Pracuj tak, jak ci płacą!
Nie ma powodu, dla którego „niewidzialna ręka rynku” nie może być dłonią pracownika drapiącego się po brzuchu.
W debacie o losie młodych pracowników cały impet poszedł w wysokość wynagrodzeń. Zastanawiając się, czy są one odpowiednio niskie, czy jednak za niskie, debatujący potraktowali pracę jako wartość stałą, a tylko płacę jako podlegającą zmianie. Niesłusznie, bo praca może dopasować się do płacy. Tę samą pracę można przecież wykonywać dobrze i z zaangażowaniem, albo po łebkach – byle jak.
Wątek jakości świadczonej pracy jest o tyle ważny, że pozwala potraktować wysokość wynagrodzenia jako komunikat pracodawcy dla pracownika. Niska pensja, konsekwentny brak podwyżki, zatrudnienie na umowie śmieciowej, brak szacunku dla godzin pracy – to są przecież formy komunikacji. Pracodawcy przelewami mówią młodym: „nie szanuję ani ciebie, ani twojej pracy. Od tego, czy wykonujesz ją dobrze, czy nie, nic nie zależy. Jeśli ci się nie podoba, możesz odejść – na twoje miejsce czeka dwadzieścia równie bezwartościowych osób”.
Polskie pensje są niskie nie tylko dlatego, że polscy pracodawcy nie szanują swoich pracowników. Pracodawcy mają sprzymierzeńca w państwie, które po pierwsze nie domaga się szanowania pracy swoich obywateli, a po drugie samo ma duże osiągnięcia w procederze traktowania pracownika jak zero. Najjaskrawszym przykładem jest oczywiście to, że prawo nie nakłada na instytucje rozpisujące przetargi obowiązku uwzględnienia kryterium przestrzegania prawa pracy przez podwykonawców. Efektem jest na przykład to, że korytarze sądów, budynków administracji i uniwersytetów sprzątają ludzie, których godność deptana jest głodowym wynagrodzeniem, śmieciową formą zatrudnienia i brakiem gwarancji elementarnego bezpieczeństwa.
Przykładów jest więcej. Polskie urzędy, z kancelariami prezydenta i premiera na czele, od lat ignorują obowiązek zatrudniania osób niepełnosprawnych. Płacą za to kary, ale – ręce opadają – innemu urzędowi. Politykom wygodniej pozostawić niepełnosprawnych na marginesie, a obywatelom i mediom pozwolić sarkać na „durnych urzędasów”, niż przyznać, że niepełnosprawni nikogo nie obchodzą, a urzędnicy ciężko i daremnie pracują na podstawie nielogicznego prawa, które produkują właśnie politycy.
Polska nie tylko pozwala, by nie szanowano w niej ani pracy, ani pracowników, ale wręcz bywa dumna z tego, że stała się rajem dla różnych wyzyskiwaczy. Świadczy o tym choćby fakt, że pozwala sobie wciskać w usta ich komunikaty: wiosną tego roku Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych nakręciła spot dla zagranicznych inwestorów, w którym jednym z najważniejszych argumentów na rzecz inwestowania w Polsce było to, że „produktywność polskiej siły roboczej rośnie szybciej niż płace. Dzięki temu koszty pracy są jednymi z najniższych w Europie”.
Szczęśliwie Polacy umieją godzić się z rzeczywistością. Janusz Głowacki w autobiografii wspomina, że jako lekarstwo na PRL matka cytowała mu Rilkego – „Kto mówi o zwycięstwie? Przetrwać, oto wszystko” – natomiast ojciec za dewizę życiową przyjął następujący wiersz:
Nie krytykuj, nie podskakuj,
siedź na dupie i przytakuj.
Nie przejmuj się swoją dolą,
bo i tak ci przypierdolą.
Nie przejmuj się swoją pracą,
bo i tak ci gówno płacą.
Za pięć czwarta kończ robotę,
Sraj na szefa, kładź kapotę.
Tak dożyjesz starczej renty
Nawet w dupę nie kopnięty.
Czytelnictwo w młodym pokoleniu upada, a lektura poezji leży kompletnie, dlatego warto przypominać te utwory, które pozwalają jakoś oswoić rzeczywistość polskiego kapitalizmu. Oczywiście z poprawką na to, że wobec dramatycznie niskich wskaźników urodzeń szanse dzisiejszych młodych na „starczą rentę” są właściwie żadne.
Duży, prawdziwy bunt jest w Polsce blokowany choćby przez uniemożliwiające strajk, śmieciowe formy zatrudnienia, łatwość emigracji i wysokie bezrobocie. Jednak ojciec Janusza Głowackiego swoją pamięcią do kiepskiej poezji pozwolił ocalić od zapomnienia myśl, że każdy pracownik ma zawsze do dyspozycji mały, prywatny bunt indywidualny.
Pracownik ma, innymi słowy, pełne prawo do oceny tego, jaką wartość przedstawia dla niego wykonywana praca. Wynagrodzenie nie musi być oczywiście tylko finansowe – formą osiąganego kapitału są również zdobywane doświadczenie, podnoszenie kwalifikacji zawodowych, dobra atmosfera w miejscu pracy itd. Pracownik może godzić się na niższą pensję w imię innych zysków – jednak koniec końców wynagrodzenie musi być również dla pracujących adekwatne do wykonywanej pracy.
W warunkach normalnego rynku pracy zmiennymi są pensja i czas pracy, którymi operuje się tak, by pracownik mógł angażować się w pracę i wykonywać ją dobrze. Niestety, te dwa czynniki nie zależą od pracownika, ale od państwa i pracodawców: dwóch grup z uporem godnym lepszej sprawy zatrzymujących Polskę w rzeczywistości śmieciowego kapitalizmu, w której praca jest nieszczęściem, a dawanie zatrudnienia prawem do nadużyć.
Pracownikowi pozostaje – gdy godne wynagrodzenie i poszanowanie czasu prywatnego są niemożliwe do wyegzekwowania, a zmiana miejsca pracy nie wchodzi w grę lub oznacza wymianę siekierki na kijek – dopasować swoją pracę do wynagrodzenia. Pracuj tak, jak ci płacą! To nie wezwanie do buntu – to prosta konsekwencja praw popytu i podaży.
2 komentarze “Pracuj tak, jak ci płacą!”