Po co ewolucji kobieta?
Co ma wspólnego nowoczesna kobieta, w garsonce i szpilkach, z pokraczną, człekokształtną zbieraczką przybrzeżnych muszli? Chociażby: ciało, wyprostowaną postawę, tkankę tłuszczową i niechęć do mężczyzn. To dużo czy mało? Prehistoria i ponowoczesność Rzecz nie jest […]
Co ma wspólnego nowoczesna kobieta, w garsonce i szpilkach, z pokraczną, człekokształtną zbieraczką przybrzeżnych muszli? Chociażby: ciało, wyprostowaną postawę, tkankę tłuszczową i niechęć do mężczyzn. To dużo czy mało?
Prehistoria i ponowoczesność
Rzecz nie jest nowa, lecz warto ją przypomnieć raz jeszcze. Pochodzenie kobiety Elaine Morgan zostało wydane w Wielkiej Brytanii w 1972 – w Polsce w 2007, trzy lata później ukazało się jeszcze polskie wydanie Blizn po ewolucji. Książki te można czytać razem, choć Blizny są powtórzeniem i, jak myślę, złagodzeniem tez postawionych w pierwszej książce.
Te dwa podstawowe twierdzenia brzmią: „ewolucja człowieka przynajmniej przez pewien okres przebiegała w środowisku wodnym” oraz „kobieta jest równoprawnym uczestnikiem procesów ewolucyjnych”. Z nich wyprowadzone jest trzecie – nasze ciała ukształtowane są przez złożone procesy ewolucyjne, mało tego, nasze społeczne, międzyludzkie zachowania dają się w sporej mierze wyprowadzić z prehistorii. To, co pisze Morgan, nie jest przejawem tęsknoty za pierwotną wspólnotą albo próbą nobilitacji prymitywnej organizacji społecznej zestawionej ze złym, ponowoczesnym światem. To raczej chęć pokazania raz jeszcze, że – choćbyśmy się bardzo starali o tym zapomnieć – jesteśmy zwierzętami.
Ewolucyjne znaczenie zbieractwa
O ile pierwsza z tych podstawowych tez jest jeszcze do przełknięcia, nawet została już w wystarczającym stopniu oswojona przez środowisko naukowe, o tyle druga o roli kobiety nadal otoczona jest milczeniem. Nawet nie chodzi o dowartościowanie zbieractwa, którym zajmowały się samice, lecz o powiedzenie raz na zawsze: człowiek to mężczyzna i kobieta. Wypadałoby w końcu wyrzucić z podręczników powtarzaną nieustannie opowieść o myśliwych, którzy przynosili upolowanego mamuta, skoro rzecz taka zdarzała się raz na kilka tygodni.
Karmienie społecznej wyobraźni wizją silnego mężczyzny i opiekującej się prehistorycznym domem kobiety jest po pierwsze projekcją, po drugie utrwalaniem stereotypów. Jak tu potem działać „wbrew naturze”, skoro zostaliśmy tak właśnie stworzeni i role nasze już dawno zostały rozdane? To bardzo wygodne argumenty dla strażników starego porządku i wszystkich narzekających na emancypacyjne dążenia kobiet.
Morgan mówi coś zupełnie innego: był taki etap w dziejach ludzkości, kiedy nie było hierarchii wynikającej z podziału pracy, każde zajęcie było ważne dla utrzymania społeczności. Można powiedzieć: to także projekcja, przecież działo się to tak dawno, że nie mamy na to żadnych dowodów. Wykopaliska przywoływane przez Morgan potwierdzają jedynie to, że kultura istot człekokształtnych była łowiecko-zbieracza. To znaczy, że podstawą wyżywienia były nie tylko polowania, lecz także to, co się udało znaleźć w ziemi, błocie lub morzu. Zresztą, jeśli wierzyć Morgan, to właśnie dzięki tym nadmorskim znaleziskom, dzięki małżom, ślimakom i rybom, zawdzięczamy wielkość naszego mózgu, który bez zawartych w mięczakach substancjom nie miałby szansy rozwinąć się do takich rozmiarów.
Nowe ciało pierwszej kobiety
Ale wróćmy do kobiet. Elaine Morgan w prosty i jednocześnie zabawny sposób tłumaczy, co ewolucja namieszała w kobiecych ciałach. Człowiek posiada tkankę tłuszczową w ilości niespotykanej wśród zwierząt lądowych, naturalną jednak wśród zwierząt morskich. Wszystkie fałdki gromadzące się pod skórą znajdują w „wodnej fazie ewolucji” swoje racjonalne wytłumaczenie. Mało tego – ewolucją Morgan potrafi także uzasadnić wielkość damskich pośladków (trzeba było siadać na ostrych, przybrzeżnych kamieniach), a kształt i objętość piersi wytłumaczyć nową, pionową pozycją w czasie karmienia. Nawet pojawienie się błony dziewiczej ma swoją – biologiczną, a nie kulturową, jakby chcieli niektórzy – przyczynę: kobiece ciało musiało wykształcić coś, co chroniłoby organy wewnętrzne przed dostawaniem się do środka piasku.
Wszystko to może się wydawać sprawami tak dawnymi, że nie warto się nimi zajmować. Wszystko poza seksem. Zmiana pozycji na pionową zmieniła także położenie narządów wewnętrznych, pozycja dotychczasowa straciła sens, prokreacja przestała kobiecie sprawiać przyjemność – i jak twierdzi Morgan – jeszcze nie zaczęła. Przynajmniej nie w takim stopniu jak w pradawnych czasach, więc mężczyźni muszą stosować różne triki, by się w końcu do kobiet zbliżyć. Zachowują się więc jak przyjaciółka i dziecko jednocześnie: głaskają, dotykają, przytulają, otaczają czułością i opieką.
Morgan rozprawia się z mitem, że kobiece kształty mają służyć pobudzeniu seksualnemu mężczyzny. W Pochodzeniu kobiety pisze wyraźnie: pośladki są do wygodnego siedzenia, a piersi do komfortowego karmienia dzieci. To, że mężczyzna się nimi zachwyca, nie wynika z tego, że zostały dla niego stworzone, lecz raczej z tego, że bez obgłaskiwania kobieta nie pozwoliłaby się do siebie zbliżyć. By przetrwać, gatunek ludzki musiał wykształcić w sobie zachwyt cechami, które dotychczas pełniły rolę usprawniającą kobiece życie.
Znaczenie przeszłości
Może pomost między prehistorią a teraźniejszością jest pomostem zbyt wielkim i kruchym, by po nim swobodnie spacerować. Wciąż wiemy za mało, wciąż zbyt wiele nam się wydaje. Poza tym i tak pewnie nie uciekniemy od mechanizmów projekcji naszej teraźniejszości w przeszłość. Jednak myślę, że warto raz jeszcze wrócić do lektury Morgan – by odkryć, że to, co ludzkie, jest także zwierzęce, by znaleźć wytłumaczenie dla specyficznej fizjonomii, by odkryć w ciele historię ewolucji.
Nie powiem, że Pochodzenie kobiety rozwiązuje wszystkie problemy współczesności. Na pewno sporo tłumaczy. Mądre czytelniczki i mądrzy czytelnicy znajdą w tej książce niejedną odpowiedź dotyczącą funkcjonowania naszych społeczeństw, które prócz zagmatwanej prehistorii mają także skomplikowaną historię, pełną nadużyć, przekłamań i fikcji. Może jednak szukanie pewnych odpowiedzi w pierwotności i ewolucji nie okaże się aż tak zwodnicze, na jakie wygląda. A nawet jeśli uznać to tylko za kolejną, feministyczną, wersję historii ludzkości – cóż, lepiej myśleć o sobie jako o tej, która zbierała małże powodujące wzrost ludzkiego mózgu, niż jako o tej, która całymi dniami czekała na swojego wspaniałego myśliwego, który przyniesie mamuta…