Miastowieś

Z tą wsią to jest ciągle jakoś tak ni z gruchy ni z pietruchy. Niby lepiej, ale nie do końca. Unia ją zmodernizowała, ucywilizowała, przystrzygła, pobudowało się chodniki, orliki, secesyjne altany, posadziło żywopłoty, tuje i […]


Z tą wsią to jest ciągle jakoś tak ni z gruchy ni z pietruchy. Niby lepiej, ale nie do końca. Unia ją zmodernizowała, ucywilizowała, przystrzygła, pobudowało się chodniki, orliki, secesyjne altany, posadziło żywopłoty, tuje i ogrodowe krasnale. Dolna Austria, japońskie bonsai. Ale tak miało być, tak czy nie?

Nawet w telewizorze jakby rzadziej te wiejskie mordobicia o miedzę, nawalanki sztachetami, bo kluby porobili, co to niewiele się różnią od tych miejskich, zachlane gęby i dwanaście jaboli pod sklepem – jakby rzadziej. Szela nie żyje, Lepper wiadomo, święty spokój. „Ranczo” leci, sielanka.

Sokolica (Warmińsko-Mazurskie), 1976 r., (CC BY-NC-ND 2.0) by Andrzej Szymański / Flickr

Poruszając tematy prowincjonalne, szczególnie z perspektywy Metropolii, łatwo można oberwać pod zarzutem nostalgii albo melancholii (ale, do cholery, jakim prawem odbierać ludziom do nich prawa?). Dlatego w takich okolicznościach warto sięgnąć do twardych, naukowych analiz.

Już we wstępie do Stanu i rozproszenia autorzy nadmieniają, że ich dzieło jest pierwszym w nowej Polsce (sic!) kompleksowym ujęciem stanu kultury lokalnej i ogólnej kondycji wsi. Czytamy: „We współczesnych badaniach społecznych i humanistycznych wieś cieszy się umiarkowanym zainteresowaniem (chociaż to 90% powierzchni kraju i 40% jego mieszkańców), w dodatku – jeśli już ten temat bywa podejmowany – to najczęściej w sposób tendencyjny i daleki od obiektywizmu”. Od razu wróciły do mnie słowa Wiesława Myśliwskiego, który w jednym z esejów stwierdził, że w gruncie rzeczy wieś Metropolię nigdy nie interesowała. Dalej: „Po 1989 roku także orientacja liberalna nie okazała się łaskawa dla polskiej wsi, proponując kształt modernizacji sprowadzony do trzech słów: depezantyzacja (odchłopienie), dezagraryzacja (odrolnienie) i deruralizacja (odwsiowienie)”. Dalej jest o symptomach miejskiego szowinizmu, który ma sprowadzać się mniej więcej do tego, że ma być tak, jak miasto chce.

Nie tylko z tych powodów wydana przez Narodowe Centrum Kultury pozycja jest inicjatywą zbożną i godną uwagi. Po pierwsze – jego twórcy wyszli w teren. Ich konkluzje osadzone są na metodycznych badaniach, wywiadzie, a często porządnej reporterskiej robocie. Co z nich wynika?

O stanie kultury Polski lokalnej nie wiemy zgoła nic. (…) Przede wszystkim na wsi nie ma kultury. Na wsi, zdaniem jej mieszkańców, jest natura. (…) Nie ma następstwa zmodernizowanego po tradycyjnym, nowe nie zastępuje w stu procentach starego. Wszystko występuje pospołu, razem. (…) Młode osoby w przestrzeni publicznej to rzadkość. (…)Bycie tradycyjnym (…) nie wyklucza się, jak widać, z otwartością na świat i w tym właśnie powinno upatrywać się mentalnego kapitału, zdolnego przemodelować przyszłość kultury małych polskich miejscowości.

Czas wolny na wsi? Orlik, grabki, grill, piwko, TV, Polsat odbiera.

I znów wraca jak bumerang ta zagwozdka. Czy próby krzewienia na wsi wyższej kultury to walka z wiatrakami? Przecież tego prowincjusza czytanie żywcem guzik obchodzi, gwiżdże na to. Wniosek ryzykowny. Odbierając nawet mniejszości na wsi dostępu na przykład do bibliotek (są w fatalnej kondycji), skazujemy prowincję na jeszcze głębszą marginalizację. Przecież jednak wiedza, edukacja i kultura poszerzają horyzonty, otwierają jakoś te klapki na oczach i nić porozumienia między ludźmi i klasami budować potrafią. Ale czy czynią nas lepszymi? Czy erudyta z racji swej erudycji jest w istocie dla bliźniego swego istotą lepszą? Im więcej czytam, tym bardziej wątpię. A to piwko, grill? A może tak wolą? Może zapominamy już w rozbuchanej inteligencko-kapitalistycznej rzeczywistości, jak to jest pięknie i malowniczo, że powtórzę za jednym pisarzem – tak przewalić kawałek życia? Może negacja pośpiechu, imperatywu wzrostu jest dziś najwyższą i wymagającą najwyższych poświęceń formą buntu? Coraz trudniej nam usiąść, odsapnąć, nabrać dystansu. Usiąść. Właśnie, na czym? Na ławce. Takiej przed domem, przy drodze, jak to na wsi. Zapalić, przepłukać gardło, porozmawiać, wyżalić się.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa