Ugrzeczniony miś
W najnowszej książce Olgi Tokarczuk Moment niedźwiedzia przewija się postać lewicowej intelektualistki, która w pierwszej chwili budzi skojarzenia z Elizabeth Costello. Daleko jednak polskiej pisarce do radykalizmu bohaterki z książek J.M.Coetzee’ego. Wiosna i pierwsze letnie […]
W najnowszej książce Olgi Tokarczuk Moment niedźwiedzia przewija się postać lewicowej intelektualistki, która w pierwszej chwili budzi skojarzenia z Elizabeth Costello. Daleko jednak polskiej pisarce do radykalizmu bohaterki z książek J.M.Coetzee’ego.
Wiosna i pierwsze letnie miesiące upłynęły w Polsce pod znakiem nowych książek pisarzy, którzy największą popularnością cieszyli się bodaj na przełomie wieków. Nie da się ukryć, że autorzy ci, mimo mocnej pozycji na literackim Parnasie, od dawna nie stworzyli dzieł będących tak ważnymi utworami dla polskiej literatury jak te napisane ponad dekadę wcześniej. Mam tu na myśli Andrzeja Stasiuka powracajacego z książką Grochów, Jerzego Pilcha wydającego Dziennik, Krzysztofa Vargę z Trocinami i w końcu Olgę Tokarczuk z Momentem niedźwiedzia.
Oczywiście w dalszym ciągu o kolejnych wydawanych przez tych pisarzy tomach mówi się nie bez przesady “Literackie Wydarzenie”, ale dziś prym wiedzie raczej pokolenie młodsze z Michałem Witkowskim, Ignacym Karpowiczem i Dorotą Masłowską na czele. Niemniej jedno się nie zmienia – autorzy urodzeni w latach 60. i wcześniej wciąż mają coś do powiedzenia. Mimo zmieniających się mód, trudno wyobrazić sobie brak na księgarskich półkach opowieści Stasiuka, coraz bardziej pesymistycznych wizji Vargi czy kolejnych powieści Tokarczuk.
Recenzja najnowszej książki Andrzeja Stasiuka
Przy okazji wydania kryminału pt. Prowadź swój pług przez kości umarłych (2009) Tokarczuk powiedziała, że pisząc go odpoczywała po monumentalnych Biegunach. Nie był to jednak kryminał sensu stricto; z całym bagażem, jaki ze sobą ten gatunek niesie. Pisarce nie zależało na oddaniu czytelnikom dzieła, w którym będzie chodzić wyłącznie o przyjemności czytania i śledzenia głównego wątku, czyli kolokwialnie rzecz ujmując – kto kogo zabił. Najważniejszy w tamtej historii był pogląd pisarki na temat jej stosunku do zwierząt; wyrażony z całą stanowczością manifest nawołujący do traktowania ich jak naszych młodszych braci.
W ten sposób Prowadź swój pług… stał się jej najbardziej polityczną powieścią, zaś sama Tokarczuk miast, jak to miało miejsce na wcześniejszych spotkaniach autorskich, opowiadać np. o inspiracjach, skupiała się raczej na (jak najbardziej słusznym) krytykowaniu myśliwych: sprzeciwiała się zarówno zbędnemu bestialstwu, jak i maczystowskiemu wizerunkowi, jaki prezentują. Czy to znaczy, że po opublikowanym właśnie Momencie niedźwiedzia możemy spodziewać się narodzin pisarki zaangażowanej, która zastąpi ostatecznie mitologizującą Olgę z Nowej Rudy? Nie do końca, ponieważ problem złego traktowania zwierząt poruszyła pisarka już w Ostatnich historiach (2004). Niemniej, coś jest na rzeczy.
Najnowsza pozycja nie jest jednak powieścią, ale zbiorem tekstów publicystycznych, drukowanych na łamach Krytyki Politycznej. Oczywiście większość czytelników Tokarczuk publikacją się zawiedzie, ponieważ teksty te można sobie przeczytać na witrynie KP, a i oddala to zapewne wydanie kolejnej książki prozatorskiej o parę lat. Chciałbym zaznaczyć jednak, że traktowanie Momentu niedźwiedzia jako pozycji mniej znaczącej byłoby sporą niesprawiedliwością. Jeśli pisarka w całej swojej karierze wydaje dopiero drugi zbiór niebędący literaturą piękną (pierwszy publicystyczny), to nie należy tej sprawy bagatelizować (a odnoszę wrażenie, że wielu krytyków do tej pory tak wlaśnie postąpiło). Dlatego więc nie uważam Momentu niedźwiedzia za rzecz mającą tylko i wyłącznie przypomnieć o autorce, która od trzech lat beletrystyki nie wydała.
Krainy pozornej szczęśliwości
Zacznę od części, której lektura wzbudziła mój jedyny, ale zdecydowany sprzeciw. Olga Tokarczuk w rozdziale Pliki podróżne opisuje dwa europejskie kraje, które winny być w wielu kwestiach wzorem dla Polski. Pierwszym z nich jest Holandia, drugim zaś Szwajcaria. O obu z nich pisze bardzo serdecznie. Amsterdam to dla niej miasto, w którym przede wszystkim “nie ma lęku”. W przeciwieństwie do wielu innych miejsc na świecie, gdzie:
Państwo, w którym panuje wysoki poziom lęku, wymyśli sobie wroga zewnętrznego i wewnętrznego, powoła na służbę agentów, będzie inwigilować nawet dzieci w szkole i zakładać podsłuchy. Władza, która w nim rządzi, odgrzeje stare animozje i resentymenty, skłóci obywateli, będzie sie z całą powagą odwoływać do irracjonalnych kategorii, takich jak wiara i naród, które stworzą zamknięte, ksenofobiczne lęki (s.90).
Nie wiem, ile lat temu pisany był ten tekst, ale zapewne już po zamordowaniu przez muzułmańskiego fanatyka w Amsterdamie reżysera Theo van Gogha (2004) czy wcześniej słynącego z antyimigracyjnych haseł polityka Pima Fortuyna (2002). Tekst ten nijak ma się zwłaszcza do sytuacji dziś, gdy polską opinią publiczna wstrząsnęła wiadomość o powstaniu w Holandii portalu internetowego, gdzie można pisać skargi na przebywających w tym kraju obywateli Europy Wschodniej, w tym również naszego kraju. Tak więc kraj, który według autorki jest tą spokojną, wolną od lęków wyspą, jest obecnie tak naprawdę jednym z wielu państw napędzających się konfliktów. Z jednej strony skrajnej prawicy, z drugiej religijnych fanatyków. Podobnie Szwajcaria, w której Tokarczuk zachwycił zwyczaj wyrzucania śmieci. Szkoda, że w czasie radości segregowania odpadków nie próbowała dostrzec tego, jak często w państwie tym segreguje się również ludzi (czyt. raistowskie nawyki szwajcarskiej służby celnej, która ma w zwyczaju częściej – i dokładniej – kontrolować ludzi o ciemnym kolorze skóry). Tak więc wolę się zachwycać tą nudną Polską, gdzie szczytem religijnego fanatyzmu są wybryki Wojciecha Cejrowkiego i Tomasza Terlikowskiego.
Z pewną taką nieśmiałością
Z większym zaciekawieniem przeczytałem natomiast inne zebrane w tomie teksty. Nie ukrywam, że najbardziej ciekawiło mnie zdanie Tokarczuk na temat poglądów pisarzy poświęcających znaczną część swoich utworów wspomnianemu już miejscu zwierząt we współczesnym świecie. Sama pisarka zreszą poruszyła ten temat przynajmniej dwukrotnie – w Ostatnich historiach oraz Prowadź swój pług….. W Momencie niedźwiedzia znalazły sie komentarze Tokarczuk do twórczości: prozaika (J.M.Coetzee), etyka (P.Singer) i dziennikarza (J.Rolin). Dziwi mnie fakt pominięcia tutaj książki Farba znaczy krew Zenona Kruczyńskiego. Pisze o tym dlatego, że pisarka nie ukrywała inspirowania się opowieści byłego myśliwego, gdy przed kilkoma laty tworzyła swój kryminał.
Zarówno kiedy mowa o Żywotach zwierząt Coetzee’ego czy kontrowersyjnych w dalszym ciągu dla wielu esejach prof. P. Singera, nie wychodzi Tokarczuk poza to, co w ostatnich latach o tych dziełach powiedziano. Kwestię traktowania zwierząt we współczesnym świecie opisaną przez J.M.Coetzee’ego świetnie zanalizował w swoich esejach pt. Lekcje ciemności Dariusz Czaja. Nie wspominając o poruszającej interpretacji Elizabeth Costello (książki, w której kwestia tzw. holocaustu zwierząt jest u noblisty wyrażona najmocniej w całej jego twórczości) w spektaklu (A)polonia Krzysztofa Warlikowskiego. Zgadzam się z poglądami Tokarczuk w zupełności, tylko… no właśnie. Tutaj zaczyna się problem. Nie zgadzam się z zupełnie z formą ich przekazu.
Tokarczuk jest kolejnym pisarzem, który analizując postawę Elizabeth Costello, w pierwszej chwili usprawiedliwia jej skrajne poglądy. Przypomnijmy, że fikcyjna postać stworzona przez Coetzee’ego jest bohaterką dwóch jego dzieł – Żywotów zwierząt i powieści Elizabeth Costello. Portale parole noblisty to wykładowca akademicki, który wygłasza odczyty na temat praw zwierząt. W czasie jednego z wykladów używa pojęcia “holocaust zwierząt”, czym wzbudza oburzenie sali. Niemniej pojęcie to nie jest przecież niczym nowym (wprowadził je świadek zagłady Żydów, pisarz Isaac B. Singer). Coetzee niemal we wszystkich powieściach ma tę samą (zapożyczoną niejako od swojego mistrza – Dostojewskiego) metodą budowania argumentów. Polega ona na wcześniejszym wyczerpaniu wszystkich “za” i “przeciw”, aby w dziele zostawić tezy sprawiające przeciwnikom jak najwięcej kłopotów. Jaki to ma związek z Tokarczuk? Według mnie postaci Costello się nie analizuje, a raczej naśladuje bądź potępia.
Pisarka, głosząca przecież te same poglądy na temat cierpienia zwierząt co J.M.Coetzee, dostała gotowy materiał do naśladowania (co wykorzystała po częście w Prowadź swój…). Nie oczekuję więc kolejnego omówienia postawy Costello, ale raczej próby zaadaptowania tych poglądów tutaj, zaszczepienia jej na gruncie polskim. Tokarczuk nie jest wykładowcą akademickim, nie wymaga się od niej poprawności wyznaczanej przez twarde reguły panujące w uniwersyteckich gabinetach. Od pisarki oczekuję poglądów bardziej wykrystalizowanych. Jeśli mogła je głosić Costello, może głosić je i Tokarczuk.
Szkoda, że pisarka nie pokazała pazurów. Nikt przecież nie oczekuje od niej przestrzegania poprawności politycznej. Elizabeth Costello za nic miała kompromisy. Cel uświęcał środki, liczyło się działanie. Tokarczuk nie widzi sensu w tworzeniu utopii poprzez wielką rewolucję. Sens budowania idealnego społeczeństwa dostrzega w ewolucji; kulturalnej i naukowej. Spojrzenia na świat z perspektywy kogoś, kto myśli inaczej; kogoś, kto nie potrafi wyrazić swoich opinii, bronić się czy rozpychać łokciami. To głos autorki stojącej po stronie słabszych, nawet jeśli nie zgadza się z ich poglądami. To upolityczniona parafraza Stachury: “Dla wszystkich starczy miejsca pod wielkim dachem nieba”. To w końcu zdanie człowieka, który nie patrzy na innych z góry – kulturowej czy społecznej. Mam nadzieję, że książka ta stanowi dopiero preludium do czegoś większego. Odważniejszego.
***
Olga Tokarczuk, Moment niedźwiedzia, Krytyka Polityczna 2012.