Syria. Turcja rośnie w siłę

Oczy całego świata są zwrócone na Syrię. Wszyscy w napięciu czekają na rozpoczęcie amerykańskiej interwencji militarnej. Jednak nie tylko Barack Obama gotów jest ukarać Baszara al-Asada za użycie broni chemicznej przeciw rebeliantom. Szerokim echem odbił […]


Oczy całego świata są zwrócone na Syrię. Wszyscy w napięciu czekają na rozpoczęcie amerykańskiej interwencji militarnej. Jednak nie tylko Barack Obama gotów jest ukarać Baszara al-Asada za użycie broni chemicznej przeciw rebeliantom. Szerokim echem odbił się też głos szefa tureckiej dyplomacji Ahmeta Davutoğlu. Warto wsłuchać się w niego nieco uważniej.

Davutoğlu ostro zareagował na podaną 21 sierpnia wiadomość o użyciu przez reżim w Damaszku broni chemicznej przeciw rebeliantom. Skrytykował społeczność międzynarodową za brak działań i podkreślił, że w Syrii przekroczono już wszystkie czerwone linie. Tydzień temu zaznaczył, że jeśli Rada Bezpieczeństwa ONZ nie osiągnie konsensusu w sprawie Syrii, wciąż pozostają pewne alternatywy, które obecnie dyskutuje ponad 35 państw. Jeżeli w rezultacie tej dyskusji powstanie międzynarodowa koalicja przeciw Syrii, Turcja weźmie w niej udział.

Davutoğlu – turecki Kissinger

Słowa Davutoğlu wywołały na świecie pewne poruszenie. Nie po raz pierwszy. Sprawujący od maja 2009 roku funkcję ministra spraw zagranicznych Turcji Davutoğlu, długo przed objęciem urzędu uznawany był za głównego architekta polityki zagranicznej Turcji. Okrzyknięty tureckim Kissingerem przez lata pełnił rolę głównego doradcy premiera do spraw międzynarodowych. W grudniu 2010 roku znalazł się na 7. miejscu na Liście 100 czołowych myślicieli świata magazynu Foreign Policy z uzasadnieniem, że jego przewodnictwo pozwoliło Turcji ponowne zaistnieć w światowej polityce. Davutoğlu sam podkreśla, że pragnie uczynić z Turcji mocarstwo globalne, co ma nastąpić już w setną rocznicę powstania republiki, a więc w 2023 roku.

Ahmet Davutoğlu na szczycie w Davos 2013 © World Economic Forum / Flickr
Ahmet Davutoğlu na szczycie w Davos 2013 ©WorldEconomicForum/Flickr

Swoistą mapą drogową mającą prowadzić do tego celu jest głośna koncepcja Strategicznej Głębi, którą Davutoğlu sformułował w 2001 roku. Opiera się ona na dwóch wymiarach głębi – historycznej oraz geograficznej. Głębia historyczna oznacza przykładanie szczególnej wagi do okresu Imperium Osmańskiego, kiedy to kraj znajdował się w centrum najważniejszych wydarzeń historycznych i wpływał na ich przebieg. Głębia geograficzna kładzie nacisk na jednoczesną przynależność Turcji do wielu regionów i podejmowaniu w ich obszarze aktywnych działań, co stanowi zaprzeczenie biernej roli pomostu między Wschodem a Zachodem. Deklarowana możliwość interwencji w Syrii wpisuje się w tę doktrynę.

Turcja zmienną jest

Turcja, będąca obecnie jednym z najbardziej zagorzałych przeciwników Baszara al-Asada, nie od razu wystąpiła przeciwko syryjskiemu przywódcy. Ankara początkowo wypowiada się bardzo zdawkowo na temat antyrządowych protestów, które wybuchły w Syrii na przełomie stycznia i lutego 2011 roku. Umiarkowany ton utrzymała nawet w połowie marca, gdy demonstracje objęły już cały kraj, a syryjskie siły bezpieczeństwa ostrzelały demonstrantów.

Na gruncie nieoficjalnym Erdoğan podejmował wszelkie starania, aby nakłonić Baszara al-Asada do przeprowadzenia demokratycznych reform, które zakończyłyby protesty. Syryjski prezydent nie godził się na żadne kompromisy. The Economist ocenia, że nieustępliwość Baszara al-Asada była jednym z głównych powodów, dla których Erdoğan zdecydował się zaostrzyć retorykę – turecki premier nie znosi sprzeciwu, a buta al-Asada musiała go dotknąć do żywego. Ponadto po kilku miesiącach obserwowania niesłabnących protestów, Erdoğan uznał, iż upadek reżimu w Damaszku jest nieuchronny. Zamiast umierać za Baszara al-Asada postanowił zabezpieczyć swoje interesy, zwłaszcza te gospodarcze.

W czerwcu 2011 roku Ankara zaczęła stopniowo zaostrzać swoje stanowisko. Kiedy w pierwszych dniach sierpnia 2011 roku Baszar al-Asad krwawo stłumił demonstracje w Homs, Erdoğan ostrzegł go, że trwale straci poparcie Turcji, jeśli nie zakończy rozlewu krwi. I rzeczywiście, Baszar al-Assad to poparcie stracił. Turcja pozwoliła powstańczej Wolnej Armii Syryjskiej korzystać ze swojego terytorium. Wielu uważa, że udzieliła jej również wsparcia militarnego. Ponadto podjęła aktywne działania w ramach grupy Przyjaciół Syrii. W kwietniu 2012 roku oraz kwietniu 2013 roku pełniła funkcję gospodarza spotkań tego ugrupowania.

Ankara udzieliła też pomocy rzeszom syryjskich uchodźców – otworzyła dla nich swoje granice oraz rozbroiła pola minowe, które powstały w latach 90. w czasie eskalacji konfliktu z Partią Pracujących Kurdystanu (PKK). Liczba uchodźców syryjskich na terytorium Turcji przekroczyła 400 tysięcy, szacuje się, że do końca 2013 roku wzrośnie do miliona. Oprócz ogromnych kosztów, które dawno już przerosły możliwości finansowe Ankary, destabilizuje to sytuację w regionach przygranicznych – w maju 2013 roku wybuchy dwóch samochodów pułapek w tureckiej miejscowości Reyhanlı zabiły 50 osób i raniły ponad 140. Przedłużający się konflikt w Syrii jest postrzegany przez Turcję jako coraz poważniejsze zagrożenie dla jej własnego bezpieczeństwa.

Hafez i Baszar al-Assadowie – zły ojciec i dobry syn?

Fakt, iż Ankara potrzebowała aż kilku miesięcy, by odwrócić się od reżimu w Damaszku, nie powinien dziwić. Pod rządami Baszara al-Asada doszło do zbliżenia Turcji i Syrii. Zbliżenia bezprecedensowego, biorąc pod uwagę spuściznę trzech dekad złych stosunków w okresie rządów Hafeza al-Asada, ojca Baszara. Z powodu poparcia politycznego i militarnego, którego Hafez al-Asad udzielał PKK i jej liderowi Abdullahowi Öcalanowi, w 1998 roku oba państwa stanęły na krawędzi wojny. Turcja zgrupowała na granicy turecko-syryjskiej 10 tysięcy żołnierzy. Do eskalacji nie doszło, ponieważ Damaszek zdecydował się wydalić Öcalana z kraju, ale szanse na normalizację stosunków wydawały się co najmniej nikłe.

W 2000 roku rządy w Syrii objął syn Hafeza al-Asada, Baszar. W 2002 roku władzę w Turcji przejęła Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP). Zmiana ekip rządzących umożliwiła reorientację wzajemnych stosunków. Rozwiązano kwestie sporne – Baszar al-Asad jako pierwszy syryjski przywódca zrzekł się roszczeń terytorialnych wobec tureckiej prowincji Hatay oraz w pełni poparł operacje militarne tureckiej armii przeciw Kurdom w północnym Iraku. Oba państwa połączyła umowa o wolnym handlu, zniesiono także obowiązki wizowe między obywatelami Turcji i Syrii, co miało być modelem dla szerszej współpracy regionalnej, do której Ankara planowała włączyć także Liban i Jordanię. W styczniu 2010 roku ogłoszono decyzję o wspólnej budowie Tamy Przyjaźni na rzece Orontes. Rozpoczęto też przygotowania do konstrukcji linii szybkiej kolei między Gaziantep a Aleppo, która miała skrócić czas podróży między dwoma miastami z 4 godzin do 33 minut. Poprzez dyplomację wahadłową Ankara pracowała też nad zbliżeniem Syrii i Izraela.

Perspektywa upadku reżimu Baszara al-Asada nie mogła więc ucieszyć Turcji. Tym bardziej, że niosła za sobą możliwość uzyskania przez syryjskich Kurdów znacznej autonomii. Do realizacji podobnego scenariusza doszło na początku lat 90. w Iraku, gdzie w rezultacie klęski Saddama Husajna w wojnie w Zatoce Perskiej w północnym Iraku powstała autonomia kurdyjska niezależna od władz w Bagdadzie. Rządy Baszara al-Asada były gwarancją, że w Syrii nie będzie miało to miejsca.

Od zera problemów z sąsiadami do zera sąsiadów bez problemów

Davutoğlu po raz pierwszy wspomniał o możliwości interwencji militarnej w sierpniu 2012 roku, po tym jak kontrolę nad północno-wschodnią częścią Syrii przejęły organizacje kurdyjskie. W odpowiedzi Turcja przeprowadziła manewry wojskowe w pobliżu granicy z Syrią. Jednakże jeszcze w marcu bieżącego roku Ankara deklarowała, że będzie dążyć do pokojowego rozwiązania konfliktu. Takiego zapewnienia Davutoğlu udzielił w czasie spotkania z Ghassanem Hitto, ówczesnym premierem opozycyjnego rządu syryjskiego.

Pewne jest, że Turcja nie przystanie na rolę biernego obserwatora konfliktu w Syrii. Nie pozwalają jej na to aspiracje do pozycji mocarstwa zdolnego kształtować i optymalizować reguły funkcjonowania środowiska międzynarodowego. Niezwykle dynamiczny rozwój wydarzeń na Bliskim Wschodzie sprawił, że dotychczasowy fundament koncepcji Strategicznej Głębi, jakim jest zasada zero problemów z sąsiadami, coraz bardziej chwieje się w posadach. Niektórzy określają to przejściem od stanu zero problemów z sąsiadami do sytuacji zero sąsiadów bez problemów. Rozwój wydarzeń w regionie stanowi ogromne wyzwanie dla Ankary.

Turecki minister spraw zagranicznych zdaje się komunikować światu, że Turcja jest gotowa je podjąć. W zeszłym tygodniu Davutoğlu udał się z dwudniową wizytą do Rijadu, aby przedyskutować kryzysy w Syrii oraz w Egipcie z saudyjskim ministrem spraw zagranicznych. Przed wyjazdem powiedział reporterom, że to, co się dzieje w Syrii, jest zbrodnią przeciwko ludzkości, a zbrodni przeciwko ludzkości nie można pozostawić bez odpowiedzi. Wtórował mu premier Erdoğan, który kilka dni później oświadczył, że planowana interwencja powinna być wzorowana na tej przeprowadzonej w Kosowie 1999 roku, a ograniczona operacja nie usatysfakcjonuje Ankary. Turecka odpowiedź nie jest jednak oczywista. Zarówno opozycja, jak i tureckie społeczeństwo są zdecydowanie przeciwne militarnemu zaangażowaniu Turcji w Syrii. Erdoğan i Davutoğlu nie mogą zignorować tego faktu. W najbliższych dniach okaże się, jak poradzą sobie z tym problemem.

Skomentuj lub udostępnij

Res Publica Nowa