Wszyscy jesteśmy Mariuszami
Donald Tusk kiedyś, w czasie dyskusji o chemicznej kastracji pedofilów, powiedział: nie sądzę, że wobec takich indywiduów, takich kreatur, jak te przypadki, można zastosować termin człowiek. Niedawno Indie uznały, że delfiny są tak inteligentne i […]
Donald Tusk kiedyś, w czasie dyskusji o chemicznej kastracji pedofilów, powiedział: nie sądzę, że wobec takich indywiduów, takich kreatur, jak te przypadki, można zastosować termin człowiek. Niedawno Indie uznały, że delfiny są tak inteligentne i emocjonalne, że należy je uznać za osoby niebędące ludźmi.
Zupełnie niechcący Hindusi uratowali polskich pedofilów – zamiast w otchłań nicości, zostali strąceni z wyżyn człowieczeństwa do rangi delfinów. Dziwny to zbiór, ale zbiór: osoby niebędące ludźmi.
Mariusz Trynkiewicz jest jedną z nich. To pedofil i morderca skazany na karę śmierci w 1988 roku. Na mocy amnestii w 1989 roku karę zamieniono mu na 25 lat więzienia. Miał wyjść na wolność kilka miesięcy temu, ale nie wyszedł, ponieważ Sejm w ostatniej chwili uchwalił prawo, pozwalające osoby stwarzające zagrożenie kierować do Krajowego Ośrodka Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym, zwanego dalej Ośrodkiem.
Ustawa była zgodnie krytykowana przez wszystkich, którym bliska jest koncepcja praw człowieka. Patrząc na dostosowywanie prawa do jednostkowego przypadku nietrudno się było wściec i powiedzieć, że prawo w Polsce dyktują tabloidy, a politycy odpowiedzieli na wołanie o zemstę i zbudowali stos. Póki co nie zadziałały żadne instancje kontrolne. Ustawa przeszła, prezydent podpisał ją i dopiero wtedy skierował do Trybunału Konstytucyjnego.
– Powiesić za jaja!
– No, i niech go tam gwałcą mopem! Nawet zwierzę się do dzieci nie dobiera!
– Fiuta mu uciąć, na plasterki kroić i tym karmić, o! A jak się skończy, to niech zdechnie z głodu. Ha ha ha.
To cytaty z dyskusji statecznych obywatelek starszo średniego pokolenia w moim osiedlowym sklepie. Mają panienki fantazję, że pozazdrościć. Szkoda je cytować? No nie – to właśnie ich mowę posłowie na Sejm Rzeczypospolitej przetłumaczyli na ustawę.
Można traktować tę ustawę jako populistyczną, ale można spróbować ją zrozumieć i prześledzić jej genezę w pojęciach. Pozwala to zobaczyć, jak rozdzielając to, co niepodzielne i sklejając to, co jakościowo odmienne, powstają nie tylko stosy, ale również czarownice. Ta wiedza nie pozwala co prawda zmieniać świata, ale daje przynajmniej wolność unikania banalnych sądów.
Jeden pedofil, choć jest ich dwóch
Pierwszym słowem do analizy w tym przypadku jest pedofilia. To potoczne słowo posiada tak naprawdę dwa znaczenia. Jednym jest pedofilia, czyli zaburzenie stanu zdrowia ujęte przez Światową Organizację Zdrowia w Międzynardowej Klasyfikacji Chorób obok takich dolegliwości jak nowotwór siatkówki oka, kleptomania, zawał serca i zaburzenia potliwości. Drugie znaczenie to czyn pedofilny, czyli doprowadzenie osoby poniżej 15 roku życia do obcowania płciowego, dla którego polski kodeks karny przewiduje karę do 12 lat pozbawienia wolności.
Te dwie rzeczy nie są tym samym. Zachowanie odmienności znaczeń dwóch pojęć nie pozwala już powiedzieć, że pedofil jest zły. Jest popsuty. Coś w nim nie działa. Nie postępuje zgodnie z umową społeczną. Odpowiedzią bezradnego społeczeństwa jest zamazanie granicy między dwoma znaczeniami, które pozwala odmówić pedofilowi człowieczeństwa, choć tak naprawdę wina nie leży jednak po stronie pedofila, tylko społeczeństwa, które karze chorobę, bo nie umie przeciwdziałać jej objawom.
A ludzi dwóch, choć jest tylko jeden
Drugie pojęcie to oczywiście człowiek. Również podwójne. Człowiek to z jednej strony istota ludzka, a z drugiej postulat moralny, znany jako człowieczeństwo. Nakładając tę siatkę pojęciową na to, co wcześniej połączono potocznym pojęciu pedofilii, dochodzi się do migotania znaczeń: istotą ludzką jest Trynkiewicz i pani z działu wędlin, która chce Trynkiewicza karmić jego własnym przyrodzeniem. Istotą ludzką jest Donald Tusk. Natomiast istotą ludzką nie jest delfin.
Skutkiem jednego, nieuprawnionego, sklejenia oraz drugiego, również nieuprawnionego, rozdzielenia jest możliwość przeciwstawienia człowiekowi jego samego, jeśli nie spełnia kryteriów samego siebie. Tak Trynkiewicz przestaje być osobą, będącą człowiekiem i staje się bestią.
Za to delfin swobodnie może zostać osobą niebędącą człowiekiem, ponieważ istota ludzka to już nie człowiek, ale worek na człowieczeństwo. Taki człowiek-projekt to ten, o którym Foucault w Słowach i rzeczach pisze: przed końcem XVIII wieku c z ł o w i e k nie istniał. (…) Tę postać demiurgia wiedzy stworzyła własnymi rękami niedawno, niecałe dwa wieki temu – ale postarzała się ona tak szybko, że łatwo o przekonanie, że czekała w cieniu przez tysiąclecia.
Foucualt wali tu w czarne dziedzictwo Oświecenia, które stworzyło człowieczeństwo jako pojęcie definiowane przez naukę i prawo, a potem przez administrację sumieniem wepchnęło w istoty ludzkie. To takim człowiekiem może zostać choćby delfin, ale nie w tym rzecz. Człowiek projektu nie gwałci dzieci, bo mu nie wolno. Domaga się za to wieszania za jaja, bo tego się nie zabrania. To jednostka kierowana strachem, wiecznie przerażona, że i ją pozbawią człowieczeństwa, że nie doskoczy do poprzeczki i skończy jak Trynkiewicz. Człowiek jako projekt prawa i moralności to kolaborant doskonały, który współpracuje z władzą w ukrywaniu tego, czego w sobie nienawidzi – niedoskonałości. Wspólnota moralna człowieczeństwa to wspólnota niszczycieli luster.
Polak-katolik, Mariusz Te
To złe dziecko Oświecenia łączy nazistów i ich pojęcie podludzi, Donalda Tuska, który odmawia kreaturom określenia człowiek i panią ze sklepu, która chce dla Trynkiewicza gwałtu mopem. Łączy zdrowych, silnych, tych przy władzy, którzy mają państwo, Sejm, po których stronie jest prawo, prawda i moralność. To żenujące, że cały ten aparat wycelowano w jednego Trynkiewicza.
Jeszcze bardziej żenujące jest to, po co się go zamyka. Żeby pozostał bestią, bo to pozwala ukryć prawdę, która jest prosta jak drut – Trynkiewicz jest chorym, popsutym, ale jednak człowiekiem. Co gorsza: Polakiem. I to pewnie ochrzczonym, a więc i katolikiem. Jak Donald Tusk i panie ze sklepu. Jest też obywatelem Rzeczypospolitej.
Mieszając w tym kotle pojęć można łączyć i rozdzielać, swobodnie tworząc nowe my i nowe oni. Da się upchnąć do jednego zbioru (i to nazwanego Polak-katolik) Tuska, Trynkiewicza i panią ze sklepu. Można ich wtedy wskazać palcem i powiedzieć: oni. To jednak tylko powtórzenie sztuczki władzy, wykorzystanie pęknięcia między słowami a rzeczami do odcięcia siebie od populizmu władzy w Tusku, potworności człowieczeństwa w Trynkiewiczu i banalności zła w paniach ze sklepu. Koniec końców dochodzi się tylko do tego, że wszyscy potykają się o własne nogi.