Szkoła nie może być instytucją opresyjną

rozmowa z dr. Markiem Michalakiem


Po wakacjach dzieci prawdopodobnie wrócą do nauki stacjonarnej. Za nimi półtora roku szkoły zdalnej, często nieefektywnej, ale co najgorsze – bez kolegów, bez interakcji.

„Res Publica Nowa”: Jakie krzywdy wyrządziła dzieciom pandemiczna izolacja?

Marek Michalak: Tu trzeba popatrzeć jeszcze szerzej. Niekorzystne czynniki piętrzyły się od jakiegoś czasu, zapoczątkowała je niefortunna reforma edukacji, która nałożyła na dzieci dodatkowe obowiązki, często niemożliwe do spełnienia. Już wtedy widzieliśmy, że brakuje im czasu choćby na hobby, że były pochłonięte głównie pracami domowymi… Jako rzecznik praw dziecka zlecałem badania na ten temat, upowszechniałem je opinii publicznej. Nauczyciele i rodzice alarmowali, że dzieje się coś złego, że dzieci które kiedyś były wesołe, uśmiechnięte, czerpały z życia radość, nagle zmieniały się – nie dawały rady… Skończyły się zajęcia pozalekcyjne, czas na pasje czy spotkania z rodziną. Wszyscy siedzieli i „nadrabiali zaległości”. To był początek, nikt jeszcze wtedy nie wiedział że za chwilę problemy się spiętrzą i… że przyjdą nowe.

I przyszła pandemia…

Dzieci zamknięto w domach. Od początku słyszały sprzeczne komunikaty – nie wiadomo było, ile czasu mają tam zostać, czy wolno im wyjść na ulicę, czy i jakie naprawdę mają ograniczenia. Zawiodła komunikacja, a to w przypadku dzieci zaburzenie poczucia bezpieczeństwa…

Na początku pandemii nikt jednak nie wiedział, z czym tak naprawdę mamy do czynienia, czy ile to potrwa.

Tak, ale zwrócę uwagę że na przykład w Norwegii czy w Nowej Zelandii głowy państw organizowały specjalne konferencje dla młodzieży, odpowiadając wyczerpująco na pytania, tłumacząc sytuację, w której uczniowie się znaleźli… U nas tego zabrakło. Młodzi ludzie nie dostali odpowiedzi na pytania, nie mieli zresztą nawet komu ich zadać. Musieli sobie często radzić sami.

Na jakie wsparcie systemowe mogą i powinny liczyć dzieci po powrocie do szkół? Kto z nimi przepracuje problemy psychologiczne, kto pomoże w kryzysach emocjonalnych czy psychicznych, skoro w szkołach brakuje psychologów, skoro w Polsce mamy 482 czynnych psychiatrów dziecięcych?

Dodajmy, że na tych 482 specjalistów przypada 7,3 miliona dzieci, czyli jeden psychiatra na 15 tys. młodych ludzi! Mamy do czynienia z zapaścią psychiatrii dziecięcej, której nie da się nadrobić z godziny na godzinę. Pierwszym i podstawowym krokiem, który należy podjąć jest stworzenie procedur i dofinansowanie tej dziedziny. Nie w każdej szkole można przecież otrzymać wsparcie psychologiczne. Pedagodzy szkolni nie są w stanie pomóc każdemu dziecku, a każde dziecko może przecież potrzebować wsparcia, szczególnie kiedy dzieci wrócą do szkół po pandemii. Przecież już teraz, gdy przed wakacjami  na moment otwarto szkoły, odnotowywano przypadki, że uczniowie wychodzili z domów i nie docierali do szkoły…

Nie chcieli?

Bardzo chcieli, ale ich opór wewnętrzny, problemy z poradzeniem sobie z samym sobą, strach przed spotkaniem z rówieśnikami był tak wielki że do szkoły nie dochodzili, tylko np. spędzali dzień samotnie na ławce w parku.

Jak wynika z danych Komendy Głównej Policji, Polska znajduje się w czołówce Europy pod względem liczby samobójstw wśród młodzieży. W latach 2017–2019 na 1987 zamachów samobójczych, 250 zakończyło się śmiercią. W około połowie przypadków przyczyną była choroba lub zaburzenia psychiczne…

I depresje… Między 2013 a 2020 rokiem, liczba prób samobójczych wśród dzieci i młodzieży zwiększyła się o 40 procent! Nie radzimy sobie z tym. Specjaliści biją na alarm, że mamy do czynienia z falą depresji, której nigdy wcześniej nie odnotowywaliśmy. W latach 2013–2019 w grupie wiekowej 13–18 lat liczba prób samobójczych zwiększyła się o 134 proc. Warto przytaczać te dane, ponieważ one wiele obrazują.

Najmłodsze dzieci, które znalazły się w statystykach to ośmiolatkowie…

To porażające jeśli ośmiolatek nie widzi sensu i targa się na swoje życie. O czym to świadczy? O tym, że system źle działa, bo nie chroni dzieci, ale przyczyną jest także wyalienowanie i brak właściwych relacji rodzinnych. Dzieci nie żyją przecież na bezludnych wyspach. I wychodzi na to, że one nie widzą możliwości wsparcia, pomocy od kogokolwiek: najbliższych, bliskich, dalszych członków rodziny. Dlatego sięgają po rozwiązania ostateczne.

Jakie są przyczyny problemów psychicznych dzieci: szkoła, rosnące wymagania, brak czasu rodziców, brak miłości? Co zawodzi?

Myślę że wszystkie te czynniki i jeszcze pewnie kilka innych, ale niewątpliwie podstawowym są niewłaściwe relacje rodzinne i szkolne. Szkoła zamiast wspierać jest instytucją opresyjną. Wystarczy spojrzeć na to, co złego już się stało i na zapowiedzi: chociażby wspomniana nieudana reforma, przed którą przestrzegałem, nie z przyczyn politycznych, ale merytorycznych. Można było się w odpowiednim czasie otrząsnąć i nie doprowadzić do sytuacji, w której jesteśmy dzisiaj.

Warto też zwrócić uwagę na relacje świata dorosłych ze światem dzieci – często odgórne, represyjne, bezsensownie wymagające, oczekujące najwyższych punktów w rankingach, nakazujące uczestnictwo w wyścigu… Proszę zobaczyć, jak ostatnio wielu dorosłych oceniało dzieci poprzez fakt zdobycia bądź nie świadectwa z czerwonym paskiem.

A tak naprawdę dzisiaj rozsądny dorosły powinien machnąć ręką na czerwone paski i wszelkie rankingi. Dziś najważniejszym miernikiem, który powinniśmy stosować wobec dzieci powinno być pytanie o to, czy psychicznie dają sobie radę, czy ich poziom szczęśliwości jest właściwy, czy nie zamykają się w sobie z problemami, czy potrafią zwrócić się z nimi do otoczenia. Istotne jest to, żeby dzieci żyły a nie żeby nadrobiły, stracony podczas pandemii i zdalnego nauczania,  czas. Nie wolno w ten sposób traktować dzieci. One potrzebują przede wszystkim wsparcia pedagogicznego i psychologicznego. Nie ma wątpliwości co do tego, że będą miały braki edukacyjne, ale one nie są tak istotne jak to, czy młody człowiek patrząc w przyszłość jest optymistą czy pesymistą…

Psychoterapeuci dzieci i młodzieży mówią wprost, że depresja jest chorobą cywilizacyjną, jak otyłość i cukrzyca i że będzie dotykać coraz częściej dzieci. Zdajemy sobie z tego sprawę jako społeczeństwo? Jako rodzice?

To raczej pytanie retoryczne… Obserwując rzeczywistość widzimy, jak często nie zdajemy sobie sprawy z tego, co czują i czego potrzebują młodzi ludzie. Ale żeby sprawiedliwości stało się zadość, zastanówmy się, czy jako rodzice zostaliśmy nauczeni radzenia sobie z takimi sytuacjami? Podstawowe rzeczy powinniśmy wynieść z domu, ale nie każdy miał taką szansę, tak jak nie każdy miał też wspierający dom. O to powinno zadbać państwo, a my raczej siedzieliśmy w tabliczce mnożenia i analizie „co autor miał na myśli”. Wiedza jest ważna, ale aby człowiek mógł ją posiąść, utrwalić i wykorzystać w życiu, musi być też poukładany wewnętrznie.

A my próbujemy wtłaczać, nie – zachęcać, czy „wprowadzać w magiczny świat nauki”, tylko właśnie wtłaczać siłą, upychać kolanem wiedzę w poharatane dusze dzieci. I powodujemy, że młody człowiek czuje się jeszcze bardziej zdeptany, stłamszony, pozostawiony z poczuciem, że nikt go nie rozumie. To oczywiście częste uczucie w okresie dorastania, ale naszą – dorosłych rolą jest to, aby pokazać młodemu człowiekowi: nie jesteś sam na świecie i jeśli tylko potrzebujesz wsparcia, jestem obok.

Tymczasem młodzi słyszą częściej nasze oczekiwania, wymagania, nasze pytania, na które z góry znamy odpowiedź. Nie na tym powinien polegać dialog z młodymi ludźmi. Oni muszą się wygadać, żeby mogli ostatecznie podjąć właściwą i własną decyzję i żeby ta decyzja nie szła w kierunku beznadziei i skończenia ze swoim życiem, tylko znalezienia rozwiązania. Bo nie ma w życiu sytuacji bez wyjścia.

Czy myśli Pan naprawdę, że pokolenia dzisiejszych rodziców otrzymały więcej wsparcia od swoich rodziców? Dzisiejsi czterdziestolatkowie dorastali w czasach PRL… Z pokoleniem naszych rodziców też nikt nie rozmawiał o psychologii o potrzebie wsparcia…

Każda epoka jest inna i porównywanie jeden do jednego nie ma sensu. Za naszych czasów nie było internetu, żyliśmy wolniej, rodziny były wielopokoleniowe, ludzie mieli więcej czasu dla siebie, razem czytali książki, spotykali się, razem jedli obiady… To wszystko łączy, pozwala na zbudowanie relacji. Dzisiaj życie przypomina raczej lot rakietą: szybko, kto pierwszy będzie na Księżycu?

Czy w Polsce zaburzenia psychiczne i psychologiczne dzieci to wciąż również tematy tabu, powód do wstydu czy wypierania?

Świadomość na pewno jest coraz większa, podobnie jak chęć skorzystania z pomocy specjalisty, tylko że tych specjalistów brakuje. Nawet prywatnie ciężko szybko zarejestrować się do lekarza, a w kryzysie psychicznym ważne są czasem godziny albo dni.

Ale wciąż mamy też do czynienia ze, wspomnianymi przez Panią, sytuacjami wypierania problemu: co się czepiacie, moje dziecko jest zdrowe – chodzi do szkoły, wychodzi z domu i wraca do domu… Tylko, że życie jest trochę bardziej skomplikowane i w tzw. międzyczasie dzieją się najróżniejsze rzeczy. A dorośli nie mają czasem tej świadomości. Co więcej – często nie chcą jej mieć.

Od czego zatem zacząć, aby pomóc dzieciom?

Osobiście, z uporem namawiam do czytania, poddawania analizie i wdrażania w życie tego, czego nauczał Janusz Korczak. Minęło sto lat, ale jego prace, pokazujące jak ważna jest dziecięca podmiotowość, dialog, patrzenie sobie w oczy a nie spoglądanie z góry i wydawanie rozkazów to wszystko nadal jest aktualne i powinno znaleźć swoje miejsce w systemie nauczania i wychowania. Tych wzorców nawet nie musimy szukać – wystarczy z nich korzystać. Niewątpliwie ważne jest aby nie relatywizować problemów, które spotykają dzieci to znaczy – ważne, żebyśmy z należytym szacunkiem spojrzeli na młodego człowieka i mieli świadomość, że to nie jest przedmiot który możemy dla własnej wygody przestawić z miejsca na miejsce, tylko podmiot, jednostka, która wymaga dużego wsparcia, pomocy, obecności, uważności, wysłuchania i reagowania nie tylko wtedy, kiedy pojawia się problem.

fot. Piotr Molęcki


Marek Michalak jest działaczem społecznym, pedagogiem, przewodniczącym Międzynarodowego Stowarzyszenia im. Janusza Korczaka, kanclerzem Międzynarodowej Kapituły Orderu Uśmiechu. W latach 2008–2018 był rzecznikiem praw dziecka. Autor książki Order Uśmiechu – wspólny świat dzieci i dorosłych.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa