Woźni też sprzeciwiają się reformie
Wraz z początkiem semestru w korytarzach głównego budynku Wydziału Filozofii Uniwersytetu Karola zawisła rezolucja uczelnianych władz, rozpoczynająca się od słów: „Bronić za wszelką cenę akademickiej wolności jest moralnym obowiązkiem każdego członka uniwersyteckiej społeczności”. Hasła, że […]
Wraz z początkiem semestru w korytarzach głównego budynku Wydziału Filozofii Uniwersytetu Karola zawisła rezolucja uczelnianych władz, rozpoczynająca się od słów: „Bronić za wszelką cenę akademickiej wolności jest moralnym obowiązkiem każdego członka uniwersyteckiej społeczności”. Hasła, że uniwersytet to nie biznes, brzmią znajomo, ale przybysz z Polski może poczuć pewien niepokój – dlaczego takiej jednogłośności nie słychać u nas?
Rezolucja jest reakcją przedstawicieli najstarszego czeskiego uniwersytetu na planowaną przez rząd reformę szkolnictwa wyższego. Towarzyszyły jej plakaty z wypowiedziami profesorów z różnych wydziałów, którzy – z różnych względów – sprzeciwiają się propozycjom zmian. Lektura ich zastrzeżeń, jak również przegląd transparentów, ulotek i plakatów, które w kolejnych dniach zaczęły zapełniać ściany wydziału, budzić musi nieuchronnie uczucie déjà vu. Czy hasła, że uniwersytet to nie biznes, a student nie jest klientem, nie brzmią znajomo? Jak się wydaje, strach przed komercjalizacją studiów, przed nadmiernym wpływem polityków i korporacji na kształt i funkcjonowanie uniwersytetów jest uczuciem, które możemy dzielić z czeskimi studentami.
Pytania wymalowane na ścianach Wydziału Filozofii UK krążą przecież od miesięcy w Polsce – na łamach czasopism, w listach otwartych, na zebraniach instytucji naukowych, w prywatnych rozmowach. A jednak – spotkanie z nimi na schodach praskiego uniwersytetu jest swego rodzaju niespodzianką. Oto władze uniwersytetu oficjalnie i jednym głosem stawiają odpór planowanym przez rząd zmianom w zakresie funkcjonowania szkolnictwa wyższego, a uniwersyteckie autorytety udzielają swoich nazwisk w geście sprzeciwu. Głosy teatrologów, teologów i biologów spotykają się, gdy chodzi o fundamentalne kwestie dotyczące funkcjonowania uniwersytetów. Przybysz z Polski może zaś poczuć pewien niepokój – dlaczego takiej jednogłośności nie słychać u nas?
Tydzień niepokoju
Protesty przeciwko reformom szkolnictwa wyższego rozpoczęły się w poniedziałek 28 lutego pod hasłem „Týden neklidu”. Neklid to niepokój. Na pierwszy rzut oka nie jest to wezwanie do rewolucji, do wywracania na nice dotychczasowego dorobku, do burzenia zastałych instytucji. Subwersywna moc tego słowa ukazuje nam się dopiero wtedy, kiedy zdamy sobie sprawę, że – jak pisał Mariusz Szczygieł – klid jest w życiu „zwykłego” Czecha wartością niezbywalną.
Neklid zatem, niepokój jest tym, co nieustająco i w sposób dręczący rozbija poczucie zadowolenia i satysfakcji z dnia codziennego. Niepokój to piętrzenie pytań, konfrontowanie z rzeczywistością, przypomnienie, że ucieczka w prywatność nie jest rozwiązaniem, ponieważ decyzje polityczne (co jest oczywiście truizmem) w sposób zasadniczy na tę prywatność wpływają. Niepokój to również rozsiane po całym mieście i po całej Czeskiej Republice akcje protestacyjne, znaki sprzeciwu – transparenty i plakaty – pojawiające się w niespodziewanie w przestrzeni miejskiej, mapujące na nowo rozproszoną siatkę akademickich instytucji, na ogół niewidocznych i przezroczystych dla przechodniów.
Dla osoby, która rzeczywistość studenckich strajków zna przede wszystkim z prasowych relacji z Francji bądź Hiszpanii, Týden Neklidu wydać się może wydarzeniem „grzecznym”. Nikt nie barykaduje się w salach wykładowych, nie płoną meble, nie ma bijatyk z policją. Plan akcji protestacyjnych jest napięty jak terminarz na festiwalu naukowym albo konferencji. Od rana do wieczora na praskich uczelniach odbywają się wykłady, koncerty, gry terenowe, dyskusje, projekcje filmów.
Głównym celem ogólnouniwersyteckich akcji jest po pierwsze dyskusja nad tym, jaka miałaby być tożsamość uniwersytetu – dziś i w przyszłości; po drugie – demonstracja, że wspólnota studentów i „akademickiej braci” nie jest tylko amorficznym, nieuchwytnym ciałem, składającym się z jednostek o różnorakich wartościach, celach, oczekiwaniach; że istnieją sytuacje, które mogą ją zintegrować i skłonić do zajęcia wspólnego stanowiska.