Polska made in USA

Opowiedzieć o polskiej współczesności poprzez realia Ameryki lat dwudziestych – takie karkołomne zadanie wziął na siebie Michał Zadara, adaptując w Teatrze Polskim w Bydgoszczy Wielkiego Gatsby’ego Francisa Scotta Fitzgeralda. Wspólny mianownik między polską i amerykańską […]


Opowiedzieć o polskiej współczesności poprzez realia Ameryki lat dwudziestych – takie karkołomne zadanie wziął na siebie Michał Zadara, adaptując w Teatrze Polskim w Bydgoszczy Wielkiego Gatsby’ego Francisa Scotta Fitzgeralda. Wspólny mianownik między polską i amerykańską rzeczywistością jest jednak zaskakująco oczywisty: to napięte relacje między biednymi a bogatymi klasami społecznymi, w który uwikłani są bohaterowie powieści. Reżyser bierze więc pod lupę tandetny świat dzisiejszych nowobogackich i zdziera jego pozorny blichtr. Spektakl konsekwentnie oparty jest na farsowych chwytach, które zarazem karykaturyzują postaci powieści oraz dystansują widza od przedstawianych wydarzeń.

Wielki Gatsby zaczyna się od podziału. Aktorzy pojawiają się na ekranach umieszczonych po obu stronach sceny. Otrzymujemy relację na żywo z ogromnej willi Toma i Daisy Buchanan (Mateusz Łasowski i Barbara Wysocka) zainscenizowanej gdzieś we foyer teatru. Widzowie zostają całkowicie oddzieleni od akcji i, niczym tele-widzowie, obserwują serialowy świat ogromnego bogactwa. Nie mamy do niego dostępu: jesteśmy masami zasiadającymi co wieczór przed telewizorem. Mimo że bohaterowie od czasu do czasu wprost do kamery zwierzają się nam ze swoich problemów, ich rozmowy są przerażająco błahe. Kiedy pojawiają się na tle sztucznych morskich fal orientujemy się, że mamy do czynienia ze światem na pokaz. Wideo wprowadza bowiem do spektaklu pozorny realizm filmowy, który ulega ośmieszeniu i skutecznie buduje kontrast dla łamiących iluzję działań scenicznych.

Scena staje się tutaj przestrzenią konfrontacji ideału z rzeczywistością. Imponująca scenografia Roberta Rumasa – rozpięta między dwudziestowiecznym konstruktywizmem a projektami Jana Pappelbauma – sygnalizuje przenikające się światy biednych i bogatych. Na obrotówce umieszczona jest dwupiętrowa konstrukcja – jednocześnie ekskluzywny loft, willa Gatsby’ego (Michał Czachor) jak również warsztat samochodowy. Za monumentalną fasadą willi czeka nas jednak jedynie fototapeta oraz zespół śpiewający z playbacku włoskie przeboje lat 60. Brak wyraźnych granic między grupami społecznymi skutkuje więc zalewającą scenę tandetą rekwizytów. Przykładowo, w błyskotliwej scenie Tom kupuje swojej kochance kiczowatego psa ze świecącymi oczami, którego można dostać w przejściu podziemnym każdego polskiego dworca. Zadara punktuje w ten sposób niski gust tych, którzy pretendują do miana elity sprowadzając ich życie do najprostszych schematów.

W pierwszej części przedstawienia trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że estetyka Zadary oparta na popkulturowych kliszach jest zbyt nachalna. Publiczność rozpoznaje aluzje do tego stopnia, że nie śmieszą jej kwestie wypowiadane z amerykańskim akcentem, białe kozaki i ubrania z second handu, które mają na sobie aktorki. Mamy przed sobą jedynie płaskie karykatury biegające po scenie niczym chomiki w kołowrotku. Na tym tle wybija się Anita Sokołowska (Catherine), która brawurowo wygłasza rasistowski monolog oskarżający Cyganów o chciwość i próbę zepsucia jej wakacyjnego pobytu w Monte Carlo. W dojmującym scenicznym skrócie reżyser pokazuje, że nowobogactwo podszyte jest absurdalnymi resentymentami, które nie znikają wraz z przejściem do wyższej klasy. Szkoda jednak, że nie wykorzystano w ten sposób także innych postaci, obdarzając je jedynie konwencjonalnym zestawem środków.

Sytuacja zasadniczo zmienia się po przerwie. Farsowość gry stopniowo przeradza się w groteskę. Kamera zaczyna pokazywać stopniową destrukcję celebryckiego świata bogaczy. Scena w hotelu, gdzie Gatsby mówi Tomowi, że Daisy go nie kocha ma w sobie siłę filmów Davida Lyncha (genialna, potykająca się co chwilę kelnerka). Rozpędzona obrotówka dodatkowo wprowadza hipnotyzujący niepokój. Widać to wyraźnie w samochodowej scenie śmierci Myrtle (Marta Ścisłowicz). Na ekranach widzimy obraz z dwóch samochodów, wszystko odbywa się przy ogłuszającej rockowej muzyce, aktorka po prostu podbiega do samochodu i kładzie się na masce.

Reżyserowi udaje się odejść od dosłowności oraz wprowadzić widza w zapisaną u Fitzgeralda sekwencję dramatycznych kulminacji. Pełen goryczy monolog Gatsby’ego, załamana Daisy paląca papierosa w sypialni, w końcu zabójstwo głównego bohatera ukazane są z brutalną konsekwencją. Obnażony zostaje sam mechanizm budowania scenicznego napięcia, kamera śledzi Wilsona (Piotr Żurawski), który zbliża się z bronią do odpoczywającego w basenie Gatsby’ego. W taki sam sposób Zadara zbliża się do teatralnej iluzji (ten sam aktor gra zresztą reżysera w ostatniej sekwencji przedstawienia). Kończący spektakl autoironiczny monolog Małgorzaty Witkowskiej podważa pełną rozmachu inscenizację. „To wszystko nieprawda” przypomina nam, że jakkolwiek nowatorskie i pełne dystansu jest nasze podejście do teatru, zawsze jest ono oparte na zakłamaniu. My także nie przyszliśmy na pogrzeb Gatsby’ego, gdyż byliśmy zajęci obserwowaniem scenicznych fajerwerków, które przygotował reżyser.

Szkoda, że wielopoziomowa reżyserska interpretacja, przynajmniej na premierze, nie została w pełni wykorzystana przez odtwórców głównych ról. Dominika Biernat w roli Jordan ginie gdzieś w otoczeniu świetnych drugoplanowych postaci. Barbara Wysocka, zwykle pełna fizycznego napięcia, tym razem jakby nazbyt rozkojarzona. Michał Czachor przez większość spektaklu buduje głównego bohatera jako konwencjonalnego amanta, bez cienia prestidigitatorskich umiejętności, o których pisał reżyser w programie. Być może wymagający ogromnego zaangażowania od aktorów spektakl musi jeszcze okrzepnąć, by w pełni ujawniły się możliwości zespołu.

Na koniec kilka słów o tłumaczeniu tekstu autorstwa Michała Zadary. Wydaje się, że udało mu się osiągnąć równowagę między obcymi i polskimi elementami tekstu. Jednocześnie tłumaczenie nie lekceważy inteligencji widza pozostawiając ścisły kontekst amerykański nienaruszony. Ciekawym zabiegiem jest również pozostawienie słynnej frazy Gatsby’ego „old sport” w oryginale, co daje tej postaci autentyczną chęć bycia kimś innym niż jest w rzeczywistości. W konsekwencji Zadara udowadnia, że obszar kultury amerykańskiej jest częścią polskiej rzeczywistości i nieustannie powinien być przedmiotem eksploracji a nie jedynie bezrefleksyjnego naśladownictwa.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa