Górski: Ogród Kissingera

Jeżeli polityk działa moralnie wątpliwie, to musi być skuteczny. W przeciwnym razie naraża się na słuszną krytykę. Z tym do dziś mierzy się Henry Kissinger.


Spacerując po Ogrodzie Krasińskich moją uwagę przykuł czerwony tulipan zagubiony wśród wzoru ułożonego z fioletowych kwiatów i białych kamieni. Burzył starannie zaplanowany przez ogrodnika porządek. Ta niedoskonałość ginęła jednak w ogólnej harmonii ogrodu, dającej poczucie spokoju. To on sprawia, że odczuwamy przemożną potrzebę ładu przejawiającą się w zwyczajnych domowych porządkach, miejskim ładzie przestrzennym, porządku konstytucyjnym państwa czy próbie budowania porządku światowego.

Wyraz potrzebie tego ostatniego  dał niedawno Henry Kissinger, fenomen przypominający bohatera jego własnych prac – Metternicha. Obaj wybitni dyplomaci, jeden i drugi w swoim czasie odegrali znaczącą rolę w kształtowaniu epok mogących śmiało być nazywanych ich imionami. Za swoją działalność w czasie największych sukcesów byli i są zarówno chwaleni – gdyby tuż po Kongresie Wiedeńskim przyznawano pokojową Nagrodę Nobla z pewnością Metternich by ją otrzymał, tak jak w 1974 roku odebrał ją Kissinger – i krytykowani niezwykle ostro za obojętność na los zwykłych ludzi, austriacki arystokrata w ogóle nie zaprzątał sobie głowy ludem, z kolei dla amerykańskiego sekretarza stanu ważniejsze były dobre relacje z Mao niż ofiary rewolucji kulturalnej.

Listę zarzutów w stosunku do Kissingera można byłoby ciągnąć (przoduje w tym Christopher Hitchens), tak samo jak listę słów uznania, które na niego spłynęły Jest więc tyle postacią kontrowersyjną, co szanowaną. I z tego powodu wciąż chętnie spotykają się z nim politycy z całego świata, również ci, o znaczeniu światowym. Niedawno można było zobaczyć obrazki, na których po przeciwnych stronach stołu siedzieli dziewięćdziesięciojedwu letni były sekretarz stanu Stanów Zjednoczonych oraz obecny prezydent Federacji Rosyjskiej, Władimir Putin. Dla Putina była to nobilitacja, którą mógł wykorzystać dla podniesienia majestatu swojej władzy w oczach Rosjan. Dla Kissingera kolejna wątpliwa moralnie decyzja, mająca jednak w ostateczności służyć słusznej sprawie – zrobienie kroku do zbudowaniu stabilnego świata.

Ten cel Kissingera można zrozumieć po przeczytaniu jego ostatniej książki Porządek światowy, która nie pozwala wątpić, że podejmowane działania nie są wybrykami starego ekscentryka. Kissinger ukazuje w niej stawkę o jaką toczy się obecna gra polityczna na naszej planecie. Jest nią ład globalny, którego wizje różnią się w zależności od obszaru kulturowego, w którym powstały. Kluczowy problem dzisiejszego świata polega na tym, że wizje te są konkurencyjne. Wszystkie oferują na końcu pokój, współżycie na przyjaznych warunkach, pomyślność i szczęście, jak w rajskim ogrodzie. Jednak żadna z tych wizji nie może uwzględniać współistnienia z innymi. Porządek światowy może być jeden, a jego wizje reprezentowane przez Europejczyków, Amerykanów, Rosjan, Chińczyków czy muzułmanów się wykluczają.

Kissinger dokonuje przeglądu tych wizji, z którego wyłania się obraz „powrotu” historii. Nie chodzi o odpowiedź na ideę końca historii – obrazu bezalternatywnego świata, z którego zostaliśmy wyrwani, gdy zobaczyliśmy, że nie dla wszystkich jest ona równie atrakcyjna, że inni mają równie poważne plany, oraz że wciąż żyjemy w świecie pełnym konfliktów. Kissinger wydobywa na pierwszy plan głęboko zakorzenione w różnych kręgach kulturowych wizje porządków światowych. Zostały one ukształtowane w procesie długiego trwania, złożyły się na nie czynniki związane z różnym postrzeganiem świata przez te kultury, jak i ich odmienne doświadczenia polityczne, a to wszystko działo się i dzieje dzięki, jak powiedziałaby Jadwiga Staniszkis, krążeniu idei. To one decydują o wydarzeniach rozgrywających się na naszych oczach.


Czy pod podszewką każdej demokracji ukrywa się przemoc? O tym nowy numer Res Publiki. Kup już teraz w naszej internetowej księgarni.

2-15-T-cov-wer

Zamachy terrorystyczne w Paryżu czy Brukseli są odzwierciedleniem właśnie starcia tych idei. W negocjacjach biznesowych z Chinami również się one ujawniają. Są to kolejne odmiany sporów, z którymi mieliśmy do czynienia już wcześniej. Jednak kilka oczywistych czynników, takich jak zintensyfikowanie kontaktów politycznych, gospodarczych, kulturowych, ich łatwość, pojawienie się nowych znaczących graczy na scenie międzynarodowej czy posiadanie przez niektóre państwa w arsenałach broni atomowej (lub zabieganie o nią) spowodowało zamieszanie na skalę nieznaną dotąd w historii.

Obecny światowy nieporządek skłania Kissingera do poszukiwania nowego światowego ładu mogącego być do zaakceptowania przez wszystkich głównych aktorów – tych, którzy mogą najwięcej namieszać na arenie politycznej świata. Były sekretarz stanu USA sięga więc po europejski koncept równowagi sił. To ona ma rozwiązywać zdawałoby się nierozwiązywalne konflikty tym razem na poziomie globu. Tylko czy to, co udało się w dużym stopniu w siedemnastowiecznej Europie może mieć zastosowanie w skali planety w XXI wieku? Czy inni przyjmą narzucenie porządku, którego źródło tkwi w innej kulturze? Czy próby jego zaprowadzenia nie wywołają reakcji obronnych, jeszcze bardziej zaogniając spory?

Kissinger jest świadom tych problemów, ale równocześnie w takim podejściu dostrzega jedyne wyjście na ułożenie spraw tego świata. Uznaje, że jakikolwiek porządek – czy to państwowy, czy międzynarodowy – musi być kształtowany, a nie narzucany innym. Ujawnia się tu pewien paradoksjego propozycji mającej również w sobie coś z dyktatu. Kissinger chce pełnić rolę właściciela ogrodu, który decyduje o ogólnych założeniach, natomiast szczegóły zostawia swoim ogrodnikom. Ogród ma cieszyć jego oko, szczegółami nie zawraca sobie głowy. Po prostu ma panować porządek. Wszystkie elementy mają się dobrze komponować, żaden nie może przytłaczać pozostałych, ani nie mogą one wchodzić ze sobą w konflikt. Ma istnieć między nimi równowaga. Na polu polityki międzynarodowej przybiera ona postać równowagi sił. Tę lekcję Kissinger, jaktwierdzi, wyciągnął przede wszystkim z ustanowienia systemu westfalskiego w Europie.

Obecna sytuacja na świecie przypomina mu tę, która dręczyła siedemnastowieczną Europę. Spierały się odmienne, nieprzystające do siebie wizje porządków – katolicka i protestancka, oparte na władzy świętej i świeckiej. Równie wielu aktorów odgrywało wówczas ważne role – Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego podzielone na rozliczne państewka (część protestanckich, część katolickich), katoliccy Habsburgowie jako rodzina panująca w Austrii i Hiszpanii, protestancka Szwecja, Holandia, Anglia, grająca na swoją potęgę niezależnie od kwestii religijnych  Francja kardynała Richelieu, w końcu sam papież. Z tego wszystkiego wyłaniał się chaos niszczycielskiej wojny domowej w Europie. Po kilkunastu latach uznano, że nie można w niej tkwić dalej. Podejmowano próby zaprowadzenia pokoju jednak na marne. Dopiero zwołanie kongresu w Westfalii przyniosła oczekiwany rezultat, a ustanowione tam zasady – jak się później okazało – przetrwały z pewnymi zmianami do dziś.

W dwóch miastach, Münster i Osnabrück, oddalonych od siebie o 50 km, by można w ciągu dnia przemieszczać się między nimi, zebrało się kilkaset osób, dyplomatów. Nazwiska większości z nich nic nam dziś nie mówią. Było wśród nich kilka wybitnych umysłów, jak chociażby Hugon Grocjusz czy kardynał Mazarin, ale trudno znaleźć wśród uczestników kogoś, kogo dziś moglibyśmy określić mianem wielkiego polityka. A mimo to, ci „urzędnicy” dokonali czegoś wielkiego – dali podstawy pod funkconujący i dość stabilny system międzynarodowy. Może się to udało właśnie dlatego, że nie było tam żadnego wielkiego przywódcy?

Dziś, kiedy utyskuje się nad brakiem przywództwa politycznego w Europie i na świecie – co czyni także Kissinger – może to być argument za nieco bezbarwnymi postaciami kierującymi jednak sprawy w odpowiednim kierunku. Ten przykład pokazuje, że do ustanowienie nowego porządku nie potrzeba osób pokroju Napoleona, Aleksandra I, Bismarcka, Hitlera, Churchilla czy Stalina, którzy mieli takie ambicje. Wszelkie próby odgórnego pisania ładu – tak jak było w przypadku rewolucyjnych wizji, Świętego Przymierza, konferencji w Wersalu, czy zaordynowanego kalifatu obejmującego cały glob – kończyły się niepowodzeniem. Światowy pokój jest rzeczą cenną i pożądaną, ale żadne pokolenie nie potrafi podporządkować się apodyktycznym wymogom zrodzonym w głowie jednostki.

Z pewnością w XVII wieku łatwiej było prowadzić politykę negocjacyjną łączącą się z działaniami gabinetowymi i kuluarowymi, co w społeczeństwach demokratycznych zawsze budzi niepokój; często oskarża się o to Unię Europejską. Co więcej, dziś po prostu nie ma tyle czasu na podejmowanie decyzji. Wiele spraw toczy się szybciej, sytuacja dynamicznie może się zmieniać z godziny na godzinę, o czym na bieżąco mogą być informowani decydenci. Także my, obywatele oczekujemy od nich szybkich reakcji i irytujemy się opieszałością, ponownie za przykład mogą posłużyć działania UE.

Wróćmy jeszcze do wypracowania zasady równowagi sił, tak jak się to dokonało w siedemnastowiecznej Europie. Było to możliwe dzięki oparciu się na uwspólnionych wartościach i uznawanym przez wszystkich głównych graczy zestawie dopuszczalnych działań. Tylko tyle i aż tyle. Wszystko inne miało być rozwiązywane na bieżąco w ramach respektowanych założeń ogólnych. Właśnie tę myśl Kissinger chce przenieść w czasie i przestrzeni, zaadaptować ją do warunków świata dwudziestego pierwszego wieku.

Na początku wspomniałem o podobieństwach między Kissingerem i Metternichem, na końcu warto pokazać choć jedną różnicę. Metternich uważał, że na wschód od jego ogrodu na przedmieściach Wiednia kończy się uporządkowany świat, w którym czuje się jak u siebie, a zaczyna nieład. kraina barbarzyńców. (Po blisko dwóch wiekach za takie traktowanie Europy Środkowej i Wschodniej skrytykował go Mykoła Riabczuk w jednym z esejów ze zbioru Ogród Metternicha). Natomiast dla Kissingera ogrodem jest cały świat, porusza się po nim swobodnie, niezależnie w jakiej części się znajduje, czego daje dowód w swojej książce. Chce wpływać na jego kształt na poziomie ogólnych zasad, tak by spoglądając z pewnego dystansu wszystko układało się w pewien zrozumiały ład i cieszyło oko. Przymyka je za to na sytuacje zaburzające porządek, jednak, jak czerwony tulipan, ginące w szerszej perspektywie czy też budzące moralne wątpliwości. Za takie podejście Kissinger wciąż jest krytykowany przez osoby nie mogące przejść obojętnie obok krzywd jakie dzieją się wokół, marzące o rajskim ogrodzie, a nieakceptujące istniejącego ogrodu niedoskonałego.


Henry Kissinger, Porządek światowy, przełożył Maciej Antosiewicz, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2016

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa