Zwołajmy IV Kongres Ruchów Miejskich

Upadek Ryszarda Grobelnego zmienia stan rzeczy. Wczorajsi barbarzyńcy nie tylko stanęli u bram, ale także z gracją przez nie przeszli. To otwiera zupełnie nowy etap miejskiego aktywizmu - sprawowanie władzy i rozliczanie się z niej. […]


Upadek Ryszarda Grobelnego zmienia stan rzeczy. Wczorajsi barbarzyńcy nie tylko stanęli u bram, ale także z gracją przez nie przeszli. To otwiera zupełnie nowy etap miejskiego aktywizmu – sprawowanie władzy i rozliczanie się z niej. Istotne staje się jednak, aby w pogoni za nowymi szansami nie zgubić tego, co przez wiele lat wspólnie budowali miejscy aktywiści w całym kraju. Dlatego powinniśmy się spotkać i o tym porozmawiać. Zwołajmy IV Kongres Ruchów Miejskich. 

Artur Celiński

Spektakularna porażka Grobelnego to prawdziwa bomba tych wyborów. Grobelny nie tylko symbolizuje arogancję i utrzymywanie władzy poprzez zarządzanie problemami, zamiast ich rozwiązywanie, ale jako szef Związku Miast Polskich jest uosobieniem dominującego dotychczas modelu rozwoju poprzez rozrost. Wraz z jego odejściem pojawiła się szansa na rzeczywistą zmianę i budowanie polskiej wersji Bogoty, Kurytyby czy Porto Alegre. Jacek Jaśkowiak, nowy prezydent Poznania, i Jacek Wójcicki, nowy prezydent Gorzowa Wielkopolskiego, mają zaś szanse stanąć w jednym rzędzie z Antanas Mockusem, Enrique Penelosą czy Jaime Lernerem.

Poznańskie koziołki / fot. msz.gov.pl
Poznańskie koziołki / fot. msz.gov.pl

Zwycięstwa wyborcze uskrzydlają. Zwłaszcza te, których nikt się nie spodziewał, a tym kandydatom nie było łatwo. W samych ruchach miejskich i środowisku ludzi im przyjaznych było wiele wątpliwości – że za młodzi, że niedoświadczeni, że za bardzo poliamoryczni, że to przecież polityka.

Dzisiaj wiemy już, że wystarczy być po prostu bezpartyjnym, żeby móc używać etykiety „miejskiego aktywisty”. Listy do wyborów parlamentarnych z pewnością obrodzą setkami nowych „aktywistów”, którzy będą legitymizować wszystkie partie i partyjki. Nie ma się czemu dziwić, nie warto też z tym walczyć. Tym bardziej, że uwagę trzeba skupić na tym, aby nie stać się Palikotem wyborów samorządowych.

Nie powtórzyć błędów Palikota

Janusz Palikot wszedł do Sejmu z czterdziestoma posłami przede wszystkim na fali sprzeciwu wobec istniejącego status quo. Trzeba pamiętać, że również ruchy miejskie swojego sukcesu nie zawdzięczają tylko własnej pracy przez ostatnie lata, ale również temu, że wiele osób po prostu nie chciało, aby „Rychu”, „Tadzio”, „Jacek” i „Hanka” dalej dzieli miejskie zasoby według własnego uznania,  a mieszkańcom dawali ulotne tylko poczucie prawa do miasta. Palikot przegrał, gdy pokazał, że nie spójnej wizji, dobrych pomysłów i skuteczności. Czy ruchy miejskie mają to, czego zabrakło liderowi Twojego Ruchu?

O dobre pomysły się nie martwię. O ruchy koalicyjne i małe sojusze, konieczne dla większej sprawy – również. Nie będę mędrkował, że teraz trzeba być super uczciwym i być blisko obywateli. Doświadczenie przyjdzie z czasem, a wraz z nim spryt, który pozwoli uniknąć partyjnych gierek. Ruchy miejskie nie będą Adamem Hofmanem polskiej polityki, bo jednak reprezentują sobą coś bardzo konkretnego. Pułapki rozstawione są w zupełnie innych miejscach.

Trzy zagrożenia

Kongres Ruchów Miejskich połączyła refleksja nad powszechnymi problemami miast. Niezależnie od tego, czy był to Poznań, Warszawa czy Mława, mówiliśmy o podobnych objawach, efektach i trudnościach. Na tej samej refleksji została zbudowana Krajowa Polityka Miejska, której celem jest eliminacja mechanizmów powodujących narastanie problemów.

Budowa drugiej Bogoty w Poznaniu może udać się tylko połowicznie – przede wszystkim tam, gdzie decydującą rolę odgrywa wola polityczna lokalnych włodarzy. W tych elementach, w których większą rolę odgrywa prawo krajowe i jego interpretacja przez administrację centralną  proces zmian może pójść znacznie wolniej. Bo co z tego, że Jaśkowiak wymyśli i wdroży innowacyjne narzędzie budujące spójność społeczną, gdy Samorządowe Kolegium Odwoławcze albo Regionalna Izba Obrachunkowa mu je unieważni?

Druga sprawa wymaga ponownego obejrzenia filmu „Bogota Change”, który dla wielu miejskich aktywistów do dziś jest fantastyczną inspiracją. Niewtajemniczeni szybko sprawdzą w Google, że to dokument pokazujący metamorfozę kolumbijskiej stolicy dokonaną przez dwóch prezydentów – Antanasa Mockusa i Enrique Penelosę. Rzadko poruszanym wątkiem tego filmu jest reakcja mieszkańców na wdrażane reformy. Najważniejszym decyzjom nie towarzyszyły żadne konsultacje. Duża część z nich wywoływała szeroki opór społeczny i regularne walki na ulicach. Penelosa był naprawdę bliski siłowego odwołania.

Oczywiście, trudno mi sobie wyobrazić, żeby fanatyczni zwolennicy aut i prawa do ich parkowania gdzie popadnie, wyszli na ulicę w obronie swoich praw. Jeśli jednak sprawa dotyczy środowisk deweloperów, reprywatyzacyjnych bonzów i beneficjentów systemu, to już nie byłbym taki pewien. Może się okazać, że proces zmiany rzeczywistości wygeneruje takie konflikty, które w medialnym szumie szybko zamienią się w komunikat o nieudolnych i niedoświadczonych aktywistach, którzy świetnie poradzić sobie umieją tylko przy zamawianiu kolejnego kubka kawy i obsłudze MacBooka, a zarządzanie miastem ich zdecydowanie przerosło. I co z tego, że to będzie nieprawda?

Trzecia zaś kwestia to nasza niecierpliwość. Trudno nam będzie się pogodzić z tym, że jedyna realna zmiana to właśnie ta, która nadeszła. Czasami mam wrażenie, że chociaż chodzi nam w gruncie rzeczy o to samo, to każdy nurt zaangażowany walczy przede wszystkim o podkreślenie swojej wyższości intelektualnej i słuszności moralnej. Przez to zaś rozdrabniamy się na drobne i tracimy – przez głupie podziały i emocjonalne traktowanie sprawy. Zapominamy, że jest robota do zrobienia i dobrze, że każdy dokłada swoją cegiełkę. Naprawdę, nie są nam potrzebne targi o to, kto jest prawdziwym miejskim aktywistą, a kto go tylko udaje. Nie warto spierać się o to, czy lepiej być miejskim urzędnikiem, czy politykiem. Bez sensu jest angażować całą energię w dociekanie, co by o naszej sprawie powiedział Bourdieu (co nie znaczy, że czasem nie warto). Mamy zbyt dużo zaniedbań, by pozwolić sobie na autodestrukcyjne zapędy.

Jeden krok na drodze ku rozwiązaniu

W przyszłym roku będziemy obchodzić 25-lecie polskiej samorządności w obecnym kształcie. W życie wejdą dokumenty wytyczające Krajową Politykę Miejską i Narodowym Plan Rewitalizacji. Odbędą się wybory prezydenckie i parlamentarne. To świetna okazja, żeby wykorzystać wywalczoną w wyborach szansę. Aby to zrobić musimy się przede wszystkim spotkać. Zwołajmy IV Kongres Ruchów Miejskich – wspólny dla aktywistów-polityków, aktywistów-urzędników, aktywistów-pozarządowych, aktywistów-akademików i aktywistów-publicystów.

Niech to będzie Kongres wędrujący, który rozpocznie się w Gorzowie Wielkopolskim, zagości w Gdańsku, Warszawie, Rumii czy Słupsku i zakończy się w Poznaniu. Pracujmy nad przygotowaniem rozwiązań systemowych i zaangażujmy legislatorów, by nasze życzenia i pomysły przerabiali na konkretne projekty zmian prawa – uchwały, ustawy i rozporządzenia. A gdy będziemy mieli już je w rękach spotkajmy się z tym wszystkimi kandydatami szukającymi poparcia i wymieńmy naszą przychylność za ich sprawczość. Albo sami idźmy za ciosem i stańmy się kandydatami. Musimy uruchomić społeczny lobbing na górze, by na dole można było zrobić więcej.

I last but not least – nie zapominajmy też o ulicach, bo walka o przyszłość miast wcale nie rozegra się w parlamencie czy na uniwersytetach. Ostatnie wybory pokazały, że demokracja może fantastycznie zadziałać i wysłać właściwy komunikat konkretnym ludziom. Jeżeli uda się nam wspólnie przesunąć granice naszej społecznej wyobraźni, to może się okazać, że nie tylko zmienimy polityków i prowadzoną przez nich politykę, ale także sposób, w jaki w tym kraju politykę się prowadzi.

Polecamy!

Wojciech Przybylski | Wybory i złodzieje

Artur Celiński | ESK 2016 – Obce ciało dla Wrocławia?

Nowy Magazyn Miasta | „Wspólna odpowiedzialność. Biznes w mieście”

MIASTA_#08
Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa