Życie stało się lepsze, Życie stało się weselsze…
Być może wielu inteligentom nie przychodzi to do głowy, ale dla wielu mieszkańców naszego kraju wyznacznikiem wielkomiejskości nie jest dostęp do takich rozrywek jak teatr czy wystawa w Muzeum Narodowym. Niemniej bez wątpienia są nim […]
Być może wielu inteligentom nie przychodzi to do głowy, ale dla wielu mieszkańców naszego kraju wyznacznikiem wielkomiejskości nie jest dostęp do takich rozrywek jak teatr czy wystawa w Muzeum Narodowym. Niemniej bez wątpienia są nim supermarkety.
Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych świat rodem z amerykańskich seriali wydawał się nigdy nie osiągalnym marzeniem. Zamieszkujący je ludzie używali tosterów, oglądali filmy dzięki telewizji kablowej, a po zakupy jeździli do położonych za miastem „centrów handlowych”. Ich życie – choć pełne różnych problemów – wydawało się czymś światowym i lepszym od naszej szarzyzny i szarpaniny.
Polski, bliski Wschód
Po zmianie systemu nasze życie zostało pokolorowane. Pojawiły się sklepy i targi. Na targach handlowali nasi rodacy. We wschodniej Polsce doszlusowali do nich przybysze ze Wschodu. Nasi współcześni podróżnicy pokazujący nam zdjęcia z Tunisu lub Sharm-el-Sheik – nie pamiętają już chyba jak bardzo bliskowschodnie były ówczesne zakupy. Nadciągnął wraz z nimi kolor, ale brakowało w tym powiewu wielkiego świata. Późniejszy kryzys w Rosji (w roku 1998) wykończył handel na targowiskach. Obecnie nieliczne targi w Zamościu, Chełmie czy Hrubieszowie są jedynie szarym reliktem niegdysiejszej potęgi. Ukraińscy handlarze papierosami i okoliczni badylarze są „ostatnimi Mohikanami” bazarowego handlu.
Nadchodzi raj
Po kilku latach pojawiły się po naszym niebem również centra handlowe. Na początku niewielkie, budowane z falistej blachy, ale już pełne promocji i kolorowych etykietek. Początkowo centra powstawały jedynie w dużych miastach. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych w miasteczkach powstają jednak ich forpoczty – dyskonty spożywcze wraz z mini-galeriami. Prym w tej dziedzinie wiodły sklepy sieci „Biedronka” – ówczesnemu sukcesowi zawdzięczające istniejący do dziś stereotyp wiążący je z ludźmi biednymi i zamieszkującymi mniej znaczące ośrodki.
Hipermarket jako nowy, wspaniały świat
Hipermarket wiązał się jednak z mityczną – zwłaszcza dla ludzi młodych i z małych miast – wielkomiejskością. Do kolorowego świata – jakże odmiennego od smutnej rzeczywistości prowincjonalnych ośrodków– można było odbywać pielgrzymki, odbębniać w nim konsumpcyjne rytuały i kupować towary imponujące swoja markowością. Pamiętam swoją pierwszą wizytę w lubelskim hipermarkecie – trzy dni po rozpoczęciu studiów. Przewalający się z miejsca na miejsce tłum, wydzierający się artyści na promocyjnym festynie, wrzaski pracowników obsługi, paryskie bułki, zagraniczne wędliny, koreańskie telewizory i wszechogarniające poczucie luksusu – przekonały mnie, że znajduję się w lepszym świecie.
Rozwarstwienie naszego kraju w sferze zjawisk konsumpcyjnych – które pozbawiło mieszkańców wsi i małych miasteczek dostępu do wielu zdobyczy konsumpcyjnego wyścigu – zaczęło jednak powoli zanikać. Najpierw zaczęły nas zbliżać Internet i telefonia komórkowa. Coraz łatwiejszy dostęp do kablówek czy telewizji satelitarnej prowadził do tego, że wzorce życia stawały się z każdym rokiem bardziej ujednolicone. Młodzi ludzie z Warszawy i Hrubieszowa zakładali podobne dżinsy i mieli zbliżone fryzury. Identycznie również dekorowali niezliczonymi zdjęciami konta w portalach społecznościowych.
Brakowało im jeszcze tylko miejsc, w których można podobnie spędzać czas. Analitycy biznesowi z wielkich sieci handlowych również musieli pomyśleć. Odkryli, ze istnieje dla nich wielki, niewykorzystany rynek. Po sieciach handlowych w dużych miastach przyszła kolej na miasta średnie. Po nich z kolei na ośrodki mniejsze. Spośród miejscowości obdarzonych prawami miejskimi – galerii handlowych nie spotyka się tylko w stolicach gmin. Ale i tam powstają już dyskonty.
Hrubieszowskie Oxford Street
W osiemnastotysięcznym Hrubieszowie zbudowano ostatnio sporo galerii. Każda z nich wyróżnia się istnieniem dużego hipermarketu i sieci sklepów przyległych (według recepty zastosowanej już w dużych miastach). Każdy hipermarket otoczony jest dużym parkingiem. Na parkingach odbywają się festyny, a przed miejscowym „Tesco” zaparkowało nawet kino „4D” – co porządnie zaskoczyło mieszkańców – pozbawionych kina już od lat dziewięćdziesiątych (w miastach powiatowych kina gremialnie upadły w okresie inwazji video i zaczynają się odradzać dopiero teraz).
Hipermarketów jest sześć i ich rywalizacja sprzyja rozbudowie miejskiej infrastruktury. Do zbudowanych w odległej dzielnicy galerii trzeba dotrzeć. W Hrubieszowie, mieście dość rozległym, od wielu lat trwała walka o powstanie podmiejskiej linii autobusowej. Teraz linia powstała. Dociera nie tylko do „Tesco” czy „Lidla”, lecz także do wiosek pozbawionych jakiejkolwiek niepieszej komunikacji ze stolicą powiatu.
Mieszkaniec Hrubieszowa i okolicy jest już w każdym calu światowym Polakiem. Nie tylko tak samo się ubiera, lecz także dzięki ofercie hipermarketów może już jadać podobnie jak jego warszawski kuzyn. Na lokalnych bankietach i imprezach promowane solidarną akcją „Lidla”, „Biedronki”, „Kauflandu” czy „Tesco” wino zastępuje powoli wódkę. Płatki śniadaniowe i wymyślne rodzaje jogurtów wypierają ciężkie śniadania. Za sprawą hipermarketowej oferty rozpowszechnia się kuchnia włoska, chińska czy meksykańska. Zakupy stają się rytuałem czystym i światowym.
W galerii i na darmowym koncercie młodzi ludzie mogą spędzać czas w sposób podobny do ich wielkomiejskich rówieśników. Nawet kinowa hipermarketowość dociera na polską prowincję. W sześćdziesięciotysięcznym Zamościu powstał multipleks (choć w jednej z sal gospodarzy DKF).
Świat stał się lepszy i weselszy
Z identyczną szybkością łącz internetowych, krojem ubiorów i fryzur – oraz winem i łososiem w paczkach w hipermarketowych reklamówkach – wkracza radosna, polska prowincja w kolejną dekadę.
Ale co cieszy – życie stało się lepsze… życie stało się weselsze (jak kiedyś powiedział Stalin). Nasz kraj, nawet na najbardziej zacofanych obszarach, jest kolorowy i przyjemny, a ludzie nie maja poczucia wykluczenia – przynajmniej w sprawach takich, jak jakość żółtego sera i marka soku pomarańczowego.