Florida: Do diabła z klasą kreatywną
Od czasów, kiedy napisałem pierwszą książkę o klasie kreatywnej, przekonałem się, że gospodarka kreatywna pogłębia istniejące podziały społeczne, wzmaga segregację i separację grup społecznych.
Z Richardem Floridą, ekonomistą, profesorem z Martin Prosperity Institute Uniwersytetu w Toronto, twórcą pojęcia klasy kreatywnej, rozmawia Marta Żakowska.
Czym jest dla Pana pojęcie wspólnoty miejskiej?
Myślę, że istnieją co najmniej dwie lub trzy definicje tego pojęcia. Pierwsza z nich mówi, że jest to miasto, metropolia. Moim zdaniem są one dziś głównym obszarem życia społecznego i ekonomicznego, w odgrywaniu tej roli zastępują XIX-wieczne fabryki. Są najważniejszymi rynkami, wyraźnie zintegrowanymi, ważnymi obszarami ekonomicznymi i funkcjonalnymi. Ale społeczność, wspólnota może też oznaczać sąsiedztwo, dzielnicę, okolicę miejską zamieszkaną przez ludzi, których łączy pochodzenie etniczne, czasem religia lub wspólne interesy. Znamy wiele skal definicji tego pojęcia i można powiedzieć, że jest ono fraktalne – składa się z małych elementów warunkujących kształt jego kolejnych części. Wielkie miasta tworzą więc przede wszystkim różne sąsiedztwa. Jane Jacobs (od red: J.Jacobs, Śmierć i życie wielkich miast Ameryki, Centrum Architektury, Warszawa, 2014. Fragment książki znajduje się w 8 numerze „Magazynu Miasta”), moja mentorka i idolka, mówiła, że dobre miasto jest ich federacją i prawdopodobnie określiła w ten sposób najważniejszą definicję pojęcia wspólnoty miejskiej (więcej w 9 numerze „Magazynu Miasta”).
Omawiając tego typu wspólnoty w swoich tekstach i wystąpieniach, zamiast pojęcia jakość życia używa Pan często określenia jakość miejsca.
Stworzyłem je, bo wszyscy mówią w kółko o jakości życia w miejscu – a ona przecież z czegoś konkretnego wynika. Pojęcie to składa się z czterech komponentów. Pierwszym z nich jest odpowiedź na pytanie „co w tym miejscu jest?” w kontekście natury, czyli środowiska niestworzonego przez człowieka. Piękne wybrzeża, korytarzek, wzgórza, góry. Wielu ludzi chce żyć w określonych miejscach głównie ze względu na ich charakter naturalny. Drugi element jakości miejsca to środowisko wytworzone przez człowieka – architektoniczne, kulturowe. Trzeci to odpowiedź na pytanie „kto w danym miejscu mieszka?”, ale nie w kontekście populacji, a rodzaju ludzi. Z moich badań przeprowadzanych w miastach amerykańskich wynika, że mieszkańcom zależy na tym, by społeczność miejsca była zróżnicowana, by jej członkami byli zarówno młodzi, jak i starsi mieszkańcy, kobiety, dziewczyny, mężczyźni, chłopcy, geje, lesbijki, transseksualiści i heteroseksualiści. Ludzie lubią zróżnicowanie, ale nie ze względu na samą fascynację innością, a możliwość odkrycia doświadczeń, jakich ona dostarcza. To dla mnie sygnał, że minęła era starego patriarchatu w tym obszarze. Kolejnym komponentem tworzącym jakość miejsca jest charakter życia społecznego okolicy – wachlarz dostępnych możliwych aktywności. Jakość miejsca, przyciągająca ludzi do niego, według prowadzonych przeze mnie badań składa się z efektu, jaki wytwarzają cztery sprzężone elementy: charakter środowiska naturalnego i zbudowanego przez człowieka, różnorodna społeczność lokalna oraz szeroki wachlarz aktywności dostępnych w jego obrębie.
Tekst pochodzi z 10. numeru Magazynu Miasta: Radykalizm miejski, który dostępny jest na stronie naszej księgarni
Latami pisał Pan, że w przemianie oraz procesie rozwoju miast i wspólnot – zarówno społecznego, jak i ekonomicznego – najważniejszą rolę odgrywa klasa kreatywna. Wiele miast na świecie pod wpływem Pana teorii zaczęło inwestować w jej rozwój. Przyniosło to bardzo różne skutki społeczne, czasem katastrofalne, w tym najbrutalniejsze formy gentryfikacji. Czy dziś, po kilku latach od Pana słynnej publikacji Narodziny klasy kreatywnej , myśli Pan, że obecność klasy kreatywnej w miastach, dzielnicach podnosi jakość życia wszystkich grup ekonomicznych, tych słabszych również? Czy tylko klasy kreatywnej?
Trudne pytanie. Myślę, że klasa kreatywna jest klasą posiadająca, w rozumieniu Marksa – napędza ekonomię, jest w niej głęboko osadzona, więc zmienią ją, wpływając tym samym na społeczeństwo, kulturę, normy. Od czasów, kiedy napisałem pierwszą książkę o niej, przekonałem się, że gospodarka kreatywna pogłębia istniejące podziały społeczne. Struktura naszych społeczeństw sprawia, że wzmaga ona segregację i separację ludzi. Podnosi jakość życia w mieście, w wybranej dzielnicy, ale tylko mieszkańców należących do klasy kreatywnej. To odkrycie to mój wielki zawód. Musimy więc zastanowić się, jak możemy i chcemy to naprawić. Czy wystarczy powiedzieć „do diabła z klasą kreatywną”? Nie, bo to nas tylko cofnie w rozwoju ekonomicznym i osłabi solidne mechanizmy, które prężnie działają. Musimy za to inwestować w rozwój kreatywności słabszych mieszkańców miast, członków społeczeństwa. Powinniśmy warunkować dalszy rozwój grup uprzywilejowanych, ale jednocześnie stawiać na rozwój i podnoszenie jakości życia 50 proc. Populacji świata pracującej dla właścicieli firm w sektorze usług i przede wszystkim tych z nich, którzy znajdują się w najgorszym położeniu. Należy udostępniać im i tworzyć dla nich bardziej kreatywne i lepiej płatne miejsca pracy. Myślę też, że niesłusznie postrzegamy grupy uprzywilejowane jako jedyne, które można określić mianem kreatywnych. Prawda leży gdzie indziej. Walcząc o przetrwanie, społeczności wykluczone i zagrożone wykluczeniem generują nieograniczone pokłady działania twórczego, na którym można budować niesamowite rzeczy – możemy je wykorzystać. Potrzebujemy przy tym nowej umowy społecznej. Jej stary model polega na tym, że jednostce wykluczonej mówimy: „jeżeli jesteś biedny, damy ci socjal, mieszkanie, zasiłek, nie pozwolimy ci głodować, pomożemy ci materialnie”. Myślę, że we współczesnym społeczeństwie ci ludzie potrzebują czegoś innego – działań wynikających z założenia „pomożemy ci realizować twój potencjał, rozwijać talenty, zainwestujemy w twoją edukację, kreatywność, twoje wyznaczenie sobie celu pracy – bez względu na to, co uznasz, że ma nim być. A ty będziesz musiał nam to jakoś zwrócić – nie będziesz mógł spocząć na laurach. Jesteś częścią społeczeństwa i umowy społecznej. Nie musisz być bogaty, zainwestujemy w ciebie, ale będzie to umowa bilateralna”.
Druga część wywiadu znajduje się tutaj.
Rozmowa zrealizowana została we współpracy z Visegrad Insight.
Wywiad powstał dzięki wsparciu New Europe 100 i Brain Bar Budapest.
Richard Florida – amerykański ekonomista, specjalista w zakresie studiów urbanistycznych, twórca pojęcia klasa kreatywna. W pracy badawczej koncentruje się na kwestiach społecznych i ekonomicznych związanych z urbanistyką. Profesor, dziekan Martin Prosperity Institute Uniwersytetu w Toronto. Szef i założyciel City Lab.
Marta Żakowska – badaczka i animatorka kultury, członkini Instytutu Badań Przestrzeni Publicznej, Res Publica i Kongresu Ruchów Miejskich. Współzałożycielka i redaktorka naczelna Magazynu Miasta.
fot. Ed Schipul / cc flickr.com (2.0)
Bardzo ciekawy wywiad, ale naprawdę – moglibyście zrobić korektę.
Prymitywna manipulacja w tytule. Fatalna manipulacja pod mam wrażenie swoją własną tezę. Jak ze zdania: „Czy wystarczy powiedzieć „do diabła z klasą kreatywną”? Nie, bo to nas tylko cofnie w rozwoju ekonomicznym i osłabi solidne mechanizmy, które prężnie działają.” wyszedł Państwu tytuł: „Florida: Do diabła z klasą kreatywną”. Tylko przez tę akcję nie mam już w ogóle zaufania ani do źródła ani do autorki wywiadu. Po co wam takie tabloidyzowanie własnych tekstów?