Żyła sobie baba
Film Andrieja Smirnowa to jedna z najważniejszych premier tego roku w Rosji. Historia Warwary, młodej kobiety z guberni tambowskiej rozgrywa się na tle historycznych wydarzeń: I wojny światowej, wybuchu rewolucji, czy wreszcie powstania chłopskiego przeciwko […]
Film Andrieja Smirnowa to jedna z najważniejszych premier tego roku w Rosji. Historia Warwary, młodej kobiety z guberni tambowskiej rozgrywa się na tle historycznych wydarzeń: I wojny światowej, wybuchu rewolucji, czy wreszcie powstania chłopskiego przeciwko bolszewikom.
Akcja filmu „Żyła sobie baba” rozpoczyna się w 1909 r. ślubem Warwary z synem bogatego chłopa, z którym dziewczyna nie zaznaje szczęścia. Kończy w 1921 r. rozstrzelaniem przez bolszewików jej kochanka, jedynego, którego po latach upokorzeń, wybrała sobie sama.
Reżyser, Andriej Smirnow przygotowywał się do tego filmu przez kilkanaście lat. Jeździł po wsiach obwodu tambowskiego, zbierał relacje od starych ludzi, którzy jako dzieci widzieli tłumienie powstania. Imponuje dokładność z jaką przygotowano scenografię: każdy rekwizyt wygląda, jak żywcem wyjęty z chłopskiej chaty. Imponuje również język bohaterów: archaiczny, niczym z książek Iwana Bunina.
Wszystko to jednak dodatek, opakowanie do najważniejszej treści, która sprawia, że film jest tak ważnym głosem w dyskusji o historii Rosji.
Po pierwsze: film podnosi kwestię zbrodni bolszewickich, o których, mimo 20 lat od rozpadu ZSRR, wciąż mówi się niewiele. Lenin to wciąż dla wielu sprawiedliwy wódz rewolucji proletariackiej, dobry wujek Stalina, który walcząc z klasą próżniaczą, przyszedł na pomoc uciskanym. Tymczasem Smirnow mówi: przewrót bolszewicki był wymierzony nie w kapitalistów, lecz w chłopstwo i duchowieństwo, sól rosyjskiej ziemi, dwie najważniejsze warstwy społeczne. W przedrewolucyjnej Rosji pracą na roli zajmowało się 87 proc. ogółu ludności. Chłopskie obyczaje, kształtowane przez prawosławnych duchownych, stanowiły trzon rosyjskiej mentalności, na których wyrosła np. wielka literatura XIX w. Rewolucja październikowa – przez drakońskie kwoty obowiązkowych dostaw żywności – od początku wydała chłopom wojnę: zabijał ich głód, albo karabiny. Duchowni ginęli torturowani. Smirnow nazywa ją ludobójstwem narodu rosyjskiego.
We współczesnej Rosji funkcjonują dwa mity: niesprawiedliwej carskiej Rosji, gdzie kapitaliści i arystokracja żywili się krwią ubogich i uczciwie pracujących biednych warstw, aż przyszedł Lenin i zrobił porządek. Oraz, świętej Rusi, z bogobojnymi chłopami, którymi za pomocą warstw oświeconych, rządził dobry car, aż przyszli Żydzi i masoni i cały ten boży porządek obrócili w pył.
Smirnow – co ważne – walczy z obydwoma stereotypami, narażając się nie tylko komunistom, ale i rosyjskim nacjonalistom. Przedrewolucyjna wieś, którą pokazuje, to miejsce nasiąknięte przemocą: teść okłada Warwarę batami powodu śmierci konia, którego ona poiła jako ostatnia. Życie zwierzęcia za 200 rubli jest cenniejsze niż życie młodej żony syna, tym bardziej, że ta pochodzi z ubogiej rodziny. Teść jest w swoim domostwie panem i władcą absolutnym: sypia ze starszą synową, próbuje zgwałcić Warwarę. Przemoc wobec kobiet i w ogóle wobec słabszych to codzienność. Smirnow swój scenariusz oparł na dziełach Iwana Bunina i Czechowa, którzy nie idealizowali rosyjskiej wsi.
„Czemu są winni Niemcy? To oni biją po półśmierci, do półśmierci piją? To o nasze grzechy chodzi, nie ma skruchy w narodzie” – mówi jeden bohaterów i jest to najprawdopodobniej najważniejsza kwestia wypowiedziana w tym filmie. Reżyser mówi: zwierzęce zbrodnie bolszewików nie wzięły się znikąd. Wyrosły na gruncie okrucieństwa i brutalności rosyjskiej wsi. Póki nie oczyścimy się z naszych win, nie rozliczymy się z historią, póty nie uwolnimy się od tej przemocy, która ciągnie się za nami przez wieki.
Póki jak Rosja długa i szeroka w miastach i wsiach stać będą pomniki Lenina (którego Smirnow nazywa ludojadem), Rosjanie będą zjadać się nawzajem.
Taką antyheroiczną wizję historii rosyjskie, ale też polskie kino, funduje nam zdecydowanie za rzadko. Wielu widzów buntuje się przeciwko niej. Nie ma tu bowiem nieskażonych złem bohaterów, świetlanych czynów, walki dobra ze złem. Film Smirnowa mówi: najpierw było źle, przyszli bolszewicy, zrobiło się jeszcze gorzej. To dlatego wielu nazywa ten film antyrosyjskim.
Oby więcej tego rodzaju obrazów pojawiało się w kinach, zarówno w rosyjskich, jak i polskich. My też moglibyśmy przecież spytać się nawzajem: czemu są winni Niemcy?