Solidarność czy frazesy? Spór o zboże może zmienić relacje Polski i Ukrainy
Kryzys zbożowy pokazał, że „otwarty handel” z dużym, rolniczym krajem zagraża interesom producentów z Europy Środkowej.
Jeśli Polska chce przyspieszonej integracji europejskiej Ukrainy, musi być gotowa ponieść pewne koszty.
Rozdźwięk gospodarczy między Kijowem a Warszawą w sprawie towarów rolnych skłonił prezydenta Zełenskiego do dramatycznego apelu, aby nie pozwolić, by własne interesy doprowadziły do nowych podziałów.
Niedawna wizyta prezydenta Ukrainy w Polsce to sukces w stosunkach między oboma krajami. Nie można jednak pominąć dramatycznego kontekstu, w jakim miała ona miejsce. Polska nigdy wcześniej nie udzieliła Ukrainie tak skutecznego i znaczącego wsparcia, stając się jednym z głównych sojuszników Kijowa w walce z agresją Władimira Putina.
Podczas wizyty Zełenskiego w Warszawie, pojawił się problem z eksportem ukraińskiego zboża. Choć można było sądzić, że wizyta ukraińskiego prezydenta może być dobrą okazją do rozwiązania sporu, nie udało się osiągnąć porozumienia. Co gorsza, po wyjeździe Zełenskiego Polska była pierwszym krajem Europy Środkowej, który zdecydował się zawiesić import ukraińskich produktów rolnych. Zakaz ten dotyczył nie tylko zboża, którego domagali się protestujący rolnicy, ale także całej gamy towarów, które od dawna trafiają na polski rynek.
Twarda skóra Warszawy
Decyzja ta rozczarowała ukraińskiego prezydenta i urzędników w Kijowie. Podobne środki podjęły także inne kraje Europy Środkowej. W swoim przemówieniu podczas wręczenia Nagrody Karola Wielkiego w Akwizgranie Zełenski zauważył, że „wszelkie nowe bariery, które tak bardzo przypominają stare błędy – czy to polityczne, czy handlowe – stanowią zagrożenie nie tylko dla konkretnego narodu europejskiego, ale dla całej Europy”.
Zwracając się do siedzącego obok polskiego premiera, wykrzyknął: „Mateusz! Żadne ziarno nieporozumienia między narodami Europy nie powinno prowadzić do konfliktu! Leży to w fundamentalnym interesie naszych narodów. Europa staje się silniejsza i bardziej zamożna za każdym razem, gdy bariery na kontynencie są usuwane”.
Ta emocjonalna reakcja ukraińskiego prezydenta raczej nie wywołała łez w oczach polskiego premiera oraz członków rządu i partii rządzącej w Polsce. Wygłaszanie patetycznych przemówień i wzywanie Niemiec lub Francji do udzielenia Ukrainie większego wsparcia wojskowego i gospodarczego, co polscy przywódcy zrobili w ciągu ostatniego roku, różni się od narażania interesów własnego potencjalnego elektoratu, a tym samym wyniku wyborczego.
Problemy w relacjach między Ukrainą i Polską nie dotyczą jednak tylko perspektyw wyborczych. Kijów i Warszawa potrzebują siebie nawzajem. Czas na refleksję nad tym, jak będą wyglądały nasze relacje gdy wojna się skończy.
Integracja ma swoją cenę
Produkcja rolna stanowi znaczną część ukraińskiej gospodarki, a wraz z faktycznym zniszczeniem przez Rosję ukraińskiego sektora metalurgicznego, ta sytuacja tylko się pogorszy. Jeśli Ukraina stanie się pełnoprawnym członkiem UE, ani Warszawa, ani Bratysława, ani Budapeszt nie będą w stanie powstrzymać swoich rolników przed korzystaniem z jednolitego rynku.
Polacy i ich sąsiedzi muszą zadać sobie pytanie o to, czy są gotowi na ekonomiczne wyrzeczenia, na restrukturyzację gospodarki, na nową konkurencję? Integracja europejska Ukrainy nieuchronnie doprowadzi do takich konsekwencji a także do redystrybucji zasobów i pieniędzy między krajami UE. Jest to realne ryzyko dla Polski i jej regionalnych partnerów. Niektórzy zajęli inne stanowisko – Czesi powiedzieli, że nie będą blokować ukraińskiego zboża.
Jednocześnie Polska powinna zrozumieć konsekwencje koncentrowania się na ryzyku, „ochrony interesów narodowych” i wynikach wyborczych, a nie na możliwościach. Członkostwo Ukrainy powinno być postrzegane jako korzyść – pomoże rozszerzyć przestrzeń europejską i stworzy realne możliwości nie tylko dla konkurencji, ale także dla integracji polskiej i ukraińskiej gospodarki.
Pomoże rozwiązać skomplikowane problemy z przeszłości, takie jak historyczne pretensje, w ramach europejskich narracji, a nie polskich i ukraińskich stereotypów. Szansą jest zapobieżenie wojnom w Europie i ostatecznie uświadomienie Rosji, że jej próby „odzyskania” Ukrainy i innych byłych satelitów są bezcelowe. Szansą jest odbudowa cywilizacji Rzeczypospolitej Obojga Narodów w nowej europejskiej przestrzeni politycznej i gospodarczej, w unii równych narodów. Warto podjąć to ryzyko.
Musimy zrozumieć, że niechęć do niego jest sukcesem cywilizacji Moskwy. Ukraina może odeprzeć Rosję z pomocą sojuszników, ale kosztem ogromnych strat ludzkich i gospodarczych. Jednak porzucona poza niewidzialnym murem Unii Europejskiej i NATO jest skazana na powrót do rosyjskiej strefy wpływów. Przykładem może być Gruzja, której przywódcy, 14 lat po wojnie, nadal utrzymują, że współpraca z Moskwą jest jedynym jasnym sposobem na osiągnięcie dobrobytu gospodarczego.
Dlatego stwierdzenie, że „chcemy pomóc Ukrainie wygrać wojnę i dlatego jesteśmy jej najlepszymi przyjaciółmi” nie jest do końca prawdziwe. Prawda jest taka, że zdanie to powinno zostać przeformułowane na: „Chcemy pomóc Ukraińcom przetrwać w ich kraju i dać im taką samą szansę, jaką my otrzymaliśmy. W tym celu jesteśmy gotowi podjąć ryzyko”.
Nie tylko Mateusz Morawiecki, Andrzej Duda czy Jarosław Kaczyński powinni to mówić – choć oczywiście dobrze by było, gdyby to robili. Także obywatele powinni powtarzać to zdanie. Wtedy pogląd ten ma szansę wejść do politycznej narracji.
—
Witalij Portnikow jest publicystą, członkiem ukraińskiego Pen Clubu oraz stypendystą programu Future of Ukraine w Visegrad Insight, Fundacji Res Publica.
Tekst powstał w ramach programu Future of Ukraine Fellowship . W języku angielskim ukazał się w Visegrad Insight.
Fot. Canva PRO.