Florida: Do diabła z klasą kreatywną II
Musimy odejść od celów stricte indywidualistycznych i zwrócić się ku kulturze „osiągnięć wspólnot miejskich”.
Od czasów, kiedy napisałem pierwszą książkę o klasie kreatywnej, przekonałem się, że gospodarka kreatywna pogłębia istniejące podziały społeczne, wzmaga segregację i separację grup społecznych. Podnosi jakość życia w mieście, ale w wybranej dzielnicy i tylko mieszkańcom należącym do klasy kreatywnej. Z Richardem Floridą, ekonomistą, profesorem z Martin Prosperity Institute Uniwersytetu w Toronto, twórcą pojęcia klasy kreatywnej, rozmawia Marta Żakowska.
Pierwsza część wywiadu znajduje się tutaj.
Dobra polityka społeczna amortyzacją procesu gentryfikacji – to już krok bliżej do rewitalizacji.
Musimy zacząć od podstaw i wesprzeć najsłabiej uposażone grupy ekonomiczne. Myślę jednak, że za dużo czasu poświęcamy dyskusjom o gentryfikacji, upraszczając sprawę, a za mało rozmawiamy o wzmacnianiu najsłabszych. Obecnie najważniejszym problemem jest skrajna nędza i długotrwała bieda. W Stanach Zjednoczonych, które badam od lat i znam najlepiej, ogromnym zagadnieniem związanym z biedą jest jej warunkowanie przez dyskryminację rasową. Badania pokazują, że gentryfikowane okolice w całych Stanach to zaledwie 3 proc. sąsiedztw. Trzy procent! Skupiamy się jednak na tym pojęciu, np. omawiając sytuację w dzielnicy Williamsburg na Brooklynie, w której czarni Amerykanie stanowią 40 – 45 proc. populacji. Okolica jest więc obarczona poważnymi problemami, ale kluczem do nich nie jest gentryfikacja. Większość badań wskazuje też, że w szerokim społecznym kontekście podnoszenie jakości okolicy zdegradowanej przynosi dobre skutki. Proszę mnie tylko źle nie zrozumieć – musimy być uważni, prowadzić inkluzywne działania i mieć pewność, że wszystkie klasy ekonomiczne, społeczne są w tym procesie uczone kreatywności i mają warunki do rozwoju. Znacznie większym problemem jest pozostawianie dzielnic samym sobie. Jesteśmy separowani – miastami, społecznościami, sąsiedztwami – w sposób tak hierarchiczny, że nikt, nawet ja, nie wyobraziłby sobie bardziej hierarchicznego społeczeństwa.
Rozumiem, że ratunkiem według Pana jest uwolnienie kreatywności u wszystkich członków grup społecznych. Każdy ma jakiś talent?
Tak myślę. Wyzwaniem jest więc też warunkowanie jego odpowiedniego rozwoju. Stworzenie lepszego systemu edukacji, szkół oraz instytucji wspierających mieszkańców w realizacji ich potencjału. Pochodzę ze słabo uposażonej rodziny robotniczej. Wśród moich znajomych z dzieciństwa, z podobnych rodzin, było mnóstwo bardzo zdolnych i inteligentnych dzieci, niektóre z nich były znacznie inteligentniejsze niż moi późniejsi znajomi z uniwersytetu. Większość nie miała jednak możliwości albo, tak jak ja, wystarczającego szczęścia, by odbić się od dna, odpowiednio rozwijać swoje talenty. Wszyscy mamy jakieś zdolności, choć zostaliśmy obdarzeni różnymi ilorazami inteligencji i w odpowiednich warunkach potrafimy osiągać cel. Wracając w tym kontekście do pojęcia wspólnoty miejskiej – powinna ona działać na zasadzie wspólnych osiągnięć. Musimy odejść od celów stricte indywidualistycznych i zwrócić się ku kulturze „osiągnięć wspólnot miejskich”. Każdy z uczestników wspólnoty potrzebuje, na różnych poziomach i w różnych kontekstach, pozostałych ludzi do rozwoju. Dzisiejsze szkoły uczą niestety na odwrót – są do dupy. Poza tym każdy z nas ma inny atut – jedni np. wyższe IQ, inni lepszy słuch, cierpliwość, albo wszystko na raz. Nigdy nie będę Jimim Hendrixem. A szkoły ze swoimi systemami ocen tego najczęściej nie uwzględniają. Dlatego też od liceum do nich nie chodziłem. Zdawałem, co trzeba, miałem dobre stopnie, ale z samego chodzenia zawsze się jakoś wymigiwałem. Teraz prowadzę zajęcia na uniwersytecie. Oficjalnie spotykam się z młodymi ludźmi 32 razy w semestrze, bez względu na to, ile czasu potrzebuję na nauczenie ich tego, czego ich chcę nauczyć i jak dużo oni chcą wyciągnąć ode mnie.
Tekst pochodzi z 10. numeru Magazynu Miasta: Radykalizm miejski, który dostępny jest na stronie naszej księgarni
Część miast pod wpływem Pana teorii roli klasy kreatywnej w rozwoju miejskim inwestuje w edukację, w kulturę, technologię – czasem w ciekawy sposób. Wspiera rozwój twórczych mieszkańców, którzy następnie przenoszą się z mniejszych do większych miast, o lepszych warunkach życia – do żywszych, bogatszych, bardziej zróżnicowanych ośrodków.
Moim zdaniem pośród najbardziej przerażających zjawisk dzisiejszej rzeczywistości znajduje się fakt, że jest ona coraz bardziej hierarchiczna, także w kontekście miejskim, w pewnym sensie patriarchalna. Piszę właśnie między innymi o tym książkę pt. The new urban crisis (Nowy kryzys miejski – przyp. red.). Wyjdzie za dwa lata. Stwierdzam w niej, że kryzys ten wynika z funkcjonującego obecnie systemu „zwycięzca bierze wszystko”. Ludzie podążają m.in. hierarchiczną ścieżką miast zwycięzców. Weźmy na warsztat Polskę i stwórzmy generalizację, wykorzystując zjawiska, z jakimi mamy do czynienia w przypadku znaczącej części klasy kreatywnej na całym świecie. Mieszkańcy zostawiają małe miasta, przenoszą się do większych, później do Warszawy, następnie do Berlina, a jak im się znudzi, to do Londynu lub Nowego Jorku. A Londyn i Nowy Jork stają się przez to ekstremalnie drogie, przestają być finansowo dostępne dla tych kreatywnych ekspatów. Koncentracja ludzi, gęstość mają w tym procesie ogromne znaczenie.
Jak sobie z tym problemem radzić?
Musimy odwrócić perspektywy. Inwestować w tożsamość miejsc, w środowisko i dziedzictwo architektoniczne, lokalną naturę, kreatywny klimat i warunki rozwoju, instytucje oraz kreatywność wszystkich klas ekonomicznych. W kompleksową jakość miejsca. To ona przekonuje ludzi do zostania w miejscu, a nie wspinania się po drabinie miast. A ludzie ci nie tylko wzmacniają atrakcyjność miejsca samego w sobie, w oczach innych mieszkańców, ale przyciągają też inwestorów, fabryki. Potrzebne jest respektowanie nowych potencjałów, pomysłów, potrzeb i zjawisk. Nie chcę być bardzo krytyczny, ale małe miasta na całym świecie często upadają, bo ich włodarze nie są otwarci na przemiany rzeczywistości, a nawet nie są względem nich tolerancyjni. Najlepiej by było, gdyby po prostu je respektowali i starali się rozumieć i uwzględniać w swoich działaniach. Miasto na papierze, w diagnozie, wygląda, jakby spełniało warunki stabilności, miało lokalne potencjały i podstawy do tego, żeby się rozwijać, a jednak upada. Zbyt często okazuje się, że dzieje się tak, bo rządzi nim sieć ludzi od lat ustawionych w lokalnej rzeczywistości, którzy adaptują nowoczesny język, mowę gospodarki i kultury kreatywnej, ale trzymają i uprawiają władzę w ten sam sposób, niezmienny od lat. W rzeczywistości więc nie tworzą oni warunków do rozwoju ekosystemu, który ułatwiłby realizację potencjałów mieszkańców i inwestorów, dotychczasowych oraz nowych. Jeśli dobrze pójdzie, tacy włodarze produkują klasę kreatywną, bo mówi się, że „warto”. Po czym ona znika. A to nie przynosi miastu sukcesu. Wydaje mi się, że kwestie mentalności to najtrudniejsze wyzwanie, jakiemu musimy sprostać. Przywódcy tego typu mogą wybudować wiele rzeczy, zainwestować po swojemu, ale nieskutecznie. Dlaczego? Bo najważniejsze jest zrozumienie nowych mechanizmów rzeczywistości społecznej i rynkowej, tworzenie lokalnych warunków do ich rozwoju. Równie ważna jest tolerancja na nowe zjawiska. Przeklejanie niekompleksowo pojętych mechanizmów z innych ośrodków miejskich i rozwiązań bez uwzględnienia lokalnej specyfiki nigdy nie zadziała.
Rozmowa zrealizowana została we współpracy z Visegrad Insight.
Wywiad powstał dzięki wsparciu New Europe 100 i Brain Bar Budapest.
Richard Florida – amerykański ekonomista, specjalista w zakresie studiów urbanistycznych, twórca pojęcia klasa kreatywna. W pracy badawczej koncentruje się na kwestiach społecznych i ekonomicznych związanych z urbanistyką. Profesor, dziekan Martin Prosperity Institute Uniwersytetu w Toronto. Szef i założyciel City Lab.
Marta Żakowska – badaczka i animatorka kultury, członkini Instytutu Badań Przestrzeni Publicznej, Res Publica i Kongresu Ruchów Miejskich. Współzałożycielka i redaktorka naczelna Magazynu Miasta.
fot. Richard Florida / J. Keys