Test, który zdało państwo
10. kwietnia dotknęła nas tragedia: 96 osób w służbie państwowej, reprezentując nas wszystkich, zginęło pod Smoleńskiem. Cześć ich pamięci. W jednym samolocie znalazły się osoby z najwyższych urzędów państwowych, tragedia ludzka uzyskała przez to także […]
10. kwietnia dotknęła nas tragedia: 96 osób w służbie państwowej, reprezentując nas wszystkich, zginęło pod Smoleńskiem. Cześć ich pamięci.
W jednym samolocie znalazły się osoby z najwyższych urzędów państwowych, tragedia ludzka uzyskała przez to także wymiar państwowy. Ocenę wpływu tych wydarzeń na naszą scenę polityczną, stosunki międzynarodowe czy analizę procedur bezpieczeństwa, które dozwoliły na obecność tylu kluczowych osobistości na pokładzie jednego samolotu, pozostawiam innym. Tutaj chciałbym zwrócić uwagę, jak niewiele wydarzenia te znaczyły dla gospodarki i jak wiele to mówi o jej stanie.
Opisując konsekwencje sobotniego wypadku z tego punktu widzenia, należy wymienić przede wszystkim utratę Prezesa Narodowego Banku Polskiego i Przewodniczącego Rady Polityki Pieniężnej Sławomira Skrzypka. Wiele uzasadnionych kontrowersji wzbudzało powołanie go na to stanowisko. Okazał się jednak człowiekiem niezwykle uzdolnionym i obdarzonym wielką wytrwałością. W ciągu zaledwie kilku lat zdołał zdobyć uznanie w kraju i zagranicą, stając się jednym z najlepiej ocenianych szefów banków centralnych na świecie. NBP pod jego rządami był instytucją szanowaną i kompetentną, a co ważniejsze – niemal całkowicie wyłączoną z bieżącego sporu politycznego. Polska straciła nie tylko szefa banku centralnego, ale także utalentowanego fachowca w służbie publicznej.
Trudno nie wspomnieć także Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego. Gospodarka nie była jego priorytetem. Skupiał się raczej na polityce zagranicznej i historycznej; nawet powołana za jego kadencji Narodowa Rada Rozwoju była ciałem raczej mało istotnym. Prezydent reprezentował poglądy antyliberalne, w działaniach zaś był raczej antyrządowy. Z tego powodu przedstawiano go jako opóźniającego reformy. Stał się doskonałą wymówką dla rządu, by nie podejmować prób przeprowadzenia nieprzysparzających im popularności zmian. Przynajmniej w deklaracjach był zwolennikiem częściowego zamknięcia gospodarczego Polski: był nieprzychylny przyjęciu euro, nie podpisał Traktatu Lizbońskiego i preferował własność polską od zagranicznej. Zaowocowało to konstrukcjami gospodarczymi, które służyły wzmocnieniu polskiej gospodarki poprzez osłony przed konkurencją zagraniczną, np. wspieranie SKOK-ów poprzez utrzymywanie korzystnych dla nich regulacji. Odszedł człowiek, któremu leżało na sercu dobro Polski, choć często rozumiał to dobro inaczej niż wielu z nas.
Odejście tak wielu urzędników – z wymienionymi dwoma na czele – wydawało się być wystarczającym powodem do zasiania niepokoju w życiu gospodarczym, zwłaszcza wśród inwestorów zagranicznych. Można było spodziewać się osłabienia naszej waluty i spadków na giełdzie towarzyszących wycofywaniu się ostrożnych inwestorów. Zaistniały nawet obawy przed atakiem spekulacyjnym na złotego, który mógłby wywołać jego znaczące osłabienie. Tymczasem na rynkach nie wydarzyło się właściwie nic wartego uwagi, tak jakby zupełnie nic się nie zmieniło. Rozczarowani takim obrotem sprawy (inwestorzy) stwierdzili, że ekonomia „nie ma serca”. Nam natomiast pozwala to na wyciągnięcie kilku pocieszających wniosków. Najwyraźniej instytucje naszego państwa zostały zaprojektowane w taki sposób, by przetrwać nawet tak poważne ciosy jak tragedia, której nie można było przewidzieć. Wszelkie urzędy działały sprawnie, a ludzie okazali im zaufanie. Klarowne zasady przejmowania obowiązków oraz kolegialność (jak w przypadku RPP) spowodowały, że nawet utrata kluczowych członków zgromadzeń nie spowodowała paraliżu ich działań. Ten trudny test nasze państwo i instytucje gospodarcze zdały celująco. Wydarzenia ostatnich dni pokazały również, że kompetencje i władza są dość równomiernie rozłożone po różnych ośrodkach. Odejście osoby zajmującej kluczowe stanowisko nie powoduje załamania systemu. Jest to rozwiązanie nie tylko bezpieczniejsze, lecz także charakterystyczne dla krajów rozwiniętych, o stabilnych gospodarkach. Ten wniosek z kolei prowadzi nas do najważniejszej konkluzji: nie tylko nasze państwo jest strukturalnie silne, ale tak też jest postrzegane na zewnątrz. Brak reakcji rynków światowych na katastrofę pod Smoleńskiem nie powinien być zatem odbierany jako „brak serca”, ale raczej jako ostateczny dowód przyjęcia nas do grona krajów rozwiniętych.
Żałoba narodowa kończy się, a rządzący stają przed wyzwaniami związanymi z konsekwencjami ostatnich wydarzeń. Ich zachowanie pokaże, czy rynki światowe nie zaufały nam na wyrost. Marszałek Komorowski zapowiada, że nie będzie śpieszył się z powołaniem nowego prezesa NBP. Nie chce drażnić opozycji, co jest wprawdzie zrozumiałe, ale czy w zaistniałej sytuacji najważniejsze? Ciągłość sprawowania urzędu na tak ważnym stanowisku jest niezwykle istotna. Obecny stan jest niepewny prawnie, a co za tym idzie, podejmowane w obecnej chwili decyzje mogą być kwestionowane. Czy warto podejmować takie ryzyko tylko po to, by opozycja poczuła się bezpieczniej? Dlaczego powołanie szefa kancelarii prezydenta ma być ważniejsze niż powołanie szefa NBP?
Wraz z odejściem prezydenta Kaczyńskiego PO straciła ostatnia wymówkę, by nie przeprowadzać reform. Czy przez najbliższe pół roku możemy spodziewać się uchwalenia kluczowych ustaw, które zmodernizują Polskę? A może stan bez reform utrzyma się pomimo braku wymówki? Obecna sytuacja jest dla PO jak „sprawdzam” w pokerze. To, czy formacja rzeczywiście będzie dążyć do naprawy wielu pogrążonych w kryzysie elementów państwa, takich jak finanse publiczne, służba zdrowia, media publiczne, system emerytalny, pozostaje pytaniem otwartym. Najbliższe miesiące pokażą, jak jest naprawdę. Wydaje się, że jeśli PO nie podoła tym wyzwaniom, to osiągnięty właśnie cel – przejęcie pełni władzy – stanie się początkiem końca tej formacji.