Polska-Rosja 2010: ocieplenie mimo wszystko
Ostatni rok był najdziwniejszym w stosunkach polsko-rosyjskich po 1991 roku. Pomimo katastrofy smoleńskiej, niejednoznacznych wyników śledztwa w sprawie wyjaśnienia jej przyczyn i rysujących się na tym tle sprzeczności między Warszawą i Moskwą trwa proces ocieplenia. […]
Jednym z najgłośniejszych medialnie wydarzeń w polskiej polityce zagranicznej w 2010 roku była wizyta prezydenta Dmitrija Miedwiediewa w Warszawie. W praktyce dyplomacji, bardziej niż w jakiejkolwiek innej, wizyta zagraniczna głowy państwa zawsze demonstruje dobre relacje lub nadzieję na ich poprawę, jest swoistą „nagrodą” dla państwa przyjmującego, ewentualnie wynika z perspektyw na zrobienie dobrego interesu. Oczywiście, inaczej jest w przypadku państw dla Rosji kluczowych, jak Stany Zjednoczone, Niemcy, Chiny czy Francja. Dla krajów mniejszych, słabszych i mniej istotnych wizyta prezydenta Rosji zawsze oznacza ich docenienie.
Wizyta Dmitrija Miedwiediewa w Warszawie była ważnym etapem w procesie poprawy relacji, zapoczątkowanym przez Rosję w 2009 roku niespodziewanym przyjazdem premiera Putina do Gdańska na obchody rocznicy wybuchu II wojny światowej. Inicjatywa poprawy relacji wyszła więc od strony rosyjskiej, ale spotkała się z zapotrzebowaniem nowego polskiego rządu powstałego po wyborach w końcu 2007 roku. Stało się już bowiem swoistym ceremoniałem, że po 1991 roku każdy nowy polski rząd jednym ze swoich głównych priorytetów w polityce zagranicznej deklarował dążenie do naprawy relacji z Rosją.
Po co Rosji Polska?
Wydaje się, że rosyjskie dążenie do poprawy relacji z Polską wynikło z dwóch głównych przyczyn. Po pierwsze, Moskwa chciała zneutralizować negatywny potencjał Polski szkodzenia interesom rosyjskim zarówno w UE, jak na obszarze WNP, co wynikało z pewnego docenienia możliwości Warszawy. W ostatnich latach okazało się, że dobre stosunki z Niemcami i Francją nie otwierają Rosji wszystkich drzwi w UE i że w niektórych sprawach głos Warszawy jest ważny. I lepiej go mieć po swojej stronie. Rację ma znany rosyjski ekspert Dmitrij Trenin, twierdząc, że w swojej polityce europejskiej Rosja „potrzebowała pragmatycznego polskiego partnera”. Można uzupełnić, że dotyczy to nie tylko polityki wobec UE, ale również poradzieckich państw europejskich.
Po drugie, Rosja zmieniła linię polityczną wobec Warszawy dla uwiarygodnienia na Zachodzie swojej deklarowanej rewizji polityki wewnętrznej i zagranicznej po objęciu władzy przez Dmitrija Miedwiediewa. Zgodnie z rosyjskimi oczekiwaniami wielu obserwatorów uznało „zwrot” w relacjach rosyjsko-polskich za swoisty wskaźnik realnych przemian w Rosji, w tym dowód na Miedwiediewowską modernizację, „destalinizację” polityki historycznej i zmianę w polityce zagranicznej. Problem jednak w tym, że żadnej prawdziwej modernizacji nie widać. Komentarze zagranicznych mediów można streścić krótko – „skoro Rosji udaje się ocieplić relację nawet z odwiecznym wrogiem, to musi być coś na rzeczy”. Rosjanie wykorzystali więc propagandowo stosunki z Polską, by pokazać „nową Rosję”, czego emisja filmu „Katyń” Andrzeja Wajdy w głównym kanale telewizji rosyjskiej – zauważona przez większość najważniejszych mediów i zinterpretowana jako znak rosyjskiej odwilży – jest najlepszym przykładem.
Ambiwalencja polityki rosyjskiej
Pozytywną retorykę w relacjach rosyjsko-polskich udało się utrzymać pomimo katastrofy smoleńskiej, pomimo trudnych i długotrwałych negocjacji gazowych. Pomimo utrzymania pewnego krytycyzmu polskiej dyplomacji wobec Moskwy, czego potwierdzeniem są choćby niedawne słowa ministra Sikorskiego, że „w technologii fałszowania wyborów Rosja jest bardziej zaawansowana od Białorusi”, czy uznania kilka miesięcy temu dwóch rosyjskich dyplomatów za personae non gratae. Dowodzi to, że obie strony są zdeterminowane w utrzymaniu „resetu” we wzajemnych stosunkach. Kluczowe jest jednak pytanie o trwałość polsko-rosyjskiego zbliżenia.
Głównym wyzwaniem na przyszłość z pewnością pozostanie śledztwo smoleńskie. Raport rosyjskiego MAK-u został przez premiera Donalda Tuska uznany za „nie do przyjęcia”, co niesie pytanie o praktyczne tego konsekwencje. W odpowiedzi prezydent Miedwiediew ostrzegł przed „polityzacją” śledztwa i skomentował, że reakcja polskiego premiera „wynika z emocji” i „jest reakcją na sytuację wewnętrzną w Polsce”. Podobna wypowiedź głowy państwa rosyjskiego nie wróży najlepiej i można z niej wyczytać, że Rosjanie będę próbowali narzucić swoją interpretację katastrofy pod Smoleńskiem. Ponad wszelką wątpliwość pełne wyjaśnienie jego przyczyn będzie najważniejszym testem dla przyszłości stosunków polsko-rosyjskich i groźną miną mogącą poważnie je zdestabilizować.
Kolejna kluczowa sprawa to – niezmiennie od lat – historia. Zaskakujące, że pomimo deklarowanej odwilży w relacjach wzajemnych trudno jest mówić o realnym przełomie w wyjaśnianiu problemów historycznych, w tym głównie zbrodni katyńskiej. Polskie oczekiwania odtajnienia wszystkich dokumentów ze śledztwa katyńskiego i rehabilitacji polskich oficerów wciąż pozostają niezrealizowane. W przededniu wizyty prezydenta Miedwiediewa rosyjska Duma przyjęła wprawdzie rezolucję „O tragedii katyńskiej i jej ofiarach”, w której uznała odpowiedzialność kierownictwa radzieckiego ze Stalinem na czele. Dokument ma jednak znaczenie wyłącznie symboliczne i nie niesie żadnych praktycznych skutków. Do Polski trafiły kolejne akta tomów rosyjskiego śledztwa katyńskiego, ale znaczna ich część z niewiadomych powodów wciąż pozostaje utajniona. Przy tym skandalem trzeba nazwać stanowisko prokuratury rosyjskiej wobec sprawy katyńskiej toczącej się na wniosek rodzin katyńskich przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu. Bo jak inaczej nazwać sformułowania oficjalnej instytucji rosyjskiej o „zaginionych oficerach” w wyniku „wydarzeń katyńskich”?
Katyń wciąż pozostaje miernikiem rzeczywistym działań rosyjskich i pokazuje rozbieżność między rosyjskimi deklaracjami politycznymi a działaniami praktycznymi. W ocenie profesora Włodzimierza Marciniaka, członka Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych, „historycy polscy i rosyjscy właściwie już się w kwestii zbrodni katyńskiej nie różnią, co jednak nie wpływa na działania państwa rosyjskiego”. Powraca zatem pytanie, skąd ta schizofreniczna ambiwalencja w działaniach rosyjskich? Tym bardziej, że Polska ustami swojego premiera deklaruje, że „Rosja nie uzyska swoich celów politycznych, jak zbliżenie z NATO czy zbliżenie z UE, bez wyjaśnienia sprawy Katynia” oraz że „kwestia katyńska jest papierkiem lakmusowym na przyzwoitość państwa rosyjskiego”.
Katalog spraw wciąż różniących Polskę i Rosję można jeszcze rozszerzyć np. o konflikt interesów w kwestii przyszłości Białorusi, Ukrainy, Mołdawii, czy sporne kwestie bezpieczeństwa europejskiego i energetyki. Z pewnością będą one w najbliższej przyszłości powracać, niosąc pytanie, na ile trwałe jest polsko-rosyjskie zbliżenie, które stało się chyba jednym z najbardziej zaskakujących wydarzeń w polityce europejskiej w ubiegłym roku.
Tekst został ukończony przed publikacją raportu MAK.