WÓJCIK: Jak pilnować internetu?
Męczącą nienawiść w dużej mierze wywołujemy sami – choć nie można przeoczyć roli algorytmów i internetowych botów w podgrzewaniu debaty publicznej
Monitorowanie dyskusji w sferze publicznej w coraz większym stopniu jest powierzane zespołom powoływanym przez globalne firmy technologiczne. Kilka dni temu Facebook zamknął profil Obozu Narodowo-Radykalnego oraz konto posła Roberta Winnickiego z Ruchu Narodowego. Zdarzyło się to nie po raz pierwszy; w 2014 roku środowiska narodowe głośno oprotestowywały zamknięcie strony Marszu Niepodległości, która została później przywrócona.
Tekst pochodzi z najnowszego wydania dziennika „Polska”. Zobacz, co w nowym numerze.
Mowa nienawiści, która przyczynia się do wzrostu poglądów radykalnych i poparcia dla populistycznych partii politycznych w całej Europie, znalazła się w centrum zainteresowania Komisji Europejskiej, szczególnie po zamachach terrorystycznych we Francji i Belgii oraz w wyniku kryzysu uchodźczego w 2015 roku.
Silna pozycja ponadnarodowych firm technologicznych przejawia się nie tylko sterowaniem globalnym rządem dusz czy wymykaniem się przepisom zwalczającym monopole, ale przede wszystkim władzą nadawania ram dyskusji. W praktyce to nie rządy nadają ton w internecie, ile zgadzają się na aktywną rolę korporacji.
W 2015 roku za przełom uznano wynegocjowanie przez Niemcy szybkiego reagowania na mowę nienawiści obecną w serwisach firm Alphabet (dawniej Google), Facebook i Twitter. Zgodnie z porozumieniem, podżegające do agresji wpisy mają być usuwane w ciągu 24 godzin. Zgłoszenia użytkowników rozpatrują zespoły powołane wspólnie przez troikę firm technologicznych. Wewnętrzni eksperci oceniają, czy kontrowersyjne wpisy nie naruszają zasad użytkowania serwisów oraz prawa Republiki Federalnej Niemiec. Pod koniec maja Facebook, Twitter, Microsoft i YouTube zapowiedziały rozszerzenie polityki szybkiego reagowania na inne kraje członkowskie Unii, podpisując się pod wspólnym kodeksem postępowania przeciwko mowie nienawiści. Dokument nie jest wiążący, jest jedynie wyrazem dobrej woli sygnatariuszy.
Nowe ścieżki rozwoju dyskusji o odpowiedzialności dostawców usług internetowych rysują się poza Unią Europejską, w Izraelu i Stanach Zjednoczonych. Do Knesetu wniesiono projekt ustawy nakazującej operatorom sieci społecznościowych usuwanie treści zgodnie z rekomendacjami policji – co stoi w sprzeczności z dotychczasową praktyką, która opiera się na zgłaszaniu niepożądanych treści przez użytkowników portalu, i wymaga dopiero następczej aktywności ze strony administratorów.
Z kolei z USA przychodzi trend większego nacisku na globalne korporacje ze strony obywateli. Rodziny amerykańskich ofiar zamachów terrorystycznych, które miały miejsce w Izraelu w latach 2014-2016, wniosły przeciwko Facebookowi bezprecedensowy pozew, domagając się łącznie miliarda dolarów odszkodowania. Powodowie argumentują, że zarządzający siecią społecznościową w przyczynili się do zamachów, ponieważ nie skasowali kont, z których Hamas nawołuje do aktów terroru. Być może dopiero zdecydowany nacisk obywateli-konsumentów, obywateli-użytkowników i obywateli-ofiar doprowadzi do rzeczywistej poprawy standardów monitorowania sieci.
O mecenacie idei i filantropii w Polsce – nowy numer Res Publiki Nowej, „Złodzieje i filantropi”. Do zamówienia już teraz w naszej księgarni https://publica.pl/filantropia
Męczącą nienawiść w dużej mierze wywołujemy sami – choć nie można przeoczyć roli algorytmów i internetowych botów w podgrzewaniu debaty publicznej. Inna sprawa, na ile obywatele chcą większej regulacji. Z jednej strony sygnały zmęczenia płyną od grup najbardziej narażonych na różne formy dyskryminacji oraz środowisk znajdujących się w centrum politycznych sporów. Z drugiej, zaangażowanie w spolaryzowaną dyskusje daje uczestnikom rodzaj perwersyjnej przyjemności, której mogą nie chcieć się pozbawiać.
Komu najbardziej zależy na utrzymywaniu debaty publicznej w ryzach? Przede wszystkim aparatowi państwowemu, który dostrzega i definiuje ryzyko. W tym wypadku jest nim przekraczanie wolności wypowiedzi, które ma przyczyniać się do radykalizacji nastrojów, wzrostu agresji oraz poczucia zagrożenia.
Tymczasem firmy jak mogą, unikają brania na siebie dodatkowych kosztownych obowiązków, forsując rozwiązania, na których mogą dodatkowo zarobić i wzmocnić rozpoznawalność swoich produktów i usług. Przykładem jest kampania Inicjatywa dla Odwagi Cywilnej w Sieci, którą Facebook uruchomił pod auspicjami niemieckiego rządu. Kasowanie postów i kont to tylko jedna strona medalu. Drugim jest promowanie inicjatyw społecznych, które są przeciwwagą, a zarazem przeciw-mową dla wzbierającej brunatnej fali.
Inicjatywa dla Odwagi Cywilnej polega na sieciowaniu, dofinansowaniu oraz zwiększaniu widzialności organizacji pozarządowych walczących z ekstremizmem w sieci. Facebook zobowiązał się do wsparcia finansowego, a także dzielenia się wiedzą i narzędziami marketingowymi: wybrane organizacje otrzymują granty w wysokości do tysiąca euro, które mają przeznaczyć na usługi reklamowe oferowane przez portal.
Koncentracja inicjatywy na reklamie po pierwsze, pozwala monopoliście utwierdzić symboliczną i rynkową przewagę. Po drugie, ogniskuje proces komercjalizacji zleconych zadań publicznych, które są przez podmioty prywatne rozpatrywane jako możliwości biznesowe. Po trzecie, podważa skuteczność strategii przeciw-mowy: poddana ekonomicznej racjonalności przeciw-mowa traci swój wywrotowy potencjał i staje się nieodróżnialna od reklamy.
Filozofka polityki Seyla Benhabib ocenia, że wiele dzisiejszych dyskusji o prawach człowieka to kolejna przykrywka dla konia trojańskiego, którym jest logika utowarowienia i wymiany, nieświadomie wpuszczana przez nas w kolejne sfery życia.
Trudno zrzucać odpowiedzialność za kompleksowy monitoring sieci na instytucje państwowe czy organizacje społeczeństwa obywatelskiego. Na kilku wymienionych przykładach widzimy jednak, że delegowanie regulacji na podmioty prywatne niesie za sobą wysokie ryzyko arbitralności oraz nadmiernego uprzywilejowania i tak już chronionych interesów prywatnych spółek kosztem praw i wolności obywateli.
fot. Zrzut ekranu z FB | Spencer Holtaway