ROGOWSKA: Tęcza w ogniu

Oburzenie, jakie wywołały wydarzenia z Białegostoku jest niczym w porównaniu z morzem obojętności, w którym powoli zatapiamy naszą cywilizację.


Od dłuższego czasu w środku Europy, w środku dnia dzieją się rzeczy, które dawno już powinny wzbudzić nasze najgłębsze oburzenie i sprzeciw. Wydarzenia z Marszu Równości są tego kolejnym dowodem. Tua res agitur, paries cum proximus ardet (O ciebie chodzi, gdy płonie dom sąsiada). Ale jeszcze bardziej ciebie to dotyczy, gdy pali się twój własny dom. Skrajną głupotą jest sądzić, że tylko się świeci.

Brunatna sobota w Białymstoku

Białystok w przeszłości był domem dla Polaków, Ukraińców, Białorusinów, Żydów i Tatarów. Jednak w ostatnich dekadach stał się bastionem nacjonalistów i ksenofobów. Przyczyniły się do tego także kuriozalne decyzje lokalnych organów ścigania, które w 2013 roku uznały swastykę za „hinduski symbol szczęścia”, a w 2016 roku za „prasłowiański symbol kruszwickiej swargi”.

Numer Przemoc, rewers republiki do nabycia w naszej księgarni.

Grupy neofaszystowskie i rasistowskie w stosunkowo ubogim regionie z dużym odsetkiem mniejszości narodowych od lat rosną w siłę i są coraz lepiej zorganizowane. W 2013 roku po atakach na obcokrajowców ówczesny szef MSWiA Bartłomiej Sienkiewicz skierował do nich słynne „Idziemy po was”, ale prowadzone przeciwko nim postępowania wyhamowały po zmianie władzy w 2015 roku.

Obecnie coraz częściej pojawiające się na imprezach patriotycznych nienawistne symbole i hasła traktowane są przez organy ścigania z pobłażaniem, a wręcz niekiedy uznawane są za ekspresję lub przynajmniej dodatek do patriotyzmu. W Białymstoku od lat działa grupa osób związanych ze skrajną prawicą wspierana przez część lokalnych włodarzy, przedstawicieli biznesu i wymiaru sprawiedliwości.

Ten bardzo jednostronny i stygmatyzujący wizerunek miasta chcieli zmienić działacze organizacji „Tęczowy Białystok”, zrzeszającej przedstawicieli środowisk LGBT+ i ich przyjaciół, organizując na sobotę 20 lipca 2019 pierwszy w tym mieście Marsz Równości. „Wiemy, o co walczymy i wiemy, że jest to słuszne. Wiemy, że Białystok jest miastem dla wszystkich. Chcemy to powiedzieć na głos” – czytamy w opisie wydarzenia, w którym wzięło udział około tysiąca uczestników.

Impreza została oficjalnie zarejestrowana w Urzędzie Miasta. Jednak niedługo po jej ogłoszeniu do magistratu zgłoszono blisko 70 kontrmanifestacji, w tym „Ogólnopolski zjazd kibiców w celu podpisania paktu o nieagresji”. W komunikacie organizatora tej pikiety można było przeczytać, że została ona zorganizowana „w związku z obroną miasta przed zboczeńcami”. Inną kontrmanifestacją był Piknik Rodzinny zorganizowany przez Urząd Marszałkowski w Białymstoku, który zakończył się publicznym Różańcem przed katedrą oraz modlitwą m.in. w intencji nawrócenia policjantów, którzy „zdradzili sprawę chrześcijańską”.

Na nagraniach z kontrmanifestacji widać na czele pochodu działaczy PiS obok podejrzanego o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą przywódcy kiboli o pseudonimie Dragon. I choć nie przesądza to jeszcze o współpracy obu środowisk, to nie po raz pierwszy PiS przypadkowo znajduje się po tej samej stronie co kibolskie bojówki. Politycy prawicy posługujący się dyskryminacyjną narracją o ile nie popierają, to przynajmniej bagatelizują zagrożenie ze strony grup nacjonalistycznych.

Wzdłuż trzy kilometrowej trasy Marszu Równości doszło do aktów przemocy symbolicznej i fizycznej skierowanej wobec uczestników pochodu. Wulgarne hasła, obraźliwe gesty, zgniłe jajka, petardy, butelki z moczem, pobicia, zastraszanie. Wszystko otoczone kordonem policji, która, jak twierdzą uczestnicy manifestacji, zareagowała z niezrozumiałym opóźnieniem.

Marsz mimo wszystko dotarł do końca. To niewielki, ale jednak sukces. Był on możliwy dzięki organizatorom i uczestnikom, którzy nie dali się sprowokować i do końca trzymali się razem, wołając do przeciwników „Chodźcie z nami”. Naprawdę ciężko mają jednak ci, którzy na marszu nie byli, a którzy na co dzień muszą się ukrywać, mierzyć z wykluczeniem, odrzuceniem, dyskryminacją.

Policja w dniu marszu zatrzymała 25 agresywnych osób. W następnych dniach rozpoczęto identyfikację kolejnych, znana jest już tożsamość ponad 100 z nich, w 77 przypadkach „zostały wykonane czynności w związku z popełnionymi przestępstwami lub wykroczeniami”. Czym się zakończą te postępowania? Trudno powiedzieć. Do tej pory po podobnych zajściach na Marszu Niepodległości w Warszawie czy Marszu Pamięci Żołnierzy Wyklętych w Hajnówce konsekwencje za tego typu zachowania nie były zbyt dotkliwe.

Można przypuszczać, że tym razem będzie podobnie. Tym bardziej, że ze strony prawicowych polityków pojawiają się głosy potępiające agresję, a jednocześnie mówiące, że „nic tak nie sprzyja promocji LGBT w Polsce, jak ustawianie tych osób właśnie w roli ofiar” oraz że „marsz LGBT był prowokacją”.

„T” jak „transparencja”

Niestety brak akceptacji, a nawet wrogość słychać z większości ambon polskich kościołów, gdzie Franciszkowe wezwanie do ewangelicznej prostoty często mylone jest z ewangelizacyjnym prostactwem. I choć coraz więcej jest przedstawicieli Kościoła polskiego, którzy w środowiskach LGBT widzą osoby, a nie ideologię, to ich głos jest wciąż mniej słyszalny niż ten w stylu odezwy do mieszkańców archidiecezji białostockiej wystosowany przez lokalnego arcybiskupa na dwa tygodnie przed planowanym Marszem Równości.

Numer Boże igrzysko do nabycia w naszej księgarni.

Autorskie rozwinięcie skrótu LGBT, które miało pomóc owieczkom białostockiego Kościoła w identyfikacji zagrożenia, a uczyniło z osób transpłciowych transwestytów, to nie najgorsze, co w tym liście się znalazło. Arcybiskup uznał bowiem za stosowne określić Marsz Równości „inicjatywą obcą podlaskiej ziemi i społeczności, która jest mocno zakorzeniona w Bogu, zatroskana o dobro własnego społeczeństwa, a zwłaszcza dzieci”. Hierarcha najwyraźniej uważa, że w Marszu Równości chodzi głównie o demoralizację najmłodszych i profanację symboli religijnych. „Wobec takiej postawy mówimy stanowcze «nie» i powtarzamy za kard. Stefanem Wyszyńskim «Non possumus» – nie możemy się na to zgodzić! Nie możemy pozwolić, aby wyśmiewano wartości dla nas najświętsze i bezkarnie obrażano nasze uczucia religijne”.

To instrumentalne wykorzystanie słów kardynała Wyszyńskiego jest zaprzeczeniem ich oryginalnego przesłania. Bo oddalając się od ewangelicznego przykazania miłości (każdego) bliźniego, arcybiskup Wojda niebezpiecznie wpisał się w politykę obecnego rządu, który wyznaje i stosuje zasadę „dziel i rządź”.

Niestety dla polskiego Kościoła, coraz trudniej jest mu się oprzeć pokusie składania rzeczy Bożych na ołtarzu cesarza. A piętnując i śpiewając supliki za grzechy innych, sprawia wrażenie, jakby chciał przykryć te własne.

Politycznie piromani

W zdrowych demokracjach emocje są paliwem polityki. Spalając się, napędzają ją, a uwolniona w ten sposób energia używana jest do wprowadzenia zmian korzystnych dla całego polis. Emocje są więc środkiem, a człowiek i wspólnota – celem.

W systemie zdegenerowanym jest odwrotnie, człowiek i wspólnota stają się środkiem, a emocje – celem, bo rozpaleni do czerwoności obywatele i grupy społeczne nawet nie zauważają, że politycy już dawno przestali się nimi zajmować, reprezentować ich sprawę, rozwiązywać problemy, i osłabili instytucje państwowe na tyle, że przestają one czuwać nad praworządnością.

W takim systemie politycy zamiast gasić pożary i sadzić lasy, podpalają suchą ściółkę, a później chwytają za gaśnice, kreując się na bohaterów. Zarządzanie kryzysem, który samemu się wcześniej wywołało, jest wyjątkowo obrzydliwą manipulacją, ponieważ osiągnięcie politycznego celu odbywa się poprzez wybranie i rzucenie na żer zbiorowej agresji kozła ofiarnego.

Nie ma tygodnia, w którym PiS nie broniłby Polski przed potencjalnym wewnętrznym lub zewnętrznym zagrożeniem. Wrogami ojczyzny byli już imigranci, Bruksela, sędziowie, nauczyciele, a ostatnio stały się nim środowiska LGBT właśnie.

I choć gromkie „Wara od naszych dzieci” bezdzietnego Kaczyńskiego na partyjnej konwencji przed wyborami do Parlamentu Europejskiego było cokolwiek groteskowe, to jednoznacznie wskazało na to, jak rozkładać się będą akcenty w najbliższych miesiącach.

Po wydarzeniach w Białymstoku premier Mateusz Morawiecki zapewniał: „W Polsce jest miejsce dla każdego, ale nie ma miejsca na takie chuligańskie, barbarzyńskie traktowanie drugiego człowieka. Z całą stanowczością podkreślam, że będziemy dbać o bezpieczeństwo Polaków”.

Tymczasem dzień przed Marszem Równości w Białymstoku Jarosław Kaczyński mówił: „Nie musimy upodabniać się z tych, którzy są tam na zachód. Nie musimy stać pod tęczową flagą, możemy stać pod biało-czerwoną”. Była to jedna z wielu wypowiedzi, w których partia rządząca usiłuje nie tylko wzbudzić strach przed ludźmi nieheternormatywnymi, ale też wskazać ich jako obcy element zagrażający bezpieczeństwu dzieci i suwerenności kraju. To tylko zwiększenia i tak już bardzo potężną homofobię.

LGBT a sprawa polska

Przeciwstawianie środowisk LGBT polskiej racji stanu zaowocowało ustanowieniem różnic światopoglądowych główną osią sporu politycznego i konfliktu społecznego. W ostatnim czasie miało miejsce wiele wydarzeń wpisujących się w ten schemat. Chodzi m.in. o złożenie przez ówczesnego szefa MSWiA (obecnie europosła PiS) Joachima Brudzińskiego zawiadomienia do prokuratury w sprawie „profanacji symboli narodowych”, jaką rzekomo był orzeł na tęczowym tle niesiony przez uczestników Marszu Równości w Częstochowie 8 lipca 2018 roku.

6 maja 2019 roku o 6 rano doszło do zatrzymania aktywistki Elżbiety Podleśnej za rozklejanie plakatów z obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej z tęczową aureolą. Była to jej forma sprzeciwu wobec dekoracji Grobu Pańskiego w jednym z płockich kościołów, w której symbol LGBT został zestawiony z grzechami i przestępstwami. Podleśna usłyszała zarzut z art. 196 kodeksu karnego, czyli w sprawie naruszenia uczuć religijnych, i została zawieziona na komendę odległą o 100 km od miejsca zatrzymania. Można podejrzewać, że tego typu działania ze strony organów ścigania miały na celu wywołanie efektu mrożącego.

Głośnym echem odbiło się zwolnienie pracownika IKEI za wpisy w intranecie, zawierające m.in. cytaty biblijne potępiające homoseksualizm, którymi sprzeciwiał się on polityce firmy wspierającej akcję Miesiąca Dumy LGBT. Koncern zapewnia, że „Nie poglądy stanowiły problem, ale sposób wyrażania swoich opinii, który wyklucza inne osoby. Podobne działania podjęlibyśmy w przypadku naruszenia godności każdej innej grupy (np. katolików)”. Instytut Ordo Iuris, złożył pozew w imieniu mężczyzny, domagając się od IKEI odszkodowania oraz uznania wypowiedzenia za bezskuteczne. Sprawa trafiła też do Rzecznika Praw Obywatelskich.

Oliwy do ognia dolał happening na Marszu Równości w Gdańsku będący parodią ważnych dla katolików procesji Bożego Ciała. Ten incydent wywołał oburzenie wśród wierzących, także tych wspierających środowiska LGBT, m.in. uczestniczącej w marszu prezydent miasta Aleksandry Dulkiewicz.

Wcześniej w lutym tego roku burzę na prawicy wywołało podpisanie przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego (PO) Karty LGBT+, mającej na celu wsparcie i ochronę przed dyskryminacją środowisk nieheteronormatywnych. Zareagowała m.in. brązowa medalistka igrzysk olimpijskich w Londynie Zofia Klepacka, pisząc na Facebooku: „Czy mój dziadek walczył o taką Warszawę w Powstaniu? Nie wydaje mi się… Panie Prezydencie, może się Pan lepiej weźmie za sport w Warszawie, który kuleje?”.

Stawianie sprawy ochrony środowisk LGBT+ przed dyskryminacją (nazywane przez prawicę „promocją LGBT”, czy wręcz „homoterroryzmem”) w opozycji do patriotyzmu i katolicyzmu staje się, jak widać, coraz powszechniejszą praktyką.

75 lat walki

Tymczasem po atakach na uczestników białostockiego Marszu Równości to właśnie organizacje powstańcze jednoznacznie zareagowały przeciwko przemocy i nietolerancji, pisząc w swoim oświadczeniu:

Numer Pamięć i bezpieczeństwo do nabycia w naszej księgarni.

„Nie wchodząc w ocenę światopoglądową, każdemu człowiekowi należy się szacunek i godność, również temu, który bierze udział w zgromadzeniu o nazwie Marsz Równości.

Tymczasem, przy bezradności służb porządkowych, w trakcie marszu dochodziło do aktów agresji wymierzonych w jego uczestników. Obrazy, które widziała cała Polska, ale i świat, muszą spotkać się z radykalnym sprzeciwem ludzi przyzwoitych. […] Większość nie ma prawa poniżać mniejszości. Silniejszy nie ma prawa bić słabszego. […]

Nie ma zgody na poniżanie mniejszości seksualnych w kraju, w którym homoseksualiści byli zabijani przez faszystów za swoją odmienność. Nie ma naszej zgody na bicie i opluwanie drugiego człowieka, a także na wykorzystywanie symbolu naszej walki z okupantem – symbolu Polski Walczącej”.

Ten mocny i jasny głos weteranów i bohaterów musi zawstydzać polską scenę polityczną, także opozycję, która jak Episkopat i większość społeczeństwa chowa się za „potępiamy akty agresji, ale…” i pozwala na zagarnianie symboliki narodowej przez środowiska neofaszystowskie.

75 lat temu 28 lipca 1944 roku w Dziennikach czasu wojny Zofia Nałkowska zapisała „Ludzie ludziom gotują ten los”. Nie (Niemcy) – Polakom, jak chciałby IPN, ani nie naziści Żydom, nie prawicowcy lewicowcom, ani na odwrót, ale właśnie ludzie ludziom.

Powstańcy Warszawscy wiedzieli, że nie ma takiej sprawy, takiej ideologii, takiej wartości moralnej, politycznej czy religijnej, która usprawiedliwiałaby poniżanie jednego człowieka przez drugiego. Powtarzają to od lat przy różnych okazjach i na różne sposoby. Po ataku na Marsz Równości w Białymstoku znów dali dowód swojej integralności i odwagi: tu, teraz, w czasach pokoju, na powstańczej emeryturze, nie szukając swojego interesu, nie chowając po kątach.

Czytaj nowy internetowy numer Res Publiki Nowej.

Tymczasem nie po raz pierwszy my, społeczeństwo obywatelskie, tak chętnie odwołujące się do bohaterstwa czasów wojny i stające na baczność 1 sierpnia, nie pamiętamy o przyzwoitości dnia codziennego, o tym, że trzeba starać się wzajemnie rozumieć, sobie pomagać, być dla siebie miłym.

Nie tylko wybieramy piromanów na strażaków, ale jesteśmy przekonani, że pożar, który oglądamy, nie dotyczy nas. Zasłaniając się światopoglądem, ważnymi sprawami do załatwienia, wartościami, których nazw nauczyliśmy się na pamięć, a sensu nigdy nie zrozumieliśmy, zapominamy, że potomkowie nie mają prawa chełpić się ofiarą swoich przodków, jeśli jednocześnie nie szanują ich ideałów.

W 75. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego nie pozostaje nic innego, jak podziękować Powstańcom za lekcję bohaterstwa i przyzwoitości, wierność wartościom wtedy i dzisiaj.

Tekst pierwotnie ukazał się w węgierskim tygodniku „Magyar Narancs”.

Fot. Media Wnet, Tęcza na Placu Zbawiciela (CC BY-SA 2.0)

Gabriela Rogowska – redaktorka „Res Publiki Nowej” i „Visegrad Insight”, tłumaczka. Absolwentka kulturoznawstwa (studia śródziemnomorskie) i filozofii na Uniwersytecie Warszawskim.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa