Łódź – studium przypadku
Jest takie miasto w środku Polski, które zaprzecza podziałom na centra i peryferie, metropolię i niemiasto. Nie mieści się w kategoriach poznawczych i w zasięgu narzędzi stosowanych zwykle do rozwiązywania problemów, które go nękają. Łódź […]
Jest takie miasto w środku Polski, które zaprzecza podziałom na centra i peryferie, metropolię i niemiasto. Nie mieści się w kategoriach poznawczych i w zasięgu narzędzi stosowanych zwykle do rozwiązywania problemów, które go nękają.
Łódź – to miasto na prawach powiatu w środkowej Polsce. Trzecie miasto w kraju pod względem liczby ludności zameldowanej (737 098 osób) i czwarte pod względem powierzchni (293,25 km2), ośrodek posiadający 6 uczelni państwowych i około 20 prywatnych, fiharmonię, muzea, teatry etc.
Łódź to miasto w środku Polski. A gdzie leży na mapie mentalnej tzw. społecznej świadomości powszechnej?

Gród bawełny, protestów i plajt1
To młode miasto. Jego kariera zaczyna się właściwie na początku XIX wieku, kiedy zostało włączone do okręgu osad przemysłowych z przeznaczeniem na pełnienie ośrodka tkackiego i sukienniczego. Szybkość zmian, które zaszły w ciągu kilkudziesięciu kolejnych lat podczas przeobrażania się w ośrodek fabryczny, przewyższa skalą porównywalne zjawiska Europy i Świata tego okresu: w latach 1850–1900 liczba ludności w Łodzi zwiększyła się o 2006% (w Londynie o 192%, w Manchesterze – 55%)2.
Intensywność i dynamika przekształceń, które musiały następować w tak szybko rozrastającym się mieście, każe sądzić, że mieszkańcy (częstokroć chłopi rozpoczynający pracę jako robotnicy) musieli doświadczać rzeczywistości nieustannie na granicy szoku percepcyjnego. Był to jedyny taki ośrodek na ówczesnych terenach Królestwa Polskiego (ale także w dzisiejszych granicach Polski). Wielki handel, przemysł, drapieżny kapitalizm. Fabryki i osiedla robotnicze stanowiące (ściśle) regulowane wewnątrzmiejskie uniwersa.
To miasto było inne. Obce. Miasto nie zakorzenione w średniowiecznych czy renesansowych tradycjach i mitach założycielskich wielkich królów-fundatorów, pozbawione gotyckich katedr i diametralnie niemieszcące się w paradygmacie dworkowo-narodowej Polski, było obce również etnicznie i kulturowo. Mogło się jawić jako konglomerat przede wszystkim Niemców, Żydów i młodej kultury masy robotniczej, pozbawionej początkowo etosu czy tradycji. Wskaźnik alfabetyzmu był proporcjonalny do niskiej skolaryzacji. Brak było też sieci kanalizacyjnej i wodociągowej oraz sprawnego kolejowego połączenia z resztą kraju, bo Łódź rozrosła się, kiedy układ kolejowy terenów centralnych był już względnie ustalony. Budynki mieszkalne przeplatały się z przemysłowymi, stąd dyskomfort codziennego życia, w które wdzierał się dym i rytm pracy maszyn.
Rozwarstwienie społeczne było drastyczne i bardzo widoczne. „Jest w Polsce takie miasto – złe. I jakże obłudne, bo jakby w welon żałobny spowite, a drwiące ze śmierci. Tysiące szczytów wyniosło w podniebia wysoko, a spodem we krwi się płuży. Nieugiętą moc czerpie z wiotkich kwiatów bawełny, a z martwego złota życie” – takie refleksje o Łodzi pogrążonej w porewolucyjnym zamęcie spisał w szkicach Zygmunt Bartkiewicz, publikując później Złe miasto. Obrazy z 1907 roku. Tak więc, „kto z Łodzi pochodzi, ten sam sobie szkodzi” i lepiej omijać złe miasto w podróży.
Konsekwencją błyskawicznego rozwoju były znaczne zapóźnienia cywilizacyjne, ale od powstania styczniowego, kiedy władze carskie zaniechały jakiegokolwiek gospodarowania miastem, nie było ono objęte żadnymi zewnętrznymi regulacjami. Później II Rzeczpospolita kierowała się filozofią „stawiania na najmocniejsze konie”, co w języku niezrealizowanej strategii metropolitalnej oznaczałoby „lokomotywy rozwoju”, z drugiej strony sanacja miała ściśle narodowy wymiar, państwo odbudowywano na bazie uwolnionej polskości na całym jej kapitale symbolicznym i intelektualnym. Wieloetniczna, przemysłowa Łódź (ówcześnie drugie co do wielkości i najbardziej przeludnione miasto na obszarze Polski) nie została uwzględniona w głównych planach inwestycyjnych, nie doczekała się uczelni wyższej ani linii kolejowej na południe kraju. Dzięki dość prężnemu magistratowi i pojedynczym jednostkom rozwija się swoim rytmem. Nie uczestniczy w micie polskiego modernizmu.
W ramach dygresji warto zauważyć, że rozwój Łodzi jako ośrodka przemysłowego w szkolnej dydaktyce historycznej (i jakiejkolwiek innej) jest ewidentnie pomijany. Być może to wyłącznie problem mojego pomorskiego kształcenia, ale wiele wskazuje, że to bardziej generalny problem. To nie tylko przemilczenie powstania i rozwoju nowego miasta gdzieś pomiędzy dwoma powstaniami a Wielką Wojną, ale ogólny problem z umiejscowieniem epizodów przemysłowych w historii rozwoju Polski. Z tego, co pamiętam, rewolucję przemysłową omawialiśmy z perspektywy Manchesteru.
2 komentarze “Łódź – studium przypadku”