Zdrawstwuj Rosjo!

Zdrawstwuj Polsza, skolko let ja mecztal ob etoj vstrecze – fragment piosenki „Zdrawstwuj Polsza” z lat 70., którą na wieść o katastrofie pod Smoleńskiem puszczały rosyjskie stacje. Spełnia się głęboko skrywane polskie marzenie: Rosja wreszcie […]


Zdrawstwuj Polsza, skolko let ja mecztal ob etoj vstrecze – fragment piosenki „Zdrawstwuj Polsza” z lat 70., którą na wieść o katastrofie pod Smoleńskiem puszczały rosyjskie stacje.

Spełnia się głęboko skrywane polskie marzenie: Rosja wreszcie nas dostrzegła. Jeszcze kilka lat temu rzucona podczas debaty w Warszawie uwaga związanego z Kremlem politologa Gleba Pawłowskiego, że „w Polsce wszyscy interesują się Rosją, a w Rosji Polską nie interesuje się prawie nikt”, wywołała falę żywego oburzenia, co tylko potwierdziło jej trafność.

W Rosji mało kto interesował się Polską. Garstka emerytów, którzy z nostalgią wspominali urodę polskich kobiet zakonserwowaną w archetypie eterycznej blondynki Barbary Brylskiej, z radzieckiej komedii wszech czasów „Ironia losu”. Wąska grupa starej inteligencji, dla której polski samizdat był często jedynym oknem na świat w ponurych czasach powszechnej szczęśliwości. Czterysta tysięcy mieszkańców Obwodu Kaliningradzkiego, którzy ze względu na swe pechowe położenie i restrykcyjny porządek wizowy, z zazdrością spoglądają na wolne miasto Gdańsk.

To wszystko.

Wystarczyło wyjechać choć trochę za Ural, aby pytania, czy w Polsce też pisze się cyrylicą, jakiego jesteście wyznania, ba, nawet czy jesteście Słowianami, powtarzały się jak echo.

W Polsce ten brak zainteresowania jątrzył stare i wciąż niezabliźnione rany. Pogarda wobec „Ruskich”, to nasze jaśniepańskie poczucie wyższości wobec „hołoty ze Wschodu” skrywało słomę własnych prowincjonalnych kompleksów, tęsknotę za Polską „od morza do morza”, która jak za czasów Zygmunta Starego byłaby równorzędnym partnerem. Dla Rosji rzecz jasna.

Tymczasem reakcja Rosjan na smoleńską katastrofę wywołała w Polsce zdziwienie, jeśli nie szok. I słusznie Dmitrij Babicz na łamach „Tygodnika Powszechnego” pyta z lekkim przekąsem: „Dlaczego Polacy do tej pory nie chcieli wierzyć, że w Rosji żyją dobrzy i uczciwi ludzie?” Właśnie, dlaczego?

Dalej moskiewski publicysta przytacza słowa amerykańskiego dyplomaty, że „Rosjanie mają skłonność do świętości”. Moim zdaniem do mistycyzmu, bo jest coś niewątpliwie mistycznego w tym nieustannym poszukaniu znaków od Absolutu (niekoniecznie nazwanego „Bogiem” – większość Rosjan w dziedzictwie po ZSRR uważa się za ateistów) mającym swe codzienne przełożenie w siatce przesądów, których Rosjanie trzymają się z uporem godnym lepszej sprawy. Dlatego to, co stało się pod Smoleńskiem w 70. rocznicę mordu w Katyniu, obeszło ich tym bardziej. Teraz część Rosjan, podobnie jak część Polaków, tłumaczy tragiczny wypadek przekleństwem nasiąkniętej krwią niewinnych ziemi.

Jesteśmy z Rosjanami cholernie podobni. Łączy nas wyssana z mlekiem matki skłonność do eksportowania szczęściodajnych idei bez względu na koszty: swoje, a bywa, że nawet i cudze. Słusznie białoruski filozof z początku XX stulecia ubolewał nad losem swego narodu, który, nie wykazując żadnych mesjanistycznych tendencji, musi funkcjonować między dwoma silnymi mesjanizmami: polskim i rosyjskim.

Traf chciał, że wartości, które chcemy ofiarować światu są ze sobą w konflikcie (choć Rosjanie również cenią wolność; tyle, że to pojęcie ma dla nich dwojakie znaczenie: jest „swoboda”, wolność uspołeczniona, kojarzona z samostanowieniem narodów, która popycha na barykady i każe rozrywać łańcuchy. Rosjanie mają do niej stosunek mocno sceptyczny i swą potrzebę wolności realizują poprzez „wolę”, czyli wolność przestrzenni. “Mogę iść, gdzie mnie oczy poniosą i tak nie dojdę do krańca” – zwykli powtarzać. Kto nie jeździł po azjatyckiej części Rosji pociągiem, temu pewnie trudno będzie pojąć, jak silnie niezmierzona przestrzeń oddziałuje na postrzeganie rzeczywistości). Rzecz jasna Rosjanie, w przeciwieństwie do nas, dysponują narzędziami do wprowadzenia w czyn wzniosłych w ich pojęciu słów (aż strach pomyśleć, jak zachowywaliby się Polacy, gdyby Polska nabrzmiała do rozmiaru 17 milionów kilometrów kwadratowych).

Ostatnie gesty Kremla można oczywiście nazwać grą interesów, czy poprawianiem międzynarodowego wizerunku. Jest to po części prawda i moim zdaniem nie ma w tym nic nagannego. Jest to nawet powód do optymizmu. Pozwala bowiem mniemać, że oparte na emocjach polsko – rosyjskie ocieplenie ma szansę przetrwać, nawet gdy te opadną. Istotniejszy jest jednak fakt, że reakcja Moskwy była zgodna z nawoływaniem ludu, z rosyjskim poczuciem sprawiedliwości, na które władza nie mogła pozostać obojętna.

I jeszcze jedno: doceniając empatię Rosjan wobec Polaków, nie zapominajmy, że ten sam rodzaj współczucia w sierpniu 2008 r. dotyczył mieszkańców Osetii Południowej (abstrahuję w tej chwili od niekończącego się sporu, kto rozpoczął działania zbrojne i medialne wojny informacyjnej po obu stronach barykady, skupiam się jedynie na społecznych odczuciach). Znajomi z Rosji nie mogli się nadziwić, dlaczego tu w Polsce nie pochylamy się nad ofiarami z Cchinwali. Wtedy tę skłonność do współczucia ocenialiśmy jako przejaw imperialnych ciągot Rosjan. A teraz?

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa