Omilanowska: Jak rządzić kulturą?
Najbardziej obawiam się, że kultura w Polsce nie będzie wartością samą w sobie, ale stanowić będzie narzędzie polityki partyjnej
Artur Celiński rozmawia z prof. Małgorzatą Omilanowską o różnicach między dobrą a złą polityką kulturalną, sposobach oceny jej efektywności i społecznej roli kultury.
Wczoraj opublikowaliśmy pierwszą część wywiadu poświęconą Ministrowi Glińskiemu i jego działaniom. Już jutro ostatnia część wywiadu, dotyczącą Europejskiej Stolicy Kultury 2016 we Wrocławiu.
Artur Celiński: Po czym poznać dobrą politykę kulturalną w państwie?
Małgorzata Omilanowska: Myślę, że przede wszystkim po tym, że kultura stanowi dla rządzących wartość samą w sobie – bo powinna być tak postrzegana. W całej swojej złożoności jest sumą zjawisk równoprawnych, a więc nie ma wśród nich gorszych i lepszych, mniej ważnych i ważniejszych. Kultura jest pewną wartością dodaną społeczeństwa. Ma oczywiście wpływ na bardzo wiele sfer w tym społeczeństwie, ale przede wszystkim jest emanacją możliwości kreatywnych i twórczych oraz aktywności społecznej jednostek.
To bardzo ładnie brzmi, ale potem dochodzimy do sytuacji, w której trzeba coś z tego aglomeratu zjawisk wybrać, bo na wszystko nie starcza pieniędzy. Często trzeba interweniować wybierając jedno kosztem drugiego.
Nie sądzę, żeby którykolwiek minister kultury w ostatnim 25-leciu stanął przed sytuacją, w której musi podejmować tak drastyczne wybory.
Jak to? Przecież takie wybory są dokonywane nieustannie. Chociażby w konkursach grantowych.
Trzeba wybrać między jednym projektem a drugim. Ale nie pomiędzy jednym konkursem a drugim. Nie trzeba zamykać konkursów na muzykę, żeby wesprzeć teatr. W tym sensie różne sfery kultury są równoprawne. Natomiast w każdym obszarze podejmujemy oczywiście próbę stworzenia jakiegoś rankingu. Niestety zawsze będziemy dysponowali tylko ułomnymi narzędziami, ponieważ doskonałych na razie nikt na świecie nie stworzył. W efekcie ranking ten może czasem wydawać się nieprzekonujący albo właśnie motywowany politycznie. Proszę zauważyć – podobne narzędzie, czyli bibliometryczny system oceny nauki wprowadzany w Polsce stopniowo, ale od kilku lat funkcjonujący już w pełnym zakresie, choć chwalony przez osoby reprezentujące dziedziny ścisłe czy ekonomiczne, jest udręką i nieustannym kłopotem dla humanistów. Pewien obszar kreacji nieprzewidywalnej, a do niej należy tak samo nauka humanistyczna, jak i kultura, po prostu nie poddaje się twardym narzędziom bibliometrycznym i zerojedynkowym wskaźnikom.
Jak kształtować dobrą politykę kulturalną w miastach? Odpowiedź w najnowszym, 12. numerze Magazynu Miasta. Publikacja dostępna za darmo w księgarni internetowej na www.magazynmiasta.pl.

Kultura od dawana broni się przed jakąkolwiek ewaluacją opartą na wskaźnikach i jak Pani sama zauważyła, są ku temu dobre powody. Tyle że jednocześnie z braku dobrych wskaźników stosujemy te bardzo prymitywne, jak np. podział sumy dotacji przez liczbę widzów.
Każdy system będzie ułomny.
Tylko że takie myślenie prowadzi nas do tego, że nie jesteśmy w stanie wprowadzić żadnego sensowego sytemu oceny działań i wydarzeń kulturalnych.
Nieprawda – ten stosowany w ministerstwie, oparty na systemie eksperckim, akurat jest sensowy. Choć zawiera też ułomności i również można nim manipulować, na przykład odpowiednio dobierając ekspertów. Doskonale wiemy o tym, że zespoły eksperckie, jeżeli składają się ciągle z tych samych osób, mają tendencje do budowania „spółdzielni” i wspierania swoich. Takim patologiom trzeba zapobiegać poprzez rotację członków tych zespołów. Ale to jest dobre narzędzie – element systemu stosowanego przez większość świata.
Może rację ma Anda Rottenberg, która kilka tygodni temu w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego” powiedziała, że wręcz nie powinno się uprawiać jakiejkolwiek polityki kulturalnej, a wszelkie wątpliwe kwestie pozostawić naturalnemu rozwojowi kultury.
To jest niewątpliwe pogląd człowieka, który patrzy na sprawy kultury przede wszystkim z perspektywy sztuki współczesnej, a ta stanowi tylko część zagadnień, za które odpowiada ministerstwo. Po drugie – i co najważniejsze – mówiła to w okolicznościach, w których słowa „polityka kulturalna w Polsce” zaczęły nabierać nowego znaczenia. To, czego się najbardziej obawiam, a obawy te opieram na deklaracjach składanych przez nową władzę, to że kultura w Polsce nie będzie wartością samą w sobie, ale stanowić będzie narzędzie polityki partyjnej. Będzie służyć wyłącznie jako pas transmisyjny do przekazywania określonych treści, ważnych np. z punktu widzenia danej polityki historycznej.
Rozpoczyna się kolejny etap procesu rewitalizacji – tym razem na olbrzymią skalę i w końcu, przynajmniej w teorii, kompleksowo. To zaś oznacza, że nie obędzie się bez kultury. Czy w rewitalizacji kultura ma być tylko i wyłączenie wartością samą w sobie? A może moglibyśmy ją przez moment potraktować instrumentalnie i wspomóc działania rewitalizacyjne?
Wywiad to nie jest dobra metoda, by formułować zasadnicze definicje i kierunki strategii. Mówiłam już o wartości kultury, ale oczywiście z punktu widzenia państwa niezwykle ważna jest jej rola w budowaniu kapitału społecznego. Uczestnictwo w niej – zarówno bierne, jak i czynne – zwiększa kompetencje kulturowe. W moim odczuciu należy inwestować w kulturę w taki sposób, żeby poszerzać grono jej odbiorców i zwiększać liczbę jej czynnych uczestników. Uczestnictwo rozwija pewne kompetencje i cechy, które decydują o większym sukcesie na rynku pracy, ale także w życiu rodzinnym, społecznym, obywatelskim. Kultura to wreszcie decydujący czynnik kształtujący poczucie tożsamości i identyfikacji z różnymi grupami. Dlatego jest ona niezbywalną część procesu rewitalizacji.
W rewitalizacji kultura musi mocno współpracować z innymi obszarami działań. Ale czy Polska kultura jest na to gotowa? Zaryzykowałbym tezę, że przez ostatnie lata bardzo mocno skupiliśmy się na sektorowych problemach, a w przypadku takich kwestii jak rewitalizacja, często trzeba wyjść poza pojedyńczy sektor. Co więcej – trzeba przygotować inne sektory na przyjęcie kultury. Czy jesteśmy na to gotowi?
To zależy na jakim poziomie o tym mówimy. Jestem przekonana, że w sporej liczbie polskich miast ruchy miejskie i obywatelskie skupiające ludzi świadomych tych procesów, są już na bardzo dobrej drodze. Ja szczegółowo obserwuję przede wszystkim sytuację w Gdańsku i proces, który zaszedł w ciągu ostatnich kilkunastu lat w tym mieście, zwłaszcza wokół przebudowy Młodego Miasta. Początek myślenia o tej dzielnicy opierał się na czysto ekonomicznych przesłankach. Chciano zburzyć wszystko i zbudować nową dzielnicę biurowców. Dzisiaj jesteśmy już w zupełnie innym punkcie. To również zasługa artystów, a także młodych Gdańszczan, którzy wokół tego środowiska artystów zaczęli się skupiać i wspierać ich inicjatywy. Ale takie procesy dają się zaobserwować nie tylko w Gdańsku. Mam nadzieję, że następna dekada rozwoju kultury będzie skupiać się przede wszystkim na wzmocnieniu tych dążeń, czyli na stworzeniu narzędzi polityki kulturalnej państwa i samorządów, które zwiększą udział obywatelski w tworzeniu kultury i definiowaniu społecznych potrzeb w tej materii. Niezwykle ważne będzie stworzenie ram partycypacyjnych w takim działaniu.
Czy sądzi Pani, że kultura, która ma na celu przede wszystkim umacnianie więzi społecznych i czynienia z nas lepszych obywateli będzie zyskiwała na znaczeniu i wartości?
To zależy już od nowej władzy i od tego w jaki sposób wpisze się w ten proces, chociażby poprzez wybór celów finansowania. Na razie nieco drży mi serce w obawie, że prymarną rolą kultury, jaką dostrzeże obecne ministerstwo będzie wyłącznie kreowanie polityki historycznej. Na razie opieram się na wypowiedziach, w których brak innych tematów. Nie mówię, że odżegnuję się od polityki historycznej całkowicie. Ale nie uważam, żeby bardzo ważny dla Polaków film musiał powstać wyłącznie w kręgu wątków historycznych. Jestem przekonana, że współcześni Polacy potrzebują dialogu na wiele innych tematów, chociażby wykluczeń społecznych. Bardzo cenię np. film „Chce się żyć”. To był bardzo dobrze nakręcony obraz otwierający oczy Polaków na inność, na ludzi, którzy mają pewne deficyty. Sztuka jest narzędziem, którym da się tu wiele osiągnąć. Ale to od artystów zależy, czy bardziej odnajdą się w dobrym scenariuszu o bohaterach dnia codziennego czy raczej bohaterach II wojny światowej.
fot. Wikimedia
Jeden komentarz “Omilanowska: Jak rządzić kulturą?”