Gruszczyński: Proustowskie kamuflaże

Żyjemy w czasach po końcu złudzeń – z Piotrem Gruszczyńskim, współautorem adaptacji wystawianych właśnie przez Nowy Teatr „Francuzów” Krzysztofa Warlikowskiego rozmawia Tadeusz Koczanowicz.


Tadeusz Koczanowicz: Krzysztof Warlikowski już raz zrealizował spektakl na podstawie W poszukiwaniu straconego czasu w Niemczech. W recenzji z premiery wyraziłeś nadzieję, że reżyser wróci do tego dzieła w Polsce z lepszymi aktorami i w momencie mniej dla siebie przełomowym. Czy to jest ten moment?

Piotr Gruszczyński: Może ten moment nigdy nie przychodzi? Prousta za każdym razem czyta się inaczej, a lektura zawsze wynika ze stanu wewnętrznego czytelnika, który jest wypadkową wielu rzeczy. Wieku i doświadczenia, ale też sytuacji życiowej czytelnika, czy świata w którym funkcjonuje. Warlikowski realizując tamten spektakl miał czterdzieści lat. Dziś ma pięćdziesiąt dwa, czyli – jak sam podkreśla – jest w wieku, w którym Proust umarł. To są bardzo odległe od siebie perspektywy. Młodzieńcza lektura jest zawsze bardziej zorientowana na siebie. A to, co wydarza się w adaptacji i inscenizacji, jest zwrotem do świata, który został stworzony przez Prousta i pytaniem, jak w ten świat można wejść i jak się w nim odnaleźć.

Czytaj najnowsze wydania Res Publiki: o wychowaniu do innowacyjności, o potrzebie mocy i o radykalizmie miejskim. Wszystkie dostępne na stronie naszej księgarni3 okladki czerwiec 2015

Po niemieckiej inscenizacji W poszukiwaniu straconego czasu napisałeś, że jest to spektakl o końcu świata. Z kolei w tegorocznym orędziu na międzynarodowy dzień teatru Krzysztof Warlikowski powiedział, że żyjemy „po końcu świata”. Jak ta perspektywa określała waszą pracę nad spektaklem?

Sądzę, że ludzie zawsze mają poczucie, że żyją po końcu świata i jak się obserwuje dzieje ludzkości, to są to właściwie same katastrofy, które każdej epoce wydają się tak wielkie, że po nich już nie da się żyć. Proust żył w czasach pierwszej wojny światowej, która z perspektywy Europy Zachodniej była tą „Wielką wojną” – czyli kataklizmem w którym zginęło niewyobrażalnie dużo ludzi i pierwszy raz użyto broni masowego rażenia. Zamiar pisarski Prousta zmienił się podczas wojny, autor dopisał ostatni tom swojego dzieła pt. Czas odnaleziony. Mam wrażenie, że Proust poczuł, iż świat tak się zmienił, że bez tego dopowiedzenia jego przedsięwzięcie literackie nie miałoby sensu. Oczywiście świat po katastrofie jest światem, w którym niektórzy się  odnajdują. Świetnie ilustruje to film Von Triera Melancholia to z jednej strony wizja katastrofy kosmicznej, w której Ziemia ulega zagładzie – z drugiej obraz ten może być odczytany jako studium  prywatnej katastrofy jednostki, która nie mogąc odnaleźć się w świecie popełnia samobójstwo. Z punktu widzenia zbiorowości życie nieustannie trwa, bo ktoś zawsze przeżyje. Ta perspektywa jest wpisana w powieść Prousta. Pytanie tylko gdzie ten koniec świata zobaczysz?

To pytanie, które często powraca w twórczości Warlikowskiego…

Tak, ale te końce świata są różnie traktowane i zależą od stanu wewnętrznego Krzysztofa. Jego ostatnie  spektakle kończą się rodzajem happy endu, który nie wynika ze spektaklu tylko jest do niego dodany – niejako na przekór katastrofom, o których była mowa – by widzowie, którzy wychodzą z teatru mogli wyjść z nadzieją. Tak było chociażby w (A)pollonii, gdzie aktorzy pod koniec gromadzili się w prywatnej przestrzeni tworząc rodzaj wspólnoty, w której Renate Jett śpiewała ostatni song. W Opowieściach afrykańskich była to lekcja salsy, w której brali udział wszyscy bohaterowie przedstawienia. Natomiast w przypadku dzieła Prousta bardzo trudno o zakończenie, które dawałoby łatwe pocieszenie. Właściwie trudno tutaj o jakiekolwiek pocieszenie – ta powieść jest przeraźliwie smutna, jest ciągłym drążeniem poczucia wyczerpania, rozczarowania i schyłku. Jest taki fragment, w którym Baron de Charlus wygłasza monolog o Pompejach, w którym porównuje Paryż czasów pierwszej wojny światowej do Pompei zasypanych przez Wezuwiusza. Myślę, że ten obraz Pompei jest mocny i wciąż aktualny. Nie bez powodu furorę robi dziś wystawa rekonstruująca w pięciu wymiarach ostatnie chwile Pompei. Czekamy na popiół jakiegoś Wezuwiusza.

Jednostkowe poczucie końca ma w powieści swój odpowiednik społeczny, a nawet w pewnym sensie polityczny.  

Warlikowski mówi, że „ja” każdego z nas jest polityczne. Proust jednak nie był Emilem Zolą, który opisywał rzeczywistość poprzez niezgodę na układ społeczny. Proust to robi inaczej, ponieważ uwewnętrznia wielką społeczną zmianę, której był świadkiem, czyli degradację arystokracji. Konstruuje jednak narratora w taki sposób, że daje mu szczególną, własną perspektywę – pojawia się on wszędzie, ale nie jest wszechwiedzący. Jest świadkiem, dla którego ta funkcja jest bardzo niewygodna.

Na czym polega jego bycie świadkiem?

Każdy, kto zdał maturę miał do czynienia z jakimś fragmentem tej powieści – najczęściej tym o magdalence, który opisuje pracę pamięci. Tyle tylko, że ten fragment może bardzo zafałszować rzeczywisty obraz powieści, bo odsyła do obrazów sentymentalnych. Dodatkowo Proust czytany w PRLu jawił się jako opowieść o lepszym świecie. Tymczasem ta powieść korzysta z mechanizmów pamięci, ale nie jest ani powieścią sentymentalną, ani opowieścią o lepszym świecie. Traktuje raczej o okropności świata, w którym się dzieje, a przy tym Proust jest bardzo złośliwym obserwatorem, bezlitosnym wobec siebie i innych. To rodzaj powieści krytycznej.

Czy koniec, który wyłania się z powieści Prousta jest zapowiedzią końców ogłaszanych dzisiaj?

Żyjemy w czasach po końcu złudzeń europejskich. W momencie, w którym bardzo stary projekt europejski się rozsypuje. Ten projekt był od zawsze projektem ekonomicznym, zachowującym jedynie pozory duchowości, które obecnie stały się nie do utrzymania. Zawsze żyje się w jakichś czasach i one są determinujące. Proust bardzo barometrycznie przepuścił przez siebie nastroje epoki, ale jednocześnie jego powieść powstała w kompletnej izolacji od świata. Taki dziwny rodzaj połknięcia czegoś i przetrawienia.

(…)

Fragment stanowi część wywiadu, który już niebawem ukaże się w papierowym wydaniu Res Publiki Nowej (3/2015).

 

Zdjęcie: Wikicommons

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa