Saaby: Kopenhaga. Najlepsze miejsce na ziemi
Powolność jest dobrym określeniem prędkości, którą powinniśmy uwzględniać, projektując miasta. Właściwą dynamiką miejskiego życia publicznego jest właśnie slow-motion
Rozwijamy Nowe Centrum Łodzi, a wraz z nim przestrzenie wspólne w jego obrębie. Poznań pracuje m.in. nad uspokojeniem ruchu i przekształceniem charakteru życia społecznego w okolicach ulic Święty Marcin, Fredry, 27 grudnia czy Placu Wolności. Warszawa dyskutuje właśnie przyszły kształt Placu Defilad – centralnej przestrzeni publicznej stolicy. Jak o przestrzeniach wspólnych myśli się w Kopenhadze, mieście – legendzie życia publicznego?
Z Tiną Saaby, naczelną architektką Kopenhagi, rozmawia Marta Żakowska
Marta Żakowska: Kopenhaga jest miastem – legendą w kontekście jakości życia miejskiego i publicznego, przestrzeni publicznych, zrównoważonych modeli mobilności i zrównoważonego rozwoju. Od lat zajmuje najlepsze miejsca we wszystkich rankingach ośrodków miejskich. Czy można być jeszcze lepszym miejscem do życia?
Tina Saaby: Czasami takie osiągnięcia stają się przeszkodą w rozwoju, bo co może nas w tej sytuacji inspirować do kolejnych kroków? I czym powinny one być? Długo rozmawialiśmy o tym, co chcemy osiągnąć. Udało nam się. Teraz zastanawiamy się, jak programować proces dalszego rozwoju miejskiego i jak włączyć do niego jak największą liczbę ludzi na jak najwcześniejszym jego etapie. Zajmujemy się więc obecnie projektowaniem modeli współpracy – pomiędzy nami, specjalistami i innymi użytkownikami miasta. Dążymy między innymi do tego, żeby prototypowanie inwestycji było stałą częścią procesu planowania miejskiego. By dostarczało nam wiedzy o możliwościach optymalnej realizacji konkretnych idei w mieście. Chcemy, by korzystanie z tymczasowych inwestycji, prototypów stało się elementem naszej pracy w kontekście strategicznym. Nasz cel, aby Kopenhaga stała się jeszcze lepszym miastem do życia, dotyczy więc obecnie w dużej mierze naszej kultury pracy w urzędzie.
Tekst pochodzi z 11. numeru „Magazynu Miasta”, który dostępny jest w naszym sklepie internetowym na www.magazynmiasta.pl oraz w Empikach i dobrych księgarniach.
Słyniecie też z coraz częściej praktykowanego prototypowania planowanych inwestycji publicznych. Sprawdzacie w ten sposób, czy wasze pomysły i projekty będą dobrze działały w przestrzeniach publicznych i czy warto inwestować w nie większe publiczne pieniądze?
Tak. Wiele zespołów w Kopenhadze korzysta z tej metody pracy. Zastosowanie prototypów pozwala sprawdzić, czy pomysły, projekty mają rację bytu w życiu konkretnych społeczności i okolic. Byłoby wspaniale, gdybyśmy częściej korzystali z zalet tego modelu pracy. Wciąż w urzędzie miejskim nie jesteśmy jednak zobowiązani do prototypowania planowanych inwestycji w przestrzeniach publicznych. Ale powinniśmy to robić, żeby zrozumieć, czy dany projekt sprawdzi się w codziennym życiu i czy rzeczywiście odpowiada na realne potrzeby mieszkańców i ich możliwości. Można w ten sposób ustrzec się przed włożeniem w ostateczną wersję projektu multum niepotrzebnych pieniędzy i wysiłku.
Na czym dokładnie polega prototypowanie?
Metoda prototypowania miejskiego daje możliwość kompleksowego testowania projektów dzięki pracy z ich pełnowymiarowymi elementami budowlanymi oraz modelami. Możliwość sprawdzenia, jak obiekty w pełnej skali działają w konkretnym miejscu, pomaga w stworzeniu ostatecznych wersji inwestycji, które będą lepiej odpowiadać na rzeczywiste potrzeby ich użytkowników. Istnieje wiele typów prototypowania miejskiego. Pracowaliśmy kiedyś np. nad przekształceniem Nørrebrogade, głównej ulicy kopenhaskiej dzielnicy Nørrebro. Zależało nam na podniesieniu jakości życia jej użytkowników i rowerzystów oraz ulepszeniu usług transportu publicznego funkcjonującego w jej obrębie. Od października 2008 roku do czerwca 2010 przeprowadziliśmy w okolicy serię eksperymentów związanych z zarządzaniem ruchem. Bazowaliśmy w nich na wykorzystaniu prototypów ilustrujących nasze koncepcje przekształceń tego obszaru – ale prototypów wykonanych z lekkich, niedrogich materiałów. Zamknęliśmy fragment ulicy na ruch samochodowy i poszerzyliśmy chodniki oraz drogi rowerowe. Efektem pierwszej fazy eksperymentu był m.in. 45-procentowy spadek liczby samochodów, 20-procentowy wzrost liczby rowerzystów i 50-procentowe obniżenie poziomu hałasu w obrębie ulicy. Wzrósł tym samym poziom komfortu i bezpieczeństwa jej użytkowników i mieszkańców, a z przestrzeni publicznej w tym okresie korzystało trzy razy więcej ludzi niż wcześniej. Efekty testowania działania prototypów wykorzystane zostały w drugiej fazie eksperymentu do lepszego dostosowania modeli planowanej interwencji do potrzeb użytkowników. Wnioski z obydwu etapów wpłynęły natomiast na kształt ostatecznej, trwałej inwestycji w obrębie ulicy.
Proces protypowania sprawia, że faza wdrażania nowych projektów w życie trwa dłużej i realizowana jest wolniej. Wiem, że pracujecie też obecnie w urzędzie nad rozwojem roli pojęcia slow-motion (powolności, zwolnionego tempa – przyp. red.) w procesie rozwoju miejskiego. Co oznacza ono w tym kontekście?
Milan Kundera napisał kiedyś bardzo inspirującą książkę pt. Powolność. Myślę, że zwolnienie tempa ma ogromny związek z charakterem naszych relacji z ludźmi. Spowalniając trochę życie miejskie, dostarczamy ludziom czas na obserwację innych, reagowanie na otaczającą ich rzeczywistość i umożliwiamy nawiązywanie kontaktu wzrokowego. Powolność jest dobrym określeniem prędkości, którą powinniśmy uwzględniać, projektując miasta. Musimy uświadomić sobie, że są one przestrzeniami życia ludzi, a życie społeczne i relacje między mieszkańcami mogą rozwijać się dobrze tylko w konkretnym tempie. Właściwą dynamiką miejskiego życia publicznego jest właśnie slow-motion.
Jak architekci mogą warunkować życie w takim tempie?
Projektanci powinni skupiać się na tworzeniu wysokiej jakości przestrzeni publicznych i wszelkich przestrzeni dla pieszych, uwzględniając w swoich pracach zasady projektowania uniwersalnego, skupiając się na potrzebach rowerzystów i na tworzeniu warunków do jak najdłuższej obecności ludzi w przestrzeni publicznej. Dotyczy to nawet tak nieoczywistego miejsca, jakim jest np. parking. Zamiast tworzyć warunki umożliwiające bezpośrednie przemieszczenie się kierowców z parkingu do biura, warto tak projektować tego typu przestrzeń, żeby musieli oni najpierw znaleźć się w przestrzeni publicznej wokół budynku. Przechodząc przez nią, wielu z nich będzie nawiązywać kontakt wzrokowy z ludźmi przed wejściem do pracy. Tworząc warunki do tego kontaktu, projektanci przyczyniają się do rozwoju lepszego życia w mieście i samopoczucia mieszkańców, właśnie w duchu slow-motion. Ma to też ogromny związek z tworzeniem warunków do rozwoju społeczności miejskich.
Rozwój wspólnot miejskich wspiera też dobra miejska polityka kulturalna. Czym jest kopenhaski program „Making city happenˮ (Realizując miasto – przyp. red)?
W gruncie rzeczy jest to podkreślenie faktu, że wszystkie inicjatywy kulturalne prowadzone w Kopenhadze są częścią procesu projektowania dobrego miasta. Dobre miasto to miejsce, w którym non stop toczy się wiele różnych wydarzeń kulturalnych i społecznych, takich jak festiwale, eventy sportowe i artystyczne czy targi. W ramach programu „Making city happenˮ stworzyliśmy więc specjalny sekretariat, który prowadzą ludzie z różnych wydziałów w urzędzie – wydziału gospodarczego, kultury, infrastrukturalnego i zajmującego się kwestiami środowiskowymi. Podjęliśmy próbę praktycznego skupienia się na potrzebach twórców i organizatorów wydarzeń kulturalnych. Chcemy ułatwić im współpracę z administracją miejską i zdobywanie odpowiednich pozwoleń. Powołanie sekretariatu umożliwiło mieszkańcom kontaktowanie się z jednym miejscem w urzędzie we wszystkich sprawach związanych z produkcją wydarzeń w Kopenhadze, co bardzo ułatwiło wszelkie prace organizacyjne. Postawiliśmy też na lepszą i przyjaźniejszą obsługę tych środowisk.
Program jest częścią szerszej koncepcji – YES culture (Kultura TAK – przyp. red.), którą wdrażacie obecnie w życie w pracy kopenhaskiej administracji.
YES culture wynika z przekonania, że potrzebujemy mieszkańców z inicjatywami i chcemy ich wspierać. Jest to więc nasza pozytywna odpowiedź na wszelkie pomysły, które pojawiają się w mieście. Kiedyś myśleliśmy, że to od nas zależy rozwój Kopenhagi. Zmieniliśmy perspektywę. Odeszliśmy od przekonania, że opiera się on na pracy samorządu i urzędu. Miasto to jego mieszkańcy. Może brzmi to banalnie, ale administracja miejska bardzo długo była de facto zamknięta na mieszkańców. Tymczasem nawet pomysły, które wydają się na pierwszy rzut oka głupie czy szalone, mogą odmienić życie lokalnych społeczności w magiczny, bardzo ważny sposób.
Pracujecie więc nad podniesieniem jakości współpracy urzędu i mieszkańców. A jak wygląda współpraca pomiędzy różnymi wydziałami urzędu miasta?
Dialog interdyscyplinarny wewnątrz urzędu to ogromne wyzwanie, więc poświęcamy wiele czasu, żeby przetestować nowe możliwości w tym obszarze. Chcemy być bardziej świadomi tego, nad czym pracujemy w poszczególnych komórkach. Powinniśmy też więcej ze sobą rozmawiać i korzystać ze zgromadzonych zasobów na wczesnych etapach realizacji poszczególnych przedsięwzięć. Nie znam jednak organizacji, która w idealny sposób poradziłaby sobie z tym wyzwaniem, więc myślę, że musimy próbować na różne sposoby. Rozmawiamy w związku z tym obecnie w urzędzie o dialogu pomiędzy różnymi wydziałami na wczesnym etapie prowadzonych przez nie projektów. Ale jest to bardzo trudne – zresztą myślę, że jest to wyzwanie, z którym mają do czynienia wszystkie urzędy, na całym świecie.
Sytuacja wygląda podobnie np. w pracy administracji polskiej, choć problem ten wciąż nie jest przez nas wystarczająco świadomie dyskutowany.
Pierwszym krokiem ku przemianie kultury pracy powinno być na pewno właśnie uświadomienie sobie tego wyzwania. My na przykład, jako wydział zajmujący się w Kopenhadze architekturą, naprawdę nie znamy od deski do deski projektów, które prowadzą inne wydziały – w tym np. środowiskowy czy infrastrukturalny. Trudno nam więc np. włączyć się w konkretne prowadzone przez nich działania. W ciągu ostatnich dwóch tygodni rozmawiałam w związku z tym z kolegami i koleżankami, dowiadując się krok po kroku, co dokładnie robią, jak projektują te procesy, jak je ewaluują, z kim przy nich pracują. Robiłam to po to, żeby móc uwzględnić tę wiedzę w naszej pracy.
Nieformalnie pracujesz więc obecnie nad usprawnieniem współpracy między różnymi wydziałami w urzędzie. Jako urząd formalnie wspieracie natomiast współpracę mieszkańców konkretnych sąsiedztw.
Rzeczywiście, pracujemy obecnie w Kopenhadze nad rozwojem procesu współpracy na różnych poziomach. Program Zintegrowanej odnowy miejskiej w połowie finansowany jest z budżetu miejskiego, w połowie ze środków państwowych, co pozwala nam regularnie prowadzić badania poszczególnych okolic. Jeżeli któraś z nich obarczona jest problemami, otwieramy w jej obrębie sekretariat. Następnie próbujemy włączyć organizacje pozarządowe w proces rewitalizacji konkretnych miejsc, tworząc grupy robocze, które wspierają administrację miejską w diagnozie potrzeb okolicy. Na tej podstawie uruchamiane są z kolei poszczególne projekty. Co najważniejsze, w Zintegrowanej odnowie miejskiej organizacje działają w dużej mierze samodzielnie, niezależnie. Każdy sekretariat w danym sąsiedztwie jest więc trochę inny i ma swojego lokalnego lidera, osobną organizację. Wszystkie procesy tzw. odnowy prowadzone w różnych okolicach Kopenhagi oparte są na lokalnych warunkach, potrzebach, społecznościach i potencjałach. Jesteśmy z tego bardzo dumni. Jedno środowisko eksperymentuje w związku z tym np. z pracą ze studentami i lokalnymi uniwersytetami, co przynosi dobre rezultaty, bo w okolicy jest dużo ośrodków akademickich. Inny sekretariat doprowadził z kolei do rozwoju pierwszej dzielnicy przygotowanej na wyzwania związane ze zmianami klimatu. Lokalne organizacje skupiły się na rozwiązaniach opartych na pracy z deszczówką, ponieważ woda z opadów stanowiła w okolicy duże zagrożenie.
Kopenhaskie sąsiedztwa mogą też liczyć na wasze wsparcie w ramach programu „Podwórkowe ogrodyˮ (Courtyard garden). Na czym polega to przedsięwzięcie?
Każda nasza społeczność lokalna może aplikować o środki na założenie ogrodu. W urzędzie miasta działa specjalna komórka zajmująca się tym projektem. Jej pracownicy sami wyszukują też w mieście przestrzenie, w obrębie których można zorganizować ogród. Przekonują następnie lokalne społeczności do uczestniczenia w programie i pracy nad przekształceniem danego terenu w zieloną oazę. Miejsce musi być zaprojektowane i stworzone przez mieszkańców w sposób demokratyczny i prowadzone oraz zarządzane przez lokalną społeczność. Grupa spełniająca warunki dofinansowania lokalnych przestrzeni zieleni może aplikować o wsparcie miasta w realizacji przedsięwzięcia. Urząd pomaga jej, dając możliwość współpracy z architektem i konsultantami pozostałych dziedzin związanych w tworzeniem terenów zieleni. Następnie społeczność sama prowadzi ogród.
W procesie tego typu pojawia się pewnie wiele bardziej i mniej konstruktywnych konfliktów i innych napięć.
Zdecydowanie tak, ku mojej uciesze. Przy moim domu jest ogród, który powstał w ten sposób 15 lat temu. Musieliśmy go ostatnio odnowić, wspólnie z sąsiadami. Przy tej okazji pojawiło się między nami wiele konfliktów, ale to było super, bo konstruktywne napięcia są przejawem przejmowania odpowiedzialności za przestrzeń. Jako urząd powinniśmy wspierać rozwój takich dyskusji w sferze publicznej. Jest to element życia obywatelskiego w mieście, na którym bardzo nam zależy.
Tina Saaby – od 2010 roku Naczelna Architektka Kopenhagi. Absolwentka Wydziału Architektury Królewskiej Duńskiej Akademii Sztuk. Była wiceprezes Duńskiego Stowarzyszenia Architektów. Wykłada na University of Sheffield, stale współpracuje z Uniwersytetem w Roskilde, Uniwersytetem Kopenhaskim i Królewską Duńską Akademią Sztuk
Marta Żakowska – członkini Instytutu Badań Przestrzeni Publicznej, Res Publiki, DNA Miasta i Kongresu Ruchów Miejskich. Współzałożycielka i redaktorka naczelna „Magazynu Miasta”
Rozmowa przeprowadzona została dzięki wsparciu Visegrad Insight i New Europe 100 podczas Brain Bar Budapest