Znajomy głos neurotycznej dziewczyny
Po trzech sezonach Girls, serialu o życiu nowojorskich dziewczyn, było wiadomo czego można się spodziewać po książce Leny Dunham. Neurotycznej opowieści o tym, jak skomplikowane
Od początku było wiadomo, że książka będzie hitem. Choć Random House wypłaciło autorce 3,7 miliona dolarów zaliczki, to zysk ma gwarantowany, bo książka spełnia swoją obietnicę. Znajdziemy w niej większość motywów, które pojawiły się w serialu, ale opowiedzianych z innej, intymnej perspektywy. Największą zaletą książki jest to, że można ją czytać na wiele sposobów. Autorka opowiada o trudnościach z wchodzeniem w relacje z płcią przeciwną, o zadurzeniu w koleżance, o tym, jak dziwaczny, przypadkowy i brutalny może być seks. Jak trudno jest być na diecie. Jak trudno bać się wszystkiego. Jak samotnym i zagubionym jest się po zakończeniu szkoły, gdy ma się dwadzieścia kilka lat i nie wie się zupełnie, co chce się robić w życiu.
Brzmi to jak typowe, sympatyczne czytadło dla kobiet? Not That Kind Of Girl jest nim i nie jest zarazem. Jest ze względu na narrację autorki, która zwraca się bezpośrednio do swoich czytelników, zdradza im swoje sekrety. Nie jest – bo w typowym czytadle inne są sekrety i inny jest język. Bo sekretem może być informacja, że brutalny seks po narkotykach wcale nie jest fajny, że wagina boli potem przez tydzień, a w którymś momencie trzeba się zmierzyć z myślą, że to jednak był gwałt. Ujawniona tajemnica to prowadzony tygodniami spis codziennych posiłków, z bezlitosnym podsumowaniem spożytych kalorii, obnażający napady kompulsywnego nocnego obżarstwa (na uspokojenie nerwów lub po kilku głębszych). Spis, który miał pomóc w osiągnięciu wymarzonej sylwetki, a stał się wstydliwym rejestrem autodyscypliny i jej załamań. Jak pisze Dunham, jedzenie po wizycie u dietetyka jest jak alkohol po spotkaniach klubu AA – nigdy już nie będzie smakowało tak dobrze i beztrosko.
Not That Kind Of Girl to również opowieść o pierwszej masturbacji i o lękach dręczących autorkę od wczesnego dzieciństwa (m.in. przed snem, przed śmiercią, przed niektórymi potrawami) oraz rejestr niekończącej się psychoterapii. Dunham miejscami parodiuje formę poradników dla kobiet. Zamiast dowiedzieć się jak flirtować, przeczytamy opis serii gaf, które autorka popełniła, dramatycznie chcąc zwrócić na siebie uwagę w towarzystwie. Zamiast porad jak elegancko zakończyć związek, przeczytamy żałosne maile, które nigdy nie powinny zostać wysłane.
Dunham w swojej powieści miesza poradnik z esejem, pamiętnikiem i formami rodem z blogów internetowych (na przykład opisując, co znajduje się w jej torebce). Całość zostaje opleciona barwnym językiem, pokazującym autoironiczne możliwości autorki. Styl pisania Dunham sprawia, że nawet o najdziwaczniejszych perypetiach czytamy z przyjemnością, a język wydobywa elementy tragikomizmu także ze smutnych sytuacji.
Warto czytać Not that kind of girl w oryginale, ponieważ polskie tłumaczenie rozczarowuje.
Książka Dunham ma sporo złej prasy i budzi wiele złych reakcji. Ci którzy okrzyknęli autorkę głosem pokolenia, czytając Not That Kind Of Girl mogli utwierdzić się w tej opinii. Jednocześnie, autobiograficzna opowieść dziewczyny z Manhattanu stała się wodą na młyn dla prawicowych krytyków i lewicowych feministek. Konserwatystów oburza stosunek Dunham do cielesności – na podstawie opisu pewnej sytuacji z siostrą oskarżono ją nawet o molestowanie seksualne. Feministki zarzucają jej, że opisuje życie białej dziewczyny pochodzącej z uprzywilejowanej artystycznej rodziny, która nie zna problemów zwykłych kobiet, a swoją karierą zawdzięcza dorastaniu w blasku fleszy (Dunham udzieliła jednego wywiadu dla Vogue’a, gdy była małą dziewczynką). Kolejni krytycy wytykają jej wyolbrzymianie swojego narcystycznego neurotyzmu i ostentacyjną cielesność (np. podkreślając to, jak często w książce pojawia się słowo wagina).
Można odnieść wrażenie, że prasa chce utrzeć nosa młodej twórczyni (pisząc o Dunham jak o jednoosobowej korporacji w stylu Beyonce), a momentami traktuje ją z góry, z pobłażliwością oceniając pisaninę młodej autorki. Taka krytyka jest jednak oddalona od tego, co w Not That Kind Of Girl jest najważniejsze – od opisu wewnętrznego świata młodych kobiet.
Dunham przekazuje czytelnikom próbkę zmagań ze swoją tożsamością na różnych etapach życia. Choć złośliwi twierdzą, że Not That Kind Of Girl referuje problemy typowe dla rozpieszczonych młodych z wyższej klasy średniej to Dunham wypełnia lukę dla narracji wprost, bez upiększeń, przedstawiając doświadczenia typowe dla większości młodych ludzi. To jasne, że czytelnicy Dunham nie mieszkają przy Piątej Alei i nie zdobędą Złotego Globu. Ta powłoka jednak nie zmienia sedna ich doświadczeń – młode czytelniczki i czytelnicy mogą się w książce przejrzeć jak w lustrze.
Szczególnie cenny jest opis doświadczeń seksualnych, z których zwierza się czytelnikom autorka. Trudno znaleźć porównanie dla tak bezpośredniego pisania o seksie i spektrum towarzyszących mu emocji. Dunham odziera seks z pretensjonalnej powłoczki, w którym cielesność serwują nam media. Pokazuje, że zbliżenie dwóch osób bywa czymś mniej, niż się spodziewamy. To ważny głos, który musi wybrzmieć, a jego siła płynie z właśnie z krytykowanego ekshibicjonizmu książki. Gdyby Dunham pisała z pozycji eksperta (feministki-badaczki, seksuolożki, celebrytki, która „wie”), jej historia zginęłaby w tłumie innych podobnych narracji, które codziennie internet podsuwa nam w formie porad i wywiadów.
Opowieści zobiektywizowane, poetyzowane lub ułożone w intelektualnie zdyscyplinowany esej (jak u Barthesa czy Sontag) tracą swoją krwistość – trudniej się z nimi utożsamić, stają się pożywką raczej dla rozumu niż psychologii. Tymczasem Dunham wprost mówi, jak to jest być nie taką dziewczyną i przeżywać na swój sposób wszystkie te pop-kulturowo upiększone doświadczenia – i żeby o tym opowiedzieć, obnaża swoją intymność. To cena za wiarygodność.
Not That Kind Of Girl: A Young Woman Tells You What She’s „learned” to pełny tytuł książki. Dunham sama stawia ironiczny cudzysłów wokół „wiedzy”, którą zdobyła. Autorka nie pisze z pozycji wszechwiedzącego autorytetu. Opowiada o swoich ciężkich i wstydliwych doświadczeniach, a morał z tego płynie taki, że z czasem można nauczyć się żyć ze swoimi neurozami. Można jednak nauczyć się tego tylko od siebie, ucząc się własnej tożsamości. I choć niektóre doświadczenia autorki zdają się uniwersalne, tak naprawdę nie ma dla nich jednego rozwiązania. Dunham go też nie proponuje – czasem radzi z pozycji starszej siostry, że nie warto brnąć w relacje, które od początku nas ranią i krzywdzą. Częściej jednak opowiada historię z nadpisanym komentarzem: jestem beznadziejna i nienawidzę siebie bardziej niż możecie sobie wyobrazić.
Trudno dziś powiedzieć, czy serial Girls i książka Not That Kind Of Girl okażą się kiedyś symbolem pokolenia dzisiejszych dwudziestoparolatków. Na pewno to nie jest książka dla wszystkich, bo pewnie są tacy, którym życie i dorastanie wydaje się mniej skomplikowane i dramatyczne. Dla tych lektura Dunham może okazać się w okrutny sposób pocieszająca. Dla tych, którzy czują się „nie taką dziewczyną”, będzie jak podglądanie cudzego pamiętnika, który po bliższym poznaniu okazuje się własnym, z podmienioną okładką.