Wariacka Mariacka
Nie ma chyba takiej osoby w Katowicach i miastach ościennych, która nie słyszałaby o jej istnieniu. Jeśli chcecie znaleźć w Katowicach ulicę, na której tętni miejskie życie, gdzie przychodzi się na piwo lub posłuchać koncertu, […]
Nie ma chyba takiej osoby w Katowicach i miastach ościennych, która nie słyszałaby o jej istnieniu. Jeśli chcecie znaleźć w Katowicach ulicę, na której tętni miejskie życie, gdzie przychodzi się na piwo lub posłuchać koncertu, to powinniście udać się na Mariacką. Przyjeżdżając do Katowic nie umawiajcie się na rynku – więcej czasu i nerwów stracicie na jego szukaniu. Umówcie się na Mariackiej.
Na początku nikt nie wierzył w powodzenie tego projektu. Na jednej z bardziej niebezpiecznych i brudnych śródmiejskich ulic Urząd Miasta postanowił zrobić deptak. Zamknie się ulicę dla samochodów, zamiast asfaltu położy się płyty, tu i tam postawi „nowoczesne” (czytaj: niewygodne) metalowe ławeczki i nagle ulica zapełni się młodymi ludźmi. Lokalni przedsiębiorcy otworzą knajpy i restauracje, do których będą przychodzić tłumy. I wszyscy będą zadowoleni. Remont zapoczątkowany w 2008 roku i pierwsze dwa lata nowej Mariackiej wskazywały na kompletną porażkę. Nikt wtedy nie zaglądał na Mariacką, bo nie było po co. Kilka lokalnych biznesów upadło, a w ich miejsce przez długi czas nic nowego nie powstało. Przechodniów straszył widok odrapanych, brudnych kamienic. Zewsząd pojawiały się głosy krytyki, wytykające kiepski sposób realizacji projektu rewitalizacji Mariackiej, której długo nie udawało się ożywić. A potem powstało bistro „Lorneta z Meduzą” oraz przeniesiono na Mariacką KATO bar.

Ulica Mariacka posiada długą i ciekawą historię. Pojawiła się na mapie Katowic w połowie XIX wieku wraz z obecnie najstarszym na śródmieściu kościołem katolickim. To właśnie ta świątynia pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny dała nazwę prowadzącej od niej ulicy. Początkowo nazwana została Holtzestraße na cześć ówczesnego przewodniczącego Rady Miejskiej Katowic. Początki złej sławy Mariackiej to dwudziestolecie międzywojenne. W 1930 roku otwarto tu znany w Katowicach Hotel Europejski, który zapoczątkował nowy rozdział w dziejach ulicy:na rogu Mariackiej i św. Stanisława na hotelowych gości czekały prostytutki. Lokalizacja tak bardzo przypadła im do gustu, że aż do początku remontu ulicy w 2008 roku kolejne pokolenia prostytutek chętnie urzędowały na Mariackiej, a wraz z nimi podejrzana klientela. Trudno się dziwić, że mieszkańcy Katowic nie wierzyli, że w krótkim czasie można stworzyć z Mariackiej przyjazne i tętniące życiem centrum kulturalno-rozrywkowe. Biorąc pod uwagę historię oraz charakter ulicy, nie wystarczyło zamknąć ją dla ruchu samochodowego i położyć płyty chodnikowe, które i tak krótko po remoncie wymagały naprawy. Mieszkańcy musieli się przyzwyczaić, zmienić nastawienie, spojrzeć na Mariacką z innej perspektywy. Pomysł stworzenia wzorowanej na Ostrawie rodzimej wersji ulicy Stodolni był dobry, ale sposób jego realizacji pozostawił dużo do życzenia. Przy dostępnych zasobach finansowych wizualna metamorfoza ulicy zazwyczaj nie stanowi problemu. Przeobrażenia w sposobie jej postrzegania, wywoływanych skojarzeń i emocji trwają o wiele dłużej i wymagają nie tylko finansowych nakładów, szczególnie w sytuacji, kiedy mieszkańcy nie są przygotowani do zmian: nikt nie pyta ich o zdanie tylko stawia przed faktem dokonanym. Po rewitalizacji ulicy stoją wciąż niewyremontowane kamienice, pozostali też starzy bywalcy Mariackiej.
Przełom
Znamienny jest fakt, że Mariacka w czerwcu tego roku obchodziła 2 rocznicę swoich „urodzin”, chociaż zasadnicze prace związane z remontem ulicy zakończyły się pod koniec 2008 roku. Datą przełomową nie było więc przekształcenie ulicy w deptak, bo sam ten fakt niczego tak naprawdę nie zmienił, ale wprowadzenie się na Mariacką knajp i pierwsze większe koncerty na wolnym powietrzu. Socjolog, dr Tomasz Nawrocki w krótkim dokumencie o ulicy Mariackiej zwrócił uwagę na bardzo istotną kwestię: chociaż Mariacka została przekształcona w wyniku zaplanowanej strategii Urzędu Miasta, to jednak sukces zawdzięcza grupie kilku osób, którzy postanowili wziąć sprawę w swoje ręce. Wśród nich najczęściej wymienia się Krzysztofa Krota („Lorneta z Meduzą”), a przede wszystkim właściciela KATO baru, Dominika Tokarskiego. Kiedy inicjatywę przejęli mieszkańcy, na Mariackiej zaczęło dziać się lepiej.
Wypowiedzi właścicieli lokali na Mariackiej świadczą o przemyślanej strategii przekształcenia tej części katowickiego śródmieścia w przestrzeń animacji kultury. Pierwszy rok nowej Mariackiej upłynął przede wszystkim pod znakiem koncertów. Zeszłoroczne wydarzenia skierowane były głównie do ludzi młodych, studentów zamieszkujących aglomerację. Obecnie oferta coraz bardziej się poszerza i rośnie liczba potencjalnych odbiorców: kontener designu, dzień czytania książek, flash moby, warsztaty i wernisaże w Centrum na Mariackiej to tylko niektóre z wydarzeń. Oczywiście nie brakuje (słusznych) głosów krytycznych. Najczęściej mówi się o brudnej ulicy, nadmiernym hałasie i problemach z zaczepiającymi pijakami. Adaptując ulicę do celów rozrywkowych, stwarzając miejsce na nowe knajpy i restauracje, organizując przestrzeń ułatwiającą spotkania towarzyskie należy liczyć się z tym, że będzie brudno i głośno. Jeśli jest brudno – sprawa jest prosta: ulicę należy częściej sprzątać. O wiele trudniej rozwiązać konflikt na linii: mieszkańcy a bywalcy Mariackiej, ponieważ przesunięte godziny ciszy nocnej naruszają spokój jej lokatorów.
Sukces Mariackiej mierzony licznie odwiedzającymi ją mieszkańcami Katowic dowodzi tego, że miasto potrzebowało przestrzeni kojarzonej z wydarzeniami artystycznymi i szeroko pojętą animacją społeczno-kulturową, zwłaszcza w sytuacji, kiedy nikt do końca nie wie, jaka będzie finalna koncepcja remontowanego właśnie rynku. Niekończące się dyskusje, nie tylko te wirtualne na forach i Facebooku, jasno dowodzą, że losy Mariackiej interesują sporą część Katowiczan. Niemniej cały czas ścierają się ze sobą różne postawy, sposoby rozumienia tego, czym powinna być ta wspólna przestrzeń. Spora część młodych ludzi przywiązana jest do myślenia o kulturze wysokiej, elitarnej. W lokalnej publicystyce ubolewa się, że sztuka nie znalazła na Mariackiej „godnego domu”. Nie ograniczając aspiracji nie można liczyć na to, że Mariacka stanie się katowickim Luwrem. Poza tym: nieco ponad 350 metrowa ulica nie może zaspokoić oczekiwań i potrzeb ponad 300 tysięcznego miasta.
Bez wątpienia zasługą Mariackiej jest aktywizacja mieszkańców Katowic, którzy uwierzyli w to, że razem można coś zdziałać. Powstają kolejne pomysły: znajdują się osoby, które chciałyby włączyć się aktywnie w promowanie i modernizację kolejnych części katowickiego śródmieścia. Inicjatywy takie, jak np. próba rewitalizacji ulicy Plebiscytowej jasno pokazują, że mieszkańcy potrzebują wspólnych przestrzeni, które byłyby jednak zróżnicowane jeśli chodzi o funkcje społeczno-kulturowe. Problem zaczyna się w momencie, kiedy chęć zmiany przekuwa się na realne pomysły i plany. Inspirujące pod tym względem były warsztaty zorganizowane przez Res Publikę Nową we współpracy z Biblioteką Śląską oraz Instytucją Kultury Katowice – Miasto Ogrodów. Pokazały pomysły i plany z jednej strony samych mieszkańców, a z drugiej: prężnie rozwijającej się instytucji Katowice – Miasto Ogrodów.
Wielkie Katowice
Kiedy przypominam sobie te warsztaty to myślę o starej, przedwojennej mapie Katowic. Przestrzeń miejska bardzo się zmieniła: II wojna światowa zrobiła swoje, a potem czasy PRL przyniosły charakterystyczne dla miasta obiekty. Mapa Katowic wygląda inaczej, ale to, co mogłoby na niej pozostać to podpis: „Mapa Wielkich Katowic”. Katowice zawsze chciały być monumentalne i mam wrażenie, że pod tym względem niewiele się zmieniło. Słuchamy prezentacji o zmianach w kulturze, jakie dokonały się w ostatnich latach w Katowicach oraz o planach na przyszłość. Dowiadujemy się, że Katowice chcą mieć największą liczbę największych festiwali, pretendują do bycia Miastem Wielkich Wydarzeń. Nie wiem czy jest to droga, którą należy wybrać. Przy Wielkich Planach łatwo zgubić najważniejszą ideę: miasto jest dla ludzi, przestrzeń miejska ma być miejscem przyjaznym, ciekawym i inspirującym. Niekoniecznie wydarzenia i imprezy muszą być największe, najbardziej spektakularne.
Obawiam się, że chęć bycia „naj” może być zgubna także w innych aspektach. Katowice długo czekały na rynek, który byłby przestrzenią spotkania, a nie główną trasą przejazdu tramwajów. Urząd Miasta próbował stanąć na wysokości zadania, ale szumne plany i obietnice spełzły na niczym. Architekci krajowi i zagraniczni z zapałem przystąpili do ogłoszonego przez Urząd Miasta konkursu. Tak było za pierwszym razem, ale jak się okazało, nie ostatnim. Aż trudno uwierzyć, że kolejne przetargi nie były w stanie wyłonić zwycięskiego projektu zagospodarowania przestrzeni katowickiego rynku. Przebudowa trwa już pół roku, a nadal nikt nie ma pomysłu na to, jak powinien wyglądać najważniejszy punkt miasta. Rozwiązanie lipcowego przetargu nie wyłoniło zwycięzcy, najwyższa nagroda: II miejsce powędrowała do zespołu dwóch krakowskich agencji: GPP Grupa Projektowa oraz Agencja Projektowa Architektury EKSPO.
Winą za zaistniałą sytuację urzędnicy obarczają architektów, architekci – władze Katowic. Urzędnicy mówią o nieudolności projektantów, a architekci – o niewłaściwych warunkach konkursu. Projekty są obwarowane szeregiem wymogów, związanych przede wszystkim z ruchem tramwajowym. Wielu architektów uważa za niedorzeczne remontowanie rynku, gdzie najpierw wyznacza się trasę przejazdu tramwajów, a następnie ogłasza przetarg na projekt zagospodarowania tej przestrzeni. Katowice nie są w stanie pozwolić sobie na plan, który będzie kosztowny, dlatego w projektach liczy się budżet. Architekci przekonują, że nie można stworzyć dobrej koncepcji, w której najbardziej liczącymi się elementami byłyby przystanki tramwajowe i niski koszt realizacji.
Lipcowy przetarg kosztował miasto 50 tysięcy złotych, nie licząc czasu pracy urzędników. Mieszkańcy są już zmęczeni i zniesmaczeni ciągnącą się w nieskończoność nieudolnością urzędników. Na forach internauci zastanawiają się czy jest szansa na wyjście z patowej sytuacji, czy zamiast kreowania nowej przestrzeni z wielkim rozmachem, nie można stworzyć może skromnego, ale przyjaznego dla ludzi centrum? Miasto wymaga szeregu zmian, błędów popełnionych w drugiej połowie XX wieku, w tym także urbanizacyjnych, nie da się naprawić na przestrzeni kilku lat. Na razie ośrodkiem zastępczym dla katowickiego rynku pozostaje ulica Mariacka. Wiemy, czego jej brakuje, co można z nią zrobić. Co ciekawe, Mariacka zaczyna inspirować inne miasta. Takiego deptaka przeznaczonego na cele kulturalne i ośrodek rozrywkowy zazdrości nam Częstochowa, która właśnie tworzy plany podobnej przestrzeni w alei NMP.
Dokument o ulicy Mariackiej: