Tyrania opinii w Toruniu
W marcu Res Publica zorganizowała w trzech miastach (w Toruniu, Gdańsku i Wrocławiu) dyskusje poświęcone wątkowi tyranii opinii. Prezentujemy relację z jednego z tych wydarzeń - seminarium zorganizowanym przez dr Marcina Kilanowskiego z udziałem m.in. […]
W marcu Res Publica zorganizowała w trzech miastach (w Toruniu, Gdańsku i Wrocławiu) dyskusje poświęcone wątkowi tyranii opinii. Prezentujemy relację z jednego z tych wydarzeń – seminarium zorganizowanym przez dr Marcina Kilanowskiego z udziałem m.in. prof. Lecha Morawskiego oraz prof. Andrzeja Szahaja.
Seminarium, które odbyło się w marcu 2012 w Toruniu w Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika (UMK), poświęcone było tematom omawianym w nowym numerze Res Publiki Nowej pt. „Tyrania opinii”. Uczestnicy starali się odpowiedzieć na pytania o rolę jaką sondaże i opinia publiczna ogrywa we współczesnej demokracji. Spotkanie poprowadził dr Marcin Kilanowski z UMK. Wśród uczestników byli m.in. prof. Lech Morawski (UMK), prof. Andrzej Szahaj (UMK) oraz Wojciech Przybylski (Res Publica Nowa).
Według prof. Lecha Morawskiego tekst Pierre’a Rosanvallona zawarty w piśmie jest znakomitą diagnozą kryzysu państwa narodowego w połączeniu z kryzysem mechanizmów demokracji instytucjonalnej. Dostrzegamy go na różnych szczeblach funkcjonowania instytucji państwowych – także sądów. Morawski wskazał, że współcześnie demokracja „wywędrowuje” z form instytucjonalnych i wychodzi na ulicę, przeobraża się w spontaniczne ruchy ludu. Ta diagnoza – jak wskazał we wprowadzeniu do dyskusji dr Marcin Kilanowski – koresponduje z tezą postawioną w artykułach przez Wojciecha Przybylskiego i Artura Celińskiego, którzy piszą o kryzysie tradycyjnych pośredników między rządzącymi a obywatelami. Potrzebne są ich zdaniem nowe autorytety, charyzmatyczne jednostki, które będą spoiwem opinii publicznej.
Artykuły zawarte w Res Publice zainspirowały uczestników seminarium do poszukiwania głębszych przyczyn omawianych kryzysów. Większość osób zwróciła uwagę na wpływ jaki na opinię publiczną oraz gospodarkę mają różne grupy interesów.
Prof. Andrzej Szahaj bardziej krytycznie odniósł się do artykułów zawartych w piśmie. Stwierdził, że wydawcy Res Publiki powinni bardziej wgłębić się w omawiane kwestie, ponieważ zawarte w numerze teksty dryfują tylko po powierzchni problemów nie dotykając ich jądra. Powinny mieć ostrzejszy wydźwięk, aby wyrazić konieczność zmian. Autorzy tekstów zawartych w numerze piszą z pozycji uprzywilejowanej, akceptują status quo. Zmiany, o których mówił profesor, miałyby dotyczyć przede wszystkim rynku i hegemonii wielkich korporacji, które, utowarowiając kolejne sfery rzeczywistości i dominując nad nimi, doprowadziły do tego, że polityka stała się miejscem zarabiania pieniędzy i korupcji, a nie mądrego zarządzania państwami. Szahaj podkreślał demoralizację, która charakteryzuje współczesną politykę i wskazał na kolejne problemy, które prowadzą do kryzysu demokracji. Według niego jest to przede wszystkim pogorszenie jakości dziennikarstwa, brak ekspertów w przestrzeni publicznej oraz to, że przy każdych wyborach wybierani są zawsze ci sami ludzie. Wchodząc w polemikę z profesorem, Wojciech Przybylski poddał w wątpliwość czy można mówić o zamieraniu dziennikarstwa, skoro współcześnie wielu ludzi chce i może generować informacje jak dziennikarze. Zgodził się w kwestii braku ekspertów, chociaż według niego większym problemem jest brak pośredników między obywatelami a rządzącymi. Ze względu na wejście partii Janusza Palikota do Sejmu, nie zgodził się ze stwierdzeniem, że w wyborach zawsze wygrywają ci sami.
Andrzej Szahaj dodatkowo stwierdził, że w artykule Rosanvallona nic nowego nie ma, jeżeli idzie o diagnoze jak i propozycje zmian. Zgodził się z nim dr Marcin Kilanowski wskazując na zawarty w numerze artykuł George’a Gallupa napisany w 1939 czy na Public and Its Problems Johna Deweya z 1927 wzmiankowany w numerze . W tekstach tych autorzy na długo przed Rosanvallonem wskazują, że konieczna jest „refleksyjność“ i „bliskość“ między władzą a społeczeństwem, bo to ono wie pierwsze, gdy w „bucie uwiera je kamyk”, mówiąc jezykiem Deweya. Kilanowski zgodził się także z Szahajem, że w naszych demokracjach uprzywilejowaną pozycję mają ci którzy posiadają wielki kapitał. Przykładem mogą być Stany Zjednoczone Ameryki, gdzie 2% populacji skupiło w swoich rękach 50% majątku i przez to ma największy wpływ na politykę i gospodarkę. Dlatego warto zwrócić szczególną uwagę na słowa Galupa, że to nie tyrania większości jest koszmarem Ameryki, lecz mniejszości. Choć warto dodać, że nie jest to problem jedynie Ameryki.
Na spotkaniu zastanawiano się, kto ma być podmiotem zmian, które w obliczu omawianych kryzysów są, według uczestników seminarium, niezbędne. Najczęściej mówiono o dojściu do głosu ludu. Marcin Kilanowski stwierdził, że władza państw powinna odbierać informacje wytwarzane przez społeczeństwo na temat swoich potrzeb i kierować się nimi w procesie rządzenia. Obywatele powinni zostać uznani za ekspertów w sprawie ich życia i na ich wytycznych powinna opierać się polityka. W tym kontekście pojawił się temat ACTA i internetu jako narzędzia, dzięki któremu obywatele mogą sygnalizować swoje żądania. Wojciech Przybylski, broniąc tezy ze swojego artykułu, stwierdził, że to co możemy znaleźć w internecie, to niemerytoryczny „bełkot”, z którego wiele nie wynika. Według niego ludzie, którzy sprzeciwiali się ACTA, nie chcieli zmian, wręcz przeciwnie, był to konserwatywny bunt, którego celem było zachowanie obecnej swobody ściągania treści z sieci.
Odmienne zdanie prezentowała dr Aleksandra Derra, według której, nawet jeśli protestanci przeciw ACTA nie należeli do intelektualnej elity kraju, to cały bunt był pozytywnym zjawiskiem. To, że ludzie wyszli na ulicę, znaczy, że zaczęli interesować się polityką. Michał Wiśniewiski również uważa, że zmiana powinna być oddolna. To, co Przybylski określił „bełkotem”, jest nim tylko z perspektywy intelektualistów. Powinno się odrzucić taką kategoryzację i wsłuchać w głos obywateli. Dr Agnieszka Lenartowicz dodała, że nawet jeśli treści prezentowane w internecie nie są na wysokim poziomie i tworzą chaos, to nie zmienia to faktu, że może z niego narodzić się z kiedyś coś wartościowego i znaczącego. Dr Karol Dobrzyniecki podkreślił, że jeśli zmiana ma przyjść z dołu, to należy dążyć do „uszlachetnienia” natury człowieka, odpowiednio edukować ludzi i propagować etykę cnót obywatelskich.
Dyskusja zakończyła się krótką refleksją nad tym, czy współcześnie można mówić o jednym podmiocie zmiany. Seminarzyści skłaniali się ku stwierdzeniu, że obecnie może być wiele podmiotów zmian, a dzięki temu wiele możliwości działania.
Opracowała Agnieszka Zarzyńska