Praski ikonoklazm

Ulica nie jest miejscem do eksponowania galeryjnych obrazów. Nie powinniśmy ich tam przenosić, by potem krzyczeć "hańba" gdy spotkają się z właściwą dla ulicy reakcją


W połowie marca media obiegła informacja o akcji francuskiego twórcy Juliena de Casabianca, który przyozdobił ulice warszawskiej Pragi fragmentami obrazów ze stołecznego Muzeum Narodowego – m.in. Anny Bilińskiej (Murzynka), Jacka Malczewskiego (Hamlet Polski) czy Aleksandra Gierymskiego (Stara Pomarańczarka).

Projekt Outings polega na naklejaniu na budynki wydruków przedstawiających postaci z uznanych dzieł malarskich. Sam de Casabianca naklejał już w wielu miastach (m.in. w Paryżu, Londynie, Barcelonie i Dijon), a nas swojej stronie zachęca do realizowania projektu w swoim mieście. Uliczna aktywność spotkała się w Polsce ze sporym zainteresowaniem. O projekcie, poza mediami lokalnymi, pisała m.in. „Gazeta Wyborcza”. W mediach społecznościowych akcja zrobiła dużą karierę.

Po dwóch dniach wydruki zostały zniszczone, co wywołało to poruszenie nie mniejsze niż akcja Casabianci. Oskarżano mieszkańców Pragi, których, zgodnie ze stereotypem, uznanych za troglodytów niezdolnych do docenienia sztuki. Inni uznali, że skandalem jest zniszczenie kanonicznych dzieł polskiej kultury – tak, jakby chodziło o oryginały, a nie o naklejki. Niektórzy próbowali zrozumieć prażan. Argumentowali, że mogli oni poczuć się poniżeni autorytarną strategią Juliena de Casabianca, która wytworzyła dystans, w którą nie zostali zaangażowani.

Prawdopodobieństwo prawdziwości obu tych interpretacji jest nie do oszacowania, natomiast łączy je stosunek do prażan traktowanych jako niegodnych sztuki z lewego brzegu. W rozmowie z magazynem Vice Casabianca mówi: Wierzyłem, że mieszkańcy kamienic nie są ignorantami, a o projekcie Outings nikt im po prostu nie wspomniał (…) Udało mi się znaleźć trzy kompletne naklejki i jedną zmasakrowaną. Żadna z nich się nie wyróżnia, są niepozorne i wtopione w niespokojną fakturę ukruszonych cegieł. Lokalsi przechodzili obok nich obojętnie. Może są lekko znudzeni kolejnymi niejasnymi działaniami artystycznymi na ich terytorium? Przechodni niechętnie wchodzili w dialog z pracami, ale większość przyznawała, że naklejki wyglądają dobrze (…).

Po kilku dniach miejski twórca powrócił na Pragę, by nakleić nowe prace.

Zapraszamy do księgarni

Trudno określić kto ma rację. Nawet jeśli zniszczenie naklejek nie było zorganizowaną blokadą ulicznej akcji, to nie da się wykluczyć, że niszczyciel – lub niszczyciele – byli mieszkańcami dzielnicy. Wówczas akt dewastacji przedstawień można uznać za przejaw współczesnego ikonoklazmu. Co więcej – można założyć, że w każdej części miasta wydarzyłoby się to samo. Takie ćwiczenie interpretacyjne wskazuje, że kontrowersyjność pomysłu Francuza nie tkwi w jego autorytarnym charakterze, ale w nieprzystawalności.

Ikonoklazm, termin pierwotnie odnoszący się do bizantyjskiego sporu o zakaz przedstawiania Boga i wizerunków, jest przez historyków sztuki odnoszony do działań niszczenia nie tylko wizerunków, ale również obrazów i dzieł będących nośnikami rozmaitych znaczeń.

Klasycznym przykładem tak rozumianego ikonoklazmu jest zniszczenie pracy Naziści Piotra Uklańskiego przez Daniela Olbrychskiego podczas wystawy w Zachęcie, które wynikało z dosłownego utożsamienia obrazu i jego negatywnego znaczenia.

Moc obrazu wynika z emocjonalnej więzi jaka łączy przedstawienie i odbiorcę. W czasach sprzed rozwoju kultury masowej siła obrazów zdawała się o wiele bardziej magiczna i miała związek z idolatrią czy  animizmem. Współcześnie, dzięki rozwojowi multimediów, obrazy są wszędzie, a ich władza, choć nieoczywista, może być paradoksalnie większa niż kiedyś.

Idąc tym tropem, można zobaczyć zniszczenie postaci z obrazów młodopolskich malarzy jako skutek ich nieprzystawalności do języka wizualnego praskiej przestrzeni. Naklejka-komunikat jest obca nie dlatego, że przedstawia fragment tzw. instytucjonalnej sztuki wysokiej, ale dlatego, że operuje środkami, które nie przynależą do kodu danego obszaru –  niszczy się je, ponieważ nie pasują. Klasyczne obrazy są dla Pragi jak bluźnierstwo od którego odwracamy oczy. Zniszczenie naklejek de Casabianci pokazuje coś jeszcze – że komuś ten obraz przeszkadzał na tyle, by zwrócić na niego uwagę i zaingerować.

Można się zastanawiać czy z podobną reakcją spotkałyby się wycinki z twórczości przedstawicieli polskiej awangardy – takich jak Władysław Strzemiński, Teresa Żarnowerówna czy Tadeusz Kantor. Być może lepiej wtopiłyby się w przestrzeń ze względu na swoją abstrakcyjną, dynamiczną i rozproszoną formę.

Ulica nie jest odpowiednim miejscem do eksponowania galeryjnych obrazów w spauperyzowanej formie afiszu. Nie powinniśmy ich tam przenosić, by potem krzyczeć „hańba!” gdy spotykają się z właściwą dla tej przestrzeni reakcją. Ulica nie wymaga instytucjonalnego szacunku.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa