Mariusza Szczygła Kraj Raj
Podobno zdrabniamy słowa, do których mamy emocjonalny stosunek. Dlatego w Polsce mówimy „pieniążki” i „wódeczka”. Fakt, że Czesi zdrabniają absolutnie wszystko pozostawię do wyjaśnienia psychoterapeutom. W Zrób sobie raj nie ma zdrobnień, chyba że są […]
W Zrób sobie raj nie ma też przymiotników. Kiedy ją czytałam, nie zwróciłam na to uwagi. Styl klarowny i czysty, żadnych kwiecistych porównań. Ale żeby tak zupełnie bez przymiotników? Sprawdziłam. Fakt, jest ich niewiele. Konkretne, krótkie zdania. Jeśli pojawia się jakiś przymiotnik, można mieć pewność, że jest absolutnie konieczny. Na stronie 34 naliczyłam z wielkim trudem 3, gdzie indziej nawet ta sztuka mi się nie udała. A więc Jan Balabán jest „wierzący” a pewien dramaturg „brytyjski”.
I wszystko niby w tej książce takie wyważone, żadnych zdrobnień, klarowny język pozbawiony nadmiernej kwiecistości, a tyle emocji. Z każdego zdania wypływa zachwyt nad pragmatyzmem naszych południowych sąsiadów, nad ich absurdalnym poczuciem humoru, zdrowym podejściem do rzeczywistości i sensownymi oczekiwaniami od innych i świata. Jeśli jednak ktoś spodziewa się czechofilskiej laurki, to może się zawieść. Bo Czechy to nie tylko miły dla serca piwny skansen. Szczygieł, parafrazując Wilde’a, zaznacza, że uwielbiamy Czechów, bo to naród, który ma zupełnie inne wady niż my. Ale je ma, o czym warto pamiętać. Może wtedy pozbędziemy się wreszcie cukierkowatego przekonania o tych uroczych Pepikach, co tacy zabawni i rubaszni są. Ale co tu ukrywać, również tchórzliwi i niegroźni. I wreszcie przestaniemy ich protekcyjnie klepać po plecach.
W sposób uprzejmy i miły, bo – jak zaznacza sam Szczygieł – psychoterapeuta już dawno uświadomił mu, że jego spokój to rodzaj agresji – autor strzela z karabinu miłości do Czechów. Nie jest to krytyka brutalna, wszak mimo swojego opanowania, kraj ten naprawdę szczerze uwielbia. W sumie być może nie jest to nawet krytyka, a jedynie prawdziwa sympatia, która zawsze powinna zawierać w sobie odrobinę ironii i sarkazmu. Zwłaszcza w stosunku do narodu, który nie wyobraża sobie życia bez dwóch powyższych rzeczowników.
Nie jest to książka obiektywna ani syntetyczna. I nie musi. To nie jest podręcznik akademicki (choć warto zwrócić uwagę na większą ilość przypisów niż w Gottlandzie i nawiązania do naukowych publikacji, m.in. świetnej pracy Roberta Kulmińskiego o wizjach śmierci w prozie czeskiej). Jeśli ktoś oczekiwał analizy fenomenu Járy Cimrmana, historii opisujących małe morawskie miasteczka, opisu ostatniej kampanii parlamentarnej czy też wzmianek o konfliktach czesko-romskich, musi poczekać na kolejną książkę, albo poszukać gdzie indziej. W zamian za to Szczygieł ofiaruje czytelnikowi całkiem poważny arsenał tematów, z przewijającym się przez całą książkę wątkiem religijności, czy też raczej areligijności Czechów.
Historia Egona Bondego alias Zbyňka Fišera to nie tylko opowieść o jednej z najbarwniejszych postaci czeskiej poezji, o filozofie, którego praca doktorska zawierała tyle wulgaryzmów, że profesor musiał poświęcić tydzień na znalezienie odpowiedniej ilości zamienników, guru Plastic People of Universe, Słowaku z wyboru i twórcy fekalizmu – nowego nurtu w poezji. To także wycieczka przez skomplikowane wybory ideologiczne XX wieku. Reportaż o najbardziej rozpoznawalnym czeskim fotografie – Janie Saudku, mówi więcej o czeskim podejściu do seksualności i granicach pruderii niż analiza piętnastu podręczników seksuologii. Natomiast szkic o znikających pogrzebach nie tylko przypomina o imponującej „czeskiej krematoryjnej tradycji“, lecz także każe sobie zadać pytanie, czy rzeczywiście w opozycji od nas samych Czesi są narodem, który nie lubi cierpieć. A do tego takie literackie smaczki, jak analiza czeskiego hymnu czy kultowego komiksu, w którym pewien zielony ufoludek wyśmiewa się ze wszystkiego przy pełnym zachwycie kibicujących mu od lat obywateli Czeskiej Republiki.
Czechofile, czechoznawcy i Polacy mieszkający choć przez chwilę w Pradze być może pomyślą, że przecież wiele z opisywanych w Zrób sobie raj spraw to żadna tajemnica ani specjalna nowość. Uważny obserwator praskiego życia knajpianego dość szybko zorientuje się, jakie fascynujące pasaże mógłby napisać o jednym z muzyków kultowego zespołu Plastic People of Universe, który nadal w sposób legendarny upija się wszędzie, wykonując przy okazji całą masę artystycznych happeningów, czy też skreślić kilka słów o przywoływanym przez Szczygła Jirousie, barwnej postaci czeskiego undergroundu, budzącej gdziekolwiek się pojawi wiele obaw, ponieważ wykazuje niebywałą wręcz umiejętność pozbywania się ubrań w najmniej spodziewanych momentach. Itd. itp. No cóż, nic nie stoi na przeszkodzie. Myślę, że im więcej publikacji o Czechach, tym lepiej. Pewnie niektóre będą popadały w cukierkowaty zachwyt, nie wszystkie będą tak perfekcyjne warsztatowo jak Zrób sobie raj. Ale póki jeszcze nie powstały, polecam zaczytać się w książce Szczygła, nawet jeśli mamy jakieś „ale”. Bo naprawdę warto.