Rząd geeków zamiast rządu polityków?
Skoro błąd demokracji leży w samym systemie, może naprawią go specjaliści od systemów komputerowych? Czy lepsza technologia może nas uchronić przed dominacją technokratów? Nowe spojrzenie na znany w Polsce problem partii władzy. John Evans – […]
Skoro błąd demokracji leży w samym systemie, może naprawią go specjaliści od systemów komputerowych? Czy lepsza technologia może nas uchronić przed dominacją technokratów? Nowe spojrzenie na znany w Polsce problem partii władzy.
John Evans – pisarz, dziennikarz i programista – w felietonie na portalu TechCrunch1 opisuje współczesny związek między polityką a technologią. Rozpoczyna tekst cytatem z Lorda Actona: „Władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie. Wielcy ludzie to niemal zawsze dranie”. Evans wykorzystuje słowa tego angielskiego historyka, polityka i pisarza do opisu współczesnych elit politycznych.
Czy hermetyczne, aroganckie partie władzy na dobre zagościły w demokracji? Ciężko inaczej określić sytuację, w której rząd amerykański robi, co może2, by chronić swój niegdyś tajny program inwigilacji, jednocześnie lekceważąc prawo do informacji publicznej, a agencja bezpieczeństwa NSA tłumaczy, że nie posiada technologicznych narzędzi koniecznych do sprawdzania własnych maili3. Morał wydaje się jasny – jedynie silni mogą inwigilować słabych, a mechanizmy obywatelskiej kontroli4 to mrzonka liberałów.
Metapartia władzy
Evans przytacza dalej słowa guru science fiction Charlesa Strossa5:
Czy Wielka Brytania jest państwem jednej partii? Mam taką teorię, według której są tam w rzeczywistości cztery partie: Konserwatyści, Partia Pracy, Liberalni Demokraci i Partia Władzy. Partia Władzy to metapartia… zawsze wygrywa wybory, ponieważ niezależnie która partia zwycięża, kierowana jest przez członków Partii Władzy – mających ze sobą więcej wspólnego niż z dinozaurami z ostatnich ławek swoich macierzystych formacji. Wszelka próba zmiany układu sił bez jednoczesnego torowania drogi dla nowej Partii Władzy niesie ryzyko uznania jej za akt terrorystyczny.
Oczywiście w Ameryce to nic nowego. Jedyne, co łączy ze sobą Tea Party i Ruch Oburzonych, to pragnienie wyrzucenia „partii władzy” z Waszyngtonu. Evans przyznaje, że w amerykańskiej polityce uznaje się za pewnik, że ktokolwiek siedział za długo w Białym Domu, jest podejrzany i zapewne skorumpowany (ponad 75% Amerykanów podejrzewa partie o korupcję6).
Ostatnia lawina antyrządowych protestów w Turcji i Brazylii może być również uważana za sprzeciw wobec różnych form partii władzy. Czy wadliwa jest więc sama idea demokracji wielopartyjnej? Slavoj Žižek pisze w „London Review of Books”7: „To, co początkowo uznaliśmy za porażkę w przyjęciu szlachetnej zasady (wolność demokratyczna), jest w rzeczywistości porażką samej zasady”.
Technologia przeciwko technokratom
Skoro błąd leży w samym systemie, może naprawią go specjaliści od systemów komputerowych? Czy lepsza technologia może nas wyzwolić spod niechcianej dominacji? Evans twierdzi, że alternatyw dla systemu firmowanego przez Waszyngton coraz częściej upatruje się w Dolinie Krzemowej. Pojawiły się nawet głosy wzywające Google do wykupienia bankrutującego Detroit8, a Larry Page wpadł na pomysł utworzenia wyspy szalonej nauki9, na której naukowcy mogliby wprowadzać w życie swoje najbardziej wizjonerskie idee bez konieczności liczenia się z przestarzałymi prawami i ograniczonymi politykami. Google to, koniec końców, apoteoza Doliny Krzemowej, firma, która oferuje nawet wieczną młodość10. Może więc powinniśmy zaciągnąć Google do Waszyngtonu i zmienić rząd polityków w rząd geeków?
Evans jest temu przeciwny – Dolina Krzemowa została zbudowana na ideach innowacji i racjonalności, jednak jej światopogląd może być nawet bardziej ograniczony niż u partii władzy. Technologia nie rozwiąże przecież wszystkich problemów ludzkości, a racjonalne narzędzie w pełnym nieracjonalnych ludzi świecie często może być bezużyteczne. I znów przypominają się słowa Actona: „władza deprawuje”.
Nie da się uniknąć związku technologii z polityką – dowiódł tego Edward Snowden. Przemysł technologiczny stał się zbyt ważny i zbyt potężny. Nie oznacza to jednak, że ma prawo bezpośrednio wpływać na decyzje rządów. Celem firm technologicznych powinno być opracowanie takich technologii, które – zamiast rozbudowy panoptykonu służącego hegemonii partii władzy – oddadzą jednostce jej prywatność.
1. http://techcrunch.com/2013/07/27/technology-and-the-ruling-party/.
2. http://techcrunch.com/2013/07/24/white-house-seems-afraid-nsa-defunding-law-could-actually-pass-today/.
3. https://www.propublica.org/article/nsa-says-it-cant-search-own-emails.
4. http://techcrunch.com/2011/12/03/surveillance/.
5. http://www.antipope.org/charlie/blog-static/2013/07/a-bad-dream.html.
6. http://www.slate.com/articles/news_and_politics/map_of_the_week/2013/07/ transparency_international_report_most_americans_think_political_parties.html.
7. http://www.lrb.co.uk/v35/n14/slavoj-zizek/trouble-in-paradise.
8. http://brandonhtomlin.blogspot.com/2013/07/what-if-google-bought-detroit.html.
9. http://techcrunch.com/2013/05/15/larry-page-wants-earth-to-have-a-mad-scientist-land/.
10. http://news.techeye.net/business/google-thinks-about-offering-eternal-youth-to-employees.
Artykuł pierwotnie ukazał się w numerze 23 (213) Res Publiki Nowej jesienią 2013 roku.
Polecamy także na www.res.publica.pl
– Andrzej Brzózka, W kręgle lepiej grać samemu