PORAYSKI-POMSTA: Powrót trzech królów
Magowie mogli przeczuć nachodzącą rewolucję i niejako zagwarantowali sobie miejsce w przyszłości. Niekoniecznie wyparli się przy tym własnej wiary
Święty Mateusz rozpoznał w nich mędrców Wschodu, którzy przybyli pokłonić się Jezusowi, zaś tysiąc lat później, odwiedziwszy Iran, Marco Polo pisał: „W Persji leży miasto Sawa, skąd wyruszyli trzej Magowie, udając się w drogę, aby Jezusowi Chrystusowi, gdy urodził się w Betlejem, hołd złożyć. W tym mieście pogrzebani są trzej Magowie w trzech wielkich i pięknych bardzo grobowcach. Jeden z nich nazywał się Baltazar, drugi Kacper, trzeci Melchior”[1]. Ze słów Świętego Mateusza nietrudno wyczytać przy tym, jak ogromnym zaszczytem była wizyta trzech królów-magów w skromnej betlejemskiej stajence. W owych czasach, magów, perskich kapłanów, okrywała tak wielka sława mędrców, filozofów, historyków, geografów, botaników, lekarzy i prawników, że niewielu mogło się z nimi równać. Powątpiewać można natomiast w sugestię pozostawioną przez Marco Polo w relacji z podróży, jakoby po powrocie do kraju, mędrcy ci stali się niejako naturalnie wyznawcami Chrystusa. Persowie nie mieli wówczas wielu powodów, by szukać inspiracji u innych narodów, zwłaszcza że nauki Nazareńczyka, które zaczął głosić trzydzieści lat od tamtego spotkania, nie były bardzo odległe od tych, które znali z ich własnej tradycji.
Ojczyzna magów
Ich Bóg był co najmniej tak stary, jak żydowski, a w chwili narodzin Jezusa, ich prorok Zaratustra, skończyłby ponad tysiąc lat. Ich religijny kanon mówił o sądzie ostatecznym i zmartwychwstaniu i od co najmniej dwóch tysiącleci odróżniali raj od piekła, a te od czyśćca, nieśmiertelną duszę od doczesnego ciała, dobrego, miłosiernego Boga, Pana Mądrości – Ahura Mazdę, od ich przeciwieństwa – złego ducha, Angra Manyu. Wiedzieli też, że Ahura Mazda stworzył człowieka, by przeciwdziałać złu, a wiec cały sens życia polega na wyzwalaniu się od mroku i podążaniu ku światłu. Wierzyli, że świat, w którym żyją, jest z natury dobry, a wszystko, co złe jest dziełem Angra Manyu.
Jeszcze starsza była ich wiedza na temat Stworzenia. Niebo, wody, ziemię stworzył Ahura Mazda, dzierżyciel odwiecznych praw. Na początku jednak Ziemia była pusta, a słońce, księżyc i gwiazdy widziały nad nią bez ruchu. Żyła na niej jedna roślina, jedno zwierzę i jeden człowiek, których pozabijał zły duch, wprowadzając świat w ruch. Wówczas siły dobra zjednoczyły się i pokonały Angra Manyu. Odtąd świat zapełnił się roślinnością, zwierzyną i ludźmi, lecz nic z tego nie mogłoby stać się bez ognia, który jest nasieniem wszystkiego co żywe. Ogień jest słońcem i płynie w żyłach zwierząt i ludzi, w ziemi, utrzymując korzenie roślin i źródła wody w cieple podczas mrozów. Ogień daje światło, które rozwiewa ciemności, a zatem przynosi oświecenie. Oświecenie rozjaśnia mroki niewiedzy, jest przeto zalążkiem mądrości. Mądrość z kolei pozwala poszukiwać sprawiedliwości i porządku. Dzięki płomieniowi odwieczne wartości i wiedza przekazywane są z pokolenia na pokolenie, a jego kontemplacja pozwala dotrzeć do wszystkich wartości. Są nimi poszukiwanie dojrzałości, doświadczenia, mądrości, pobożnego życia i czystości. Wartości te są immanentną częścią świata, a każda z nich ma swoje bezpośrednie przeciwieństwo.
Mówił Zaratustra
Kiedy żył i nauczał Zaratustra, dokładnie nie wiadomo. Zapewne w czasach, gdy ludzkość była jeszcze na wpół koczownicza. Datami nie zaprzątali sobie głowy starożytni mieszkańcy Iranu, ani też późniejszy wyznawcy Proroka. Dostępna wiedza pozwala natomiast datować jego życie między 1400 a 1000 rokiem przed naszą erą. Niewykluczone zatem, że Zaratustra był pierwszym prorokiem w dziejach ludzkości. Wiemy, że jego ojcem był niejaki Puruszaspa ze starożytnego rodu Spitamów, i że jego imię – Zaratustra, po grecku Zoroaster – tłumaczy się raz jako „ten, który dzierży złote światło”, innym razem jako „ten, który włada wielbłądami”, co w każdym wypadku jest mianem zaszczytnym. Miał przyjść na świat śmiejąc się – co przypomina opowieść o Izaaku – i od dziecka kształcony był do stanu kapłańskiego.
W wieku trzydziestu lat, jako dojrzały już kapłan, doznał oświecenia i po raz pierwszy stanął przed świetlistym obliczem Ahura Mazdy. Bóg nakazał mu głosić Jego Słowo pośród ludzi i wskazywać im ścieżkę prawowitego życia. A działo się to – nie inaczej, jak – w czasach chaosu i kryzysu wartości, gdy nadejścia Proroka wyczekiwano z utęsknieniem. Pozbawiona sprawiedliwości, zakłamana ludzkość, staczała się w mroki barbarzyństwa, rządziło nią prawo pięści, a religia stała się narzędziem wyzysku i władzy.
Widząc nadchodzący upadek, natchniony światłem Boga Zaratustra podjął wyzwanie. Wędrując nauczał, wskazując drogę odrodzenia poprzez mądrość, prawość, czystość. „Prawość jest największym ze wszystkich dóbr, promieniującym celem ziemskiego życia” – głosił (Y.27:14). Asza, czyli droga prawdy, zbawienia i doskonałości, wiedzie przez dobre myśli, dobre słowa i dobre uczynki. Człowiek szanować winien nie tylko bliźniego, lecz w ogóle wszystkie stworzenia. Zabijanie, nawet zwierząt ofiarnych, jest złem – wołał – nie wzbudzając entuzjazmu. Przeciwnie – wśród wyznawców i kapłanów starej aryjskiej wiary, jego słowa wywoływały niechęć, gniew, a nawet wrogość. Przez dziesięć lat wędrówki i nauczania zjednał sobie ledwie jednego ucznia, a gdy zaczęto nastawać na jego życie, musiał uciekać. Na obczyźnie spotkał królową, którą przekonał do głoszonej przez siebie prawdy. Gdy miał 45 lat, mąż królowej, król Wisztaspa, objął Zaratustrę protekcją i przyjął na swój dwór.
Odtąd nauki Zaratustry zataczać zaczęły coraz szersze kręgi, a zgodnie z tradycją zoroastryzm stał się religią państwową już w czasach króla Wisztaspy. Sam Zaratustra zginął w sędziwym wieku od ciosu jednego z zazdrosnych kapłanów, gdy zapewne jego słowa zaczynały już na poważnie zagrażać ich statusowi. Na pewno jednak gorliwymi wyznawcami Zaratustry, znacznie później, byli najwięksi władcy Persji – Dariusz Wielki, Kserkses i Cyrus – a po upadku ich dynastii Achemenidów, także kolejne królewskie rody: Partowie i Sasanidzi. W czasach największej świetności Persji, ale też i okresach kryzysu imperium, władcy hojnie wspierali zoroastryjskich kapłanów, ich świątynie i ich ciekawość prawdy. Przez setki lat zoroastryzm kwitł i dojrzewał. I jak wszystko co żyje, w końcu skostniał i zaczął przekwitać. Nie zdążył odrodzić się w kolejnym wcieleniu, bo świat budził się już wówczas do nowego życia z dala od prastarej Persji: w Europie, Palestynie i w Arabii.
Wzloty i wielka katastrofa
Pierwszy wielki cios zoroastryzmowi zadał Aleksander Wielki. W 330 r. p.n.e. zajął Persję, a następnie puścił z dymem Persepolis, prześwietną stolicę ufundowaną dwieście lat wcześniej przez Dariusza. W pożarze miasta spłonęły rękopisy gat, hymnów, o których mówi się, że spisał je sam Mistrz. Cios okazał się na tyle potężny, że z dwustu kolejnych lat nie pozostał żaden ślad kultu Ahura Mazdy. Dopiero po upadku Seuleucydów, gdy władzę po spadkobiercach Macedończyka przejęli Partowie, zoroastryzm wraz z Ahura Mazdą zwolna wracać jęły do królewskich łask. Jeszcze przez ponad 600 lat, zreformowana przez Zaratustrę wiara dawnych Ariów, była religią królów, możnych Imperium i ludu. Sasanidzi, którzy przejęli władzę od Partów, usankcjonowali hierarchiczne zależności, umacniając w ten sposób władzę swoją, jak też arystokratycznych rodów i kapłanów. Lecz w miarę upływu czasu, spokój władców coraz częściej mącili kolejni reformatorzy, rewolucjoniści i domniemani mesjasze, głosząc, o zgrozo, wyzwolenie, powszechne braterstwo i przyrodzoną równość wszystkich ludzi. Chrystus, Mani, Mahomet i wielu pomniejszych proroków wytyczali jeden po drugim ścieżkę, która zaprowadzić miała do obalenia starych porządków.
Niewiele jednak zapowiadało katastrofę roku 636, gdy Arabowie „w ciągu trzech lat unicestwili imperium przez wieki równe potęgą Rzymowi”[2]. Odtąd islam stał się religią państwową Persji i choć prawdą jest, że jak wszędzie tam gdzie władali muzułmanie, inne religie były tolerowane, nie ulega wątpliwości, że cały aparat państwowy zorganizowany był tak, by nawróceń było jak najwięcej. Tym jednak, co ostatecznie przeważyło o masowym przechodzeniu na islam była świeżość nowej religii, głoszącej równość i braterstwo, podczas gdy skostniały, rytualny i odarty już wówczas z esencji zoroastryzm konserwował w zasadzie tylko sztywne społeczne hierarchie. Schyłek wiary Zaratustry był nieuchronny, a mnożące się prześladowania i krwawe pogromy, zmusiły wyznawców do budowania wokół siebie i swojej religii coraz wyższych murów.
Dziś, mimo desperackich wysiłków, zoroastrianie coraz częściej czują się jak dinozaury skazane wymarcie. Pozostało ich niewielu, może w sumie sto tysięcy dusz rozsianych po całym świecie. Z Iranu uciekają przed niechęcią, a nawet prześladowaniami islamskich władz. W Indiach więcej ich umiera niż się rodzi. Na Zachodzie zdobywają wykształcenie i ich wspólnoty ulegają dezintegracji. Jeżeli nie zdarzy się cud, za kilkadziesiąt lat pozostanie po nich nic ponad mgliste wspomnienie.
Non omnino morietur
Może niezupełnie. Możliwe bowiem, że Marco Polo nie pomylił się, pisząc o nawróceniu się perskich posłańców. Na trzysta lat przed przyjęciem chrześcijaństwa przez pierwszy na świecie kraj, królestwo Armenii (301 r.), magowie mogli przeczuć nachodzącą rewolucję i niejako zagwarantowali sobie miejsce w przyszłości. Niekoniecznie wyparli się przy tym własnej wiary. Raczej mogli dostrzec w Mesjaszu godnego kontynuatora ich własnego Proroka, zdolnego podołać wyzwaniom nowych czasów, tak różnych od tych, w których żył ich Mistrz. Tym bardziej jest to prawdopodobne, że dla nich, jak i dla innych zoroastrian, sama osoba Zaratustry była i do dziś pozostaje sprawą drugorzędną. Liczą się wartości, a te przecież, są sobie bardzo bliskie. Składając pokłon Dziecięciu, magowie spodziewali się zapewne, że wiara ich przodków nie zniknie całkiem ani z serc, ani z tradycji, ani z symboliki, ani nawet z języka. Dla nas, ludzi, ogień pozostanie źródłem ciepła, światła, symbolem pamięci, synonimem energii. Piekło i raj nie przestaną kształtować naszej wyobraźni i systemu wartości. Wierzymy, że zło, jeśli nawet rozleje się po świecie, zostanie ostatecznie pokonane przez zjednoczone siły dobra. A zatem, jeśli nawet z powierzchni ziemi zniknie ostatni zoroastrianin, lecz żyć będą jeszcze ludzie z krwi i kości – co dziś już nie takie pewne – nasze postrzeganie reguł rządzących światem, tego co dobre i złe, światłe i ciemne, ulegnie co najwyżej niewielkim korektom i adaptacjom. W ten sposób po trzykroć tysiącletnie prawdy głoszone przez Zaratustrę trwać będą niewzruszone, niezależnie od imienia, pochodzenia i religii głoszącego.
Piotr Porayski-Pomsta – absolwent Instytutu Lingwistyki Stosowanej UW, tłumacz, prozaik, podróżnik. Autor powieści pt. „Oblężenie” (2010) i zbioru opowiadań pt. „Wycieczka” (2015), przekładu eseju prof. Raffaele Simone pt. „Łagodny potwór – dlaczego Zachód odchodzi od lewicy”. Na ukończeniu książka o podróżach po Etiopii pt. „Uciekając przed czasem”. Współpracuje z belgijskim „la Revue Nouvelle”, francuskimi pismami „L’Esprit” i „Le Débat” oraz „Krytyką Polityczną”
Na zdjęciu obraz Jamesa Tissot’a The Magi Journeying (Domena Publiczna)
[1] Marco Polo, Opisanie świata, tłum. Anna Ludwika Czerny, Warszawa 2010.
[2] Tamim Ansary, Destiny Disrupted, A History of the World Through Islamic Eyes, Nowy Jork 2009.