Spojrzeć w twarz kryzysowi
Polexit nie zakończy ani obecnego kryzysu klimatycznego, ani kryzysu w sektorze węglowym w Polsce. Zrobi to własna ustawa klimatyczna Polski.
Negocjacje klimatyczne w Glasgow, tzw. COP26 (31 października – 12 listopada 2021 r.), skupią się na metodach osiągnięcia celu Porozumienia Paryskiego – niedopuszczeniu do podniesienia się globalnej temperatury o ponad 1,5 stopnia Celsjusza. Mają w tym pomóc uzgodnienia w obszarze szybszego odejścia od spalania węgla, ograniczenia wylesienia, masowej wymiany aut spalinowych na elektryczne czy większego wsparcia dla inwestycji w odnawialne źródła energii. Polska podczas szczytu będzie reprezentowana podwójnie – przez Komisję Europejską, która przedstawia interesy Unii jako grupy państw, a także przez własny rząd na czele z ministrem klimatu.
Stare i nowe cele
Polityka klimatyczna Unii Europejskiej, choć krytykowana przez niektóre organizacje ekologiczne jako zbyt konserwatywna, w ostatnich latach rozwija się niezwykle dynamicznie. Dość wskazać, że od czasu zawarcia Porozumienia Paryskiego w 2015 r., Unii udało się przyjąć wspólny cel osiągnięcia neutralności klimatycznej do połowy wieku oraz podnieść cel ograniczenia emisji gazów cieplarnianych z 40 do 55 proc. do 2030 r. Nowym celom towarzyszy strategia zielonego wzrostu „Europejski Zielony Ład” i trzy pakiety regulacji mające pomóc w osiągnięciu założonych celów, z europejskim prawem klimatycznym na czele.
Unijna polityka klimatyczna przestała też skupiać się niemal wyłącznie na zmniejszeniu emisji w energetyce, nakładając coraz większe obciążenia także na inne emisyjne sektory, przede wszystkim transport i budownictwo oraz przekształcając Europejski Bank Inwestycyjny w bank klimatyczny. Mówiąc, podczas COP26, o roli Polski w zapobieganiu kryzysowi klimatycznemu, najpewniej na te działania powoływać się będzie minister klimatu Michał Kurtyka. Podobnie robił to prezydent Andrzej Duda na wirtualnym wiosennym szczycie klimatycznym prezydenta USA Joe Bidena (22-23 kwietnia 2021 r.).
Najpewniej, bo drugą możliwością jest kłopotliwa cisza przerywana kilkoma chaotycznymi przykładami działań mającymi dowodzić, że coś się jednak w Polsce w tym obszarze dzieje.
A dzieje się zasmucająco mało. Od dwóch lat w Polsce istnieje wprawdzie Ministerstwo Klimatu, ale wciąż nie doczekaliśmy się polityki klimatycznej. Minister Kurtyka, podczas spotkania z organizacjami ekologicznymi mówił, że ograniczenie emisji gazów cieplarnianych w Polsce będzie pochodną tempa transformacji energetycznej, które określa nowa polityka energetyczna. Pomieszanie z poplątaniem…
Nieporozumienie
Transformacja energetyczna nie może zachodzić w oderwaniu od kryzysu klimatycznego, bo to on jest jej motorem. To polityka klimatyczna oparta na założeniu szybkiego i mierzalnego spadku emisji gazów cieplarnianych powinna określać cele sektorowe, a ich realizację powinny zapewniać dokumenty strategiczne w swoich obszarach, takie jak „Polityka energetyczna Polski do 2040 r.” Nie wchodząc w szczegóły samej strategii, trzeba zauważyć, że miarą jej realizacji ma być osiągnięcie 30 proc. spadku emisji gazów cieplarnianych do 2030 r., czyli o 25 proc. mniej niż ma do tego czasu osiągnąć Unia Europejska jako całość. Do tego, sektor energetyki odpowiada za ok. 45 proc. emisji gazów cieplarnianych w Polsce i oczywiście musi być priorytetowym obszarem w zielonej transformacji naszej gospodarki. Nie może jednak być jedynym obszarem.
Pozostawione na poboczu transformacji inne sektory nie zazielenią się same – w sektorze transportu emisje gazów cieplarnianych wzrosły od 1990 r. aż o 220 proc., czyniąc transport drugim najbardziej emisyjnym sektorem gospodarki. W sektorze budownictwa emisje są podobne jak 30 lat temu, a spadek widać jedynie w rolnictwie, choć nietrudno zauważyć, że miał on miejsce w ostatniej dekadzie XX w., a przez ostatnich 20 lat emisje pozostają na zbliżonym poziomie. Według prognoz przedłożonych Europejskiej Agencji Środowiska, Polska w najbliższej dekadzie – kluczowej z punktu widzenia ochrony klimatu – zmniejszy emisje gazów cieplarnianych o mniej niż 1 proc.!
Minimum programowe
Polki i Polacy już domagają się od władz większych ambicji klimatycznych. Według badania opinii publicznej przeprowadzonego dla Fundacji Digital Poland ponad 80 proc. Polaków martwi zmieniający się w Polsce klimat, a ponad trzy czwarte ocenia, że Polska nadmiernie opiera swoją energetykę na węglu. Wiosną tego roku Fundacja ClientEarth przy wsparciu kancelarii Gessel wytoczyła pięć pozwów cywilnych w imieniu osób, które domagają się przyjęcia ambitnych celów polityki klimatycznej od Polski – 60 proc. redukcji emisji gazów cieplarnianych do 2030 r. oraz osiągnięcia neutralności klimatycznej w 2043 r.
Konsekwencje braku polityki ograniczania emisji gazów cieplarnianych w Polsce wychodzą ponad kwestię spowolnienia globalnych zmian klimatycznych. Dotychczas polskie rządy kierowały się zasadą realizacji „minimum programowego” unijnej polityki klimatycznej. Bez zbędnego pośpiechu i mocno „po łebkach” wprowadzały wymagane przez Unię regulacje, instytucje i standardy, upewniając się jednak, że zmienią one najmniej jak się da. Obszernie tłumaczyły przy tym społeczeństwu, że wprowadzają zmiany, „bo Unia każe”, mrugając porozumiewawczo i dbając by wciąż dla wielu „egzotyczne” argumenty proklimatyczne nie padały w dyskusji zbyt często, a już z pewnością nie z ich – poważnych polityków – ust. Polska gospodarka dryfuje więc od 20 lat między zielonym a czarnym, a dosyć przypadkowe decyzje wprowadzają ją czasem na bardziej zielone, choć częściej – czarne wody. Problem w tym, że pędząca polityka klimatyczna Unii Europejskiej za chwilę mocno spiętrzy te czarne wody, a pasażerowie zauważą, że na naszej łajbie nie ma nawet sternika. Mogą się wówczas obrócić albo przeciwko elitom politycznym i gospodarczym, które przez ostatnich kilkanaście lat nie realizowały żadnej polityki ochrony klimatu, albo przeciwko Unii Europejskiej, która przyspiesza, gdy my nie mamy nawet włączonego silnika. Albo przeciwko obydwu.
Ustawa klimatyczna
Polityka klimatyczna łatwo może więc stać się łupem skrajnych środowisk politycznych, które wykorzystają ją do rozbudzania antyeuropejskich nastrojów i promocji idei Polexitu. Ten proces już widać. W krajowej debacie od jakiegoś czasu padają stwierdzenia o tym, że musimy wyjść z Unii Europejskiej, żeby chronić węgiel i gospodarkę węglową. Zaostrzenie standardów środowiskowych w innych sektorach będzie wodą na młyn do kolejnych wystąpień. Tymczasem Polexit nie tylko nie oznaczałby zakończenia kryzysu klimatycznego i wymagań dla Polski do solidarnej walki z nim, ale pozbawiłby nas ogromnych środków finansowych na przeprowadzenie zielonej transformacji. O innych, znaczących konsekwencjach politycznych, społecznych i gospodarczych nie wspominając.
Rozwiązaniem nie jest więc dalszy dryf od czasu do czasu sterowany przez unijne regulacje i wewnętrzne grupy interesów, ale wypracowanie własnej polityki klimatycznej dla Polski, której sercem powinna być ustawa klimatyczna. Takie ustawy mają chociażby Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Finlandia, a nawet Meksyk. Ustawa klimatyczna jest najczęściej ramą dla sektorowych polityk klimatycznych, która określa własne cele w tym zakresie oraz cały mechanizm zarządzania ich osiągnięciem. Brytyjska – pierwsza taka ustawa na świecie – opiera się na systemie budżetów węglowych, które określają pięcioletnie maksymalne emisje gazów cieplarnianych, jakie może wytworzyć brytyjska gospodarka.
Polska ustawa klimatyczna może bazować na podobnym mechanizmie, a może wypracować własny model, odpowiadający naszemu społeczeństwu i instytucjom rządowym. Jedno jest pewne – potrzebujemy własnego, ambitnego programu walki ze zmianami klimatu – chce tego społeczeństwo i powinni chcieć odpowiedzialni politycy. Ustawa taka powinna dawać długoterminową perspektywę ochrony klimatu dla gospodarki, promować zielone technologie wytwarzane w Polsce, długofalowo chronić grupy najbardziej narażone, a równocześnie być adekwatna do naszych zobowiązań jako sygnatariuszy Porozumienia Paryskiego. Przy rosnącej skrajnej retoryce antyeuropejskiej to nie tylko (i aż) kwestia ochrony przyszłości najmłodszych pokoleń, ale również kwestia dobra publicznego tu i teraz.
fot. Dominika Rafalska
Ilona Jędrasik – kierowniczka polskiego programu paliw kopalnych w ClientEarth Prawnicy dla Ziemi.