U progu demokracji. Dwugłos o Birmie
Być może nie istnieje drugi azjatycki kraj, o którym wiemy w Polsce mniej niż o Birmie, ale z pewnością nie ma innego państwa, którego droga do demokracji przypominałaby polskie przemiany na tak wielu płaszczyznach. Po […]
Być może nie istnieje drugi azjatycki kraj, o którym wiemy w Polsce mniej niż o Birmie, ale z pewnością nie ma innego państwa, którego droga do demokracji przypominałaby polskie przemiany na tak wielu płaszczyznach.
Po latach rządów junty wojskowej w Birmie, która w 1990 roku unieważniła wybory wygrane przez Ligę Na Rzecz Demokracji z Aung San Suu Kyi na czele, w kraju zachodzą przemiany, które mogą doprowadzić do demokratycznych reform. Trzy dni temu (1 kwietnia) odbyły się tam uzupełniające wybory do parlamentu, na które zaproszono zagranicznych obserwatorów z Unii Europejskiej i USA. Startowała w nich ponownie laureatka pokojowej nagrody Nobla Aung San Suu Kyi, która w 2010 roku została zwolniona z trwającego z przerwami około 20 lat aresztu domowego. Jej ugrupowanie, Narodowa Liga Na Rzecz Demokracji, zdobyła 43 z 45 mandatów, o które ubiegano się w wyborach uzupełniających. Mimo, że wpływ partii walczącej przez dziesiątki lat o demokrację w Birmie działaczki będzie niewielki (ogromną większość miejsc wciąż zajmują wojskowi i sprzyjająca im partia), zwycięstwo w wyborach uzupełniających należałoby uznać za przełomowe, tak jest też odbierane przez wiwatujące na ulicach tłumy Birmańczyków. Liberalizacja, na którą pozwoliła junta wojskowa, jest jednak w dużej mierze związana z próbą zmniejszenia potężnego wpływu Chin w regionie i otwarcia się na zachód.
Tuż po wyborach przedstawiamy dwa spojrzenia na toczącą się w Birmie transformację. Lejb Fogelman, prawnik, partner w kancelarii Dewey LeBoeuf naświetla zawiłą sytuację geopolityczną w regionie. Natomiast Krzysztof Stanowski, prezes Fundacji Solidarności Międzynarodowej „Wiedzieć Jak”, były podsekretarz stanu odpowiedzialny za współpracę rozwojową w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, który w zeszłym roku odwiedził Birmę z oficjalną wizytą, pisze o tym, jak mądrze przekazać polskie doświadczenia.
Bartosz Kozakiewicz/Instytut Lecha Wałęsy
Maciej Kuziemski/Instytut Lecha Wałęsy
Lejb Fogelman
Birma między trzema mocarstwami
Z punktu widzenia sytuacji geopolitycznej, Birma pełni w wielu aspektach kluczową rolę w Azji Południowo-Wschodniej. Państwo to jest właściwie jedynym możliwym bezpośrednim dojściem dla Chin do Oceanu Indyjskiego, dlatego też będzie ono kluczowym punktem sporu pomiędzy Ameryką, Indiami a Chinami. Mniej więcej 80% surowców, których Chiny potrzebują, z Afryki Zachodniej, Wschodniej, z Ameryki Południowej i z Zatoki Perskiej transportowanych jest przez Ocean Indyjski. Jedyne chińskie wyjście na Ocean Indyjski to Cieśnina Malakka, która jest wąska i przez to łatwa do kontroli. Można ją zablokować w bardzo prosty sposób, całkowicie odcinając Chiny od źródeł minerałów i surowców, bez których kraj ten nie jest w stanie produkować i eksportować. Jest oczywiście parę innych projektów, które mają ułatwić Chinom dostęp do Oceanu Indyjskiego, jak np. tak zwany Przesmyk Tajlandzki, miejsce, w którym Tajlandia spotyka się z Malezją – istnieją plany, żeby stworzyć tam coś w rodzaju Kanału Panamskiego, ale nie zmienia to sytuacji, w tym sensie, że kanał ten nadal byłby pod kontrolą jednego państwa. Dlatego też jedynym sposobem wyrwania się z tego okrążenia jest Birma.
Również Pacyfik jest potrzebny Chinom do tego, żeby sprzedawać towary, ale to jest możliwe oczywiście tylko w czasie pokoju. Dostawy mogą być łatwo zablokowane dla Chin przez ich położenie geograficzne. W przypadku Pacyfiku dostęp ten utrudnia tzw. „sznur pereł” , które otaczają Chiny od strony oceanu – Rosja, Japonia, Korea, Tajwan, Filipiny, Australia, Wietnam – są to wszystko wrogie państwa. W przypadku Oceanu Indyjskiego sytuacja jest inna. Indie spoglądają na dwie strony tego oceanu, od paru lat główny nacisk kładą na flotę, więc Chiny szykują się do potencjalnej konfrontacji. Ameryka zostawia w tyle Ocean Atlantycki, który należałoby właściwie nazwać Jeziorem Atlantyckim, ponieważ oprócz Amerykanów i sprzymierzeńców z NATO nikt nie ma do niego dostępu. USA przerzuca się zatem na Pacyfik i na Ocean Indyjski. Ich przyczółkiem jest tam Diego Garcia, wyspa, podobna w swojej funkcji do Malty, na której utrzymują bazę najpotężniejszej na świecie floty. Wystarczy więc zablokować cieśninę Malakka, i Chiny stają się pozbawione surowców, a Birma jest wtedy jedynym bezpośrednim dojściem do oceanu.
Chiny już próbują tę opcję realizować. W ciągu ostatnich 10 lat, kiedy Birma była w izolacji ze względu na sankcje zachodnie, Chiny intensywnie się tam zaangażowały, z resztą zbyt intensywnie, bo ich eksploatacyjne zamiary spotkały się z oporem. Ostatnio Than Shwe i jego rząd doprowadził do zablokowania budowy chińskiej tamy. Chińska gospodarka wodna budzi zresztą obawy nie tylko w Birmie, ale także w Bangladeszu i w Indiach – Chiny mają zakusy na tamtejsze zasoby wody, bez której nie da się przecież żyć. Pojawia się dodatkowy problem: 80% ludności Chin żyje na południu kraju, a tam znajduje się tylko 20% wody, która jest w dużym stopniu zanieczyszczona.
Chiny intensywnie eksploatowały także potężne złoża mineralne i gazowe w Birmie oraz zasoby drewna. W pewnym sensie gwałciły tę ziemię, zbierając, co najlepsze. Rządząca w Birmie junta wojskowa w końcu zrozumiała, że nie mogą dalej tolerować tych rosnących wpływów, bo ich kraj stanie się w końcu prowincją Chin. A co równie ważne, wojskowi chcą zatrzymać bogactwo zgromadzone bezprawnie przez lata władzy. Than Shwe i jego nowi ludzie zaczęli wprowadzać reformy.
Także wielka powódź w 2007 roku i rewolucja szafranowa (krwawo stłumione protesty mnichów buddyjskich w 2007 roku) przyczyniły się do liberalizacji polityki władz. Junta zaczęła zatem grać na trzy strony: z Indiami, które są bardzo zainteresowane tą współpracą, po pierwsze dlatego, że boją się sytuacji w granicznym muzułmańskim stanie Arakan, a po drugie – są odwiecznymi wrogami Chin, ze Stanami Zjednoczonymi, i z samymi Chinami. Wiadomo więc, że jeżeli Birma jest odpowiedzią dla Chin, to jest to także kontrodpowiedzią dla Indii. Birma jest miejscem, gdzie Indie mogą Chiny przyblokować. W tym samym czasie, kiedy Hilary Clinton była w Birmie, delegacja wojskowa Birmy była z wizytą w Pekinie.