Jarmuż, Kurtis, Marcuse
26 listopada, w sobotę, był Dzień Bez Kupowania (Buy Nothing Day). A jednak coś kupiłam. Z kooperatywy spożywczej przyniosłam w plecaku różnokształtne dynie, trochę pokrzywionych marchewek, i zmierzwiony jarmuż, z którym nie mam pojęcia, co […]
26 listopada, w sobotę, był Dzień Bez Kupowania (Buy Nothing Day). A jednak coś kupiłam. Z kooperatywy spożywczej przyniosłam w plecaku różnokształtne dynie, trochę pokrzywionych marchewek, i zmierzwiony jarmuż, z którym nie mam pojęcia, co zrobić. Kupiłam też gazetę, która na pierwszej stronie informuje o obniżeniu ratingu Węgier do poziomu „śmieciowego”, a na jednej z ostatnich – spekuluje, kiedy za sprawą kryzysu wybuchnie trzecia wojna światowa.
Oprócz tego nic szczególnego się nie wydarzyło. Jedynie w Krakowie koalicja organizacji anarchistycznych i pozarządowych zorganizowała manifestację i happening przed galerią handlową. Portal gazeta.pl na stronie w jednej czwartej upstrzonej kolorowymi reklamami (wszak dawno już wkroczyliśmy w okres przedświąteczny) informuje o porażce Buy Nothing Day w Londynie: „konsumeryzm pokonał idealizm” – stwierdza anonimowy autor newsa, nie za bardzo wiadomo, czy z nutką żalu, czy triumfu. Wciąż nie jest więc jasne, że to raczej nie idealizm, lecz resztki szeroko rozumianej dążności do samozachowania winny być raczej tą siłą, która powstrzymuje nas od rozbuchanej konsumpcji. „Śpiesz się! Dla pierwszych dwóch klientów i-pad w prezencie!” – mruga w tym czasie porozumiewawczo i niecierpliwie jaskrawy baner po prawej stronie artykułu.
W Polsce musimy się spieszyć: musimy kupować więcej i więcej, konsumowanie jest cnotą, musem, świętym obowiązkiem, bo przecież jak bez wzrostu konsumpcji pociągniemy? W porannych programach gospodarczych eksperci uczeni i napuszeni uspokajają, że w ostatnim miesiącu odnotowano jej stały wzrost. Uff, co za ulga. To pewnie dlatego pracujemy najdłużej w Unii Europejskiej i jesteśmy z tego dumni. Zapewne dlatego także ministrem środowiska zostaje były wiceminister gospodarki, który ma się zająć tajemniczą równowagą pomiędzy ochroną środowiska a interesami gospodarczymi, a nie po prostu ochroną środowiska.
Nie jesteśmy leniwi, jak Grecy, szkodnicy. Nie przepuścimy żadnej okazji. Nie będzie nam zblazowany i roszczeniowy Milo Kurtis – hipis podważał etyki pracy i konsumpcji. W ostatnim wywiadzie w „Gazecie Świątecznej” (19-20.11) twierdził, że Polak za wszelką cenę musi się dorobić, a Grek jest w stanie zadowolić się skromną sumą i nie chcieć więcej (na przykład odmówić przygotowania obiadu polskim turystom o nietypowej dla lokalnej tradycji porze). Profesor Janusz Czapiński w kilka dni po ukazaniu się wywiadu z buntowniczym muzykiem przywołuje go do porządku w radiu Tok Fm w audycji u Grzegorza Chlasty, mówiąc (odtwarzam z pamięci), że w Polsce też niestety wciąż są ludzie, którzy żyją tylko z zasiłku, i nawet, gdy im się proponuje dorobienie przy skoszeniu trawnika, nie będzie im się chciało. Co za szczęście, że mamy ekspertów, którzy zastosują właściwe porównanie, powiedzą, jak żyć, wyprostują zapętlone ścieżki.
„Ludzie rozpoznają się w swoich towarach: odnajdują swoją duszę w automobilu, zestawie hi-fi, wielopoziomowym mieszkaniu, wyposażeniu kuchennym” – pisał w 1964 w „Człowieku jednowymiarowym” Herbert Marcuse. Dziś możemy odnaleźć swoją duszę w i-podzie, notebooku, Kindle’u, meblach nie-z-Ikei, o wiele więcej możliwości i wymiarów ma dziś konsumpcja! O ile subtelniej i w jak urozmaicony sposób da się dziś podkreślać swoją indywidualność, odmienność, pozornie nieistotne społeczne granice, dokonywać nieustannej dystynkcji. Być jednowymiarowym/ą na tysiące sposobów! I o ile trudniej się z tego wyplątać, nie tylko w imię idealizmu, ale chociażby w imię jak najbardziej hedonistycznie rozumianej jakości życia, wolnego czasu, świeżego powietrza, relacji z bliskimi, satysfakcjonującej odmowy skoszenia trawnika.
A jednak możemy podjąć pewne małe kroki, zwłaszcza przed Bożym Narodzeniem. Możemy na przykład w tym roku nie tuczyć książkowego potwora. Albo nabyć jarmuż bezpośrednio od rolnika (znalazłam przepis, wystarczy podsmażyć z cebulą, czosnkiem i przyprawami).