Szymczak: Audyt bez głowy
Trudno inaczej rozważać dzisiejsze posiedzenie Sejmu, na którym zajmowano się audytem 8 lat rządów koalicji PO-PSL, jak tylko w konwencji kabaretowej
Początek kadencji ministra Glińskiego upłynął pod znakiem awantury wokół spektaklu „Śmierć i dziewczyna” w Teatrze we Wrocławiu. Dziś rano ten sam minister, będąc gościem u Konrada Piaseckiego, powiedział, że nie widzi potrzeby finansowania teatru Krystyny Jandy, jeżeli kabaret Jana Pietrzaka nie otrzymał w tym czasie z budżetu państwa ani złotówki. Być może warto rozważyć wycofanie finansowania ze środków publicznych wszelkich teatrów i kabaretów, skoro sejmowa scena dostarcza nam na co dzień doświadczeń iście scenicznych? Jest to promocja idei teatru, jakiej nie zapewnią nam żadne publiczne dotacje.
Porównanie debaty sejmowej do kabaretu jest oczywiście wyświechtanym chwytem retorycznym. Od lat śledzimy i śmiejemy się z wypowiedzi polityków – raz w roku Program Trzeci Polskiego Radia nagradza te najśmieszniejsze. Celebrujemy i lubimy polityków, którzy celnie podsumują oponenta jednym zdaniem. Trudno jednak inaczej rozważać dzisiejsze posiedzenie Sejmu, na którym zajmowano się audytem 8 lat rządów koalicji PO-PSL, jak tylko w konwencji kabaretowej.
Audyt zapowiadany był jako duże wydarzenie. Do ostatniej chwili dziennikarze i obserwatorzy życia politycznego czekali na przecieki z dokumentu, mającego ostatecznie przekonać opinię publiczną, że rządy poprzedniej ekipy to czas bezpowrotnie dla Polski stracony. O żadnym przecieku nie mogło być jednak mowy. W ostatniej chwili rząd poinformował, że audyt odbędzie się jedynie ustnie, w formie sprawozdań poszczególnych członków rządu. Nie istnieje więc żaden fizyczny dokument, który potwierdzałby półroczną pracę nad zrecenzowaniem ośmioletnich dokonań PO i PSL.
Czy pod podszewką każdej demokracji ukrywa się przemoc? O tym nowy numer Res Publiki. Kup już teraz w naszej internetowej księgarni.
Debatę w typowy dla siebie, jednak wciąż zaskakujący sposób prowadził marszałek Joachim Brudziński. Posłance Pomaskiej i posłowi Nitrasowi w arogancki i sarkastyczny sposób zwrócił uwagę, aby powstrzymali się od aktywności internetowej, ponieważ internauci „mają z nich bekę” a wizerunek Sejmu na tym traci. Marszałek jest aktywnym użytkownikiem Twittera, więc powinien zdawać sobie sprawę, że użytkownicy tego portalu z co najmniej równym rozbawieniem komentują dokonania posłów i działaczy formacji, z której sam się wywodzi. Kilkukrotne prośby opozycji o przerwę w obradach były konsekwentnie ignorowane. Jednak gdy około godziny 12 o przerwę poprosił Ryszard Terlecki, została ona zarządzona natychmiastowo. 15 minut później, na antenie TVP Info mogliśmy oglądać występ pani premier na konferencji „Czas na patriotyzm gospodarczy”, organizowanej przez Puls Biznesu.
A sam audyt? Trudno rozmawiać na temat mglistych zapewnień poszczególnych ministrów, jeżeli sam raport nie istnieje na piśmie. Swobodnie operowali oni wielkimi liczbami nie podając ich źródeł ani drogi ich wyliczeń. Premier Szydło w swoim krótkim wystąpieniu otwierającym debatę oskarżyła rządy PO-PSL, że z ich winy Polska straciła 340 miliardów złotych. Później doprecyzowano, że spośród nich 320 miliardów jest wynikiem nieszczelności podatkowej. Zarzuty są oczywiście bardzo poważne, a retoryka ostra. Usłyszeliśmy między innymi o bucie prezesów spółek skarbu państwa czy inwigilacji środowiska tzw. obrońców krzyża. Politycy Prawa i Sprawiedliwości mówili także, że audyt wciąż jest niepełny. Z jakiego powodu dostajemy więc sprawozdanie tak wcześnie – niedoskonałe i pełne retorycznych sztuczek?
Trudno oprzeć się wrażeniu, że chodzi przede wszystkim o kolejną konsolidację własnego elektoratu. Skończony, kompletny audyt mógłby przysłużyć się wszystkim, wytknąć błędy, których na pewno podczas rządów Donalda Tuska i Ewy Kopacz nie brakowało. Mógłby przyczynić się do postawienia odpowiednich diagnoz, które pozwoliłyby z kolei na usprawnienie sukcesywnej naprawy państwa. Forma jaką przyjęło Prawo i Sprawiedliwość paradoksalnie oddala nas od tego procesu. Platforma Obywatelska, którą rzetelny audyt mógłby zmusić do uczciwego rozliczenia się ze swoich błędów, skupi się teraz na wytykaniu rządzącym błędów i zarzucaniu im kłamstw.
Dramat, jakim jest polski parlamentaryzm zyskał dziś nowy, nużący widownie akt, w którym trwa kłótnia dwóch głównych aktorów. Scenariusz nie mówi nam, kiedy ten akt się zakończy. My – widzowie, obywatele – na tym spektaklu tracimy, tak samo jak nadwątlony do granic autorytet państwa.
fot. Marcin Gierasimowicz