkom lub […]


Wolność obywatelska ma charakter intersubiektywny – powstaje w sieci relacji międzyludzkich. Właściwym jej modelem i rzeczywistym miejscem jej rozwoju jest miasto: przestrzeń wspólna, podporządkowana ideom i interesom całej społeczności, a nie dzierżącym władzę jednostkom lub grupom. Dlatego powinniśmy na co dzień dbać o nasze miasta. Uliczne protesty, marsze i wiece, choć ważne jako przejawy gniewu społecznego, nie zastąpią powszedniej pracy na rzecz dobra wspólnego.

(CC BY-SA 2.0) by Mararie / Flickr

Oburzeni, jeszcze jeden wysiłek!

W wyborach parlamentarnych w Hiszpanii lewica poniosła klęskę. 29 procent głosów na socjalistów przy 44 procentowym poparciu dla Partii Ludowej to upadek, jakiego hiszpańska lewica nie doświadczyła od lat. Tak niskie notowania Partii Socjalistycznej budzą zaskoczenie, choć jej przegrana była od dawna przewidywana w zdezorientowanym kryzysem społeczeństwie. Zdecydowane przechylenie wahadła nastrojów na prawo zadziwia także w kontekście ruchu Oburzonych i wiązanych z nim nadziei na odnowę lewicowego myślenia o demokracji i partycypacji społecznej. Potencjał zmiany społecznej, stworzony przez dziesiątki tysięcy młodych ludzi od 15 maja wiecujących w hiszpańskich miastach, wypalił się lub rozproszył.

Jeszcze we wrześniu, na długo przed wyborami, sytuację na Półwyspie Iberyjskim analizował Philip Pettit, doradca i ideowy sprzymierzeniec przegranego dziś premiera Josego Luisa Zapatero. Pettit bronił rządu Zapatero, wskazując na postępowe decyzje w zakresie polityki tożsamości i kultury politycznej. Jednocześnie przyczyny kryzysu finansowego ulokował na zewnątrz, w globalnych zależnościach gospodarczych, poprzez które kryzys niejako rykoszetem, ale bardzo mocno trafił w Hiszpanię. Ustępujący rząd był wobec procesów makroekonomicznych bezradny, a przyszły rząd konserwatywny bezradność tę podzieli, ponieważ przyczyny są globalne, skomplikowane, wyznaczane grami wielu interesów i szybkimi zmianami na światowych rynkach. Krótko mówiąc, system gospodarczy jest chaotyczny i kapryśny.

Z tej perspektywy w postępowaniu Ruchu 15 Maja irlandzki filozof widział ryzyko łatwego, ale zwodniczego populizmu, symetrycznego wobec neoliberalnych postulatów wycofania się państwa z kolejnych obszarów życia społecznego i gospodarczego oraz dalszej deregulacji rynku. Niezadowolenie zebranych na miejskich placach mas pozbawionych perspektyw młodych ludzi było słuszne, jednakże źle ukierunkowane; przyczyny kryzysu tkwią nie w niedostatku demokracji lub oderwaniu się państwa od społeczeństwa, lecz w słabości państwa i społeczeństwa wobec zagrożeń ekonomicznych o charakterze ponadnarodowym i transgranicznym. Nawet najprawdziwsza demokracja nie stanowi recepty na ogarniający cały świat kryzys. Nie chodzi przy tym o grupę bankierów zbijających swe fortuny na spekulacji, lecz o dynamiczny układ stosunków i relacji, który okazał się nieprzewidywalny.

Dlatego samo pospolite ruszenie, zgromadzenie tysięcy ludzi i uczynienie w ten sposób widocznymi problemów tuszowanych przez banki, korporacje i instytucje finansowe, nie jest wystarczające. Potrzebny jest kolejny krok. Oburzeni powinni podjąć jeszcze jeden wysiłek, aby stać się republikanami, parafrazując niezastąpionego markiza de Sade’a. A nawet dwa wysiłki. Po pierwsze, konieczne jest wzmocnienie instytucji państwowych poprzez czynne w nich uczestnictwo, a także poprzez rozwijanie komplementarnych wobec państwowych ośrodków pozarządowych, organizacji strażniczych, zajmujących się monitoringiem polityki i biznesu. Po drugie, dla okiełznania chaotycznych przepływów ponadnarodowego kapitału należy stworzyć sieć ponadpaństwowej kontroli i współdziałania, co organizacje pozarządowe mogą uczynić znacznie łatwiej niż instytucje państwowe. Próbą takiego działania był zapoczątkowany w Hiszpanii, lecz poruszający całą Unię Europejską, marsz na Brukselę, którego przedłużeniem powinien być nowy długi marsz przez instytucje. Pettit nie pozostawia przy tym złudzeń, że nie wystarczy dobra wola i szczere zatroskanie ze strony wszystkich zainteresowanych. Demokracja to dla niego codzienna, nudna praca, której nie jest w stanie zastąpić spontaniczna aktywność ruchów społecznych. Doświadczenie wspólnego manifestowania, obrazy tłumów domagających się dialogu ze strony władz pozostaną na wiele lat w pamięci młodego pokolenia, ale nie przekują dusz. Formowana przez wieki psychologiczna i społeczna organizacja świadomości człowieka nie pozwala zrezygnować ze stabilnych instytucji i oprzeć się na wierze w dobrą wolę.

Skomentuj lub udostępnij

Res Publica Nowa