Polska ochlokracja

Głosy młodych ludzi w wyborach prezydenckich przypominają o zwyrodniałej formie demokracji, w której władzę zamiast obywateli sprawuje rozemocjonowany tłum


Na łamach Gazety Wyborczej nie słabną rozważania o głosach młodych wyborców, które przyczyniły się do zwycięstwa Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich. Waldemar Kumór pisząc o Młodych, naiwnych i bez obciachu uważa, że młodzi Polacy to grupa nieoczytanych, niedouczonych zgrywusów, którzy wybory na najwyższy urząd w Państwie traktują jak wydarzenie na Facebooku. Tekst nie pozostawił suchej nitki na tzw. młodym wyborcy. Na zamieszczone wezwanie do dyskusji, a może zważywszy na ton – wyzwanie – odpowiedział Sebastian Klauziński. Opisuje on grupę ludzi w wieku od 20 do 30 lat, do której sam się zalicza i apeluje do starszych komentatorów Zacznijcie z nami rozmawiać, to się dowiecie, czemu jesteśmy wkurzeni.

Konflikt pokoleniowy, który obserwujemy w kontekście tegorocznych wyborów prezydenckich, bywa diagnozowany jako spór między pokoleniem internetu i pokoleniem telewizji. Choć sama zaliczam się do pokolenia dzisiejszych dwudziestolatków, to trudno mi się zgodzić z oceną Klauzińskiego. Nie rozumiem postawy, w której emocje biorą górę i dyktują wybory pod hasłem „zróbmy na złość rządzącym, bo nie traktują nas poważnie”. Klauziński punktuje kampanię Bronisława Komorowskiego i podkreśla, że jej autorzy zapomnieli o użytkownikach sieci, a młodych ludzi chcieli zachęcić anegdotami starego wujka na imieninach, który opowiada, jak to się kiedyś uciekało przed milicją. To wszystko prawda i nie jestem skłonna bronić kampanii Komorowskiego, która aż do drugiej tury była narcystyczną pochwałą dotychczasowych rządów, a w kolejnym rozdaniu żałosną, beznadziejną próbą zawalczenia o głosy elektoratu Pawła Kukiza. Nie ma racji także Kumór, który traktuje młodych Polaków jak żartownisiów, nie odróżniających wyborów na prezydenta kraju od ankiety na Facebooku. Pomimo to słusznie zauważa, że są naiwni i nie widzą konsekwencji. Tutaj leży sedno problemu.

Klauziński, krytykując kampanię Komorowskiego, zauważa: Z drugiej strony młodzi ludzie mieli Andrzeja Dudę, który z podwiniętymi rękawami koszuli rozdawał kawę pod stacją metra. Myślę, że wielu z nas miało gdzieś programy wyborcze i polityczny rodowód. Młodzi chcieli po prostu mieć fajnego prezydenta, trochę na wzór Baracka Obamy. Sęk w tym, że prezydent elekt Andrzej Duda ani trochę nie przypomina amerykańskiego prezydenta i to, co proponuje zdaje się być średnio „fajne” dla młodych ludzi. Jednak aby móc to ocenić, nie można lekceważyć programu wyborczego. Trzeba rozumieć, że oddanie głosu na kandydata opozycyjnego nie oznacza tylko pokazania środkowego palca urzędującej władzy. To także konkretne wskazanie kierunku politycznego, jakim ma kroczyć Polska. To perspektywa zgody na poniesienie kosztów obniżenia wieku emerytalnego, przyzwolenie na utopienie milionów złotych w kolejnej instytucji dbającej o polską politykę historyczną i rozliczenia z przeszłością oraz dość konkretna wizja rodziny, małżeństwa i ustaw obyczajowych, np. tej dotyczącej in vitro. Oddanie głosu to powierzenie władzy konkretnemu człowiekowi o sprecyzowanych poglądach i klasie politycznej, która pozwala przedstawiać obietnice wyborcze o horrendalnej wartości rzędu kilkuset miliardów złotych (mniej więcej równowartość drugiego budżetu Polski). Obietnice trudne do spełnienia, ponieważ w większości leżące poza uprawnieniami, jakimi dysponuje prezydent.

Co mnie obchodzą JOW-y, kiedy nie wiem, czy za miesiąc będę jeszcze pracował? – pyta Klauziński. Mam ochotę zapytać, dlaczego w takim razie obchodzi go jego czynne prawo wyborcze, skoro zupełnie nie interesują go konsekwencje jego wyborów? Komentatorzy, w większości reprezentujący pokolenie również moich rodziców, zamiast lamentować nad naiwnością młodzieży powinni uderzyć się w piersi i zastanowić, czy przez ostatnie kilkanaście lat aktywnie kształtowali świadomość polityczną swoich dzieci? Wątpię. Młodzi ludzie, którzy kilka lat temu opuścili szkolne lub uniwersyteckie mury, mają niewielką wiedzę o tym jak działa państwo. Ponieważ nie potrafią oceniać programów politycznych poszczególnych kandydatów, mogą wybierać tylko między ogólną postawą jednego lub drugiego. Kumór bezlitośnie podkreśla, że młodzi wyborcy mało potrafią, mało czytają, nie kojarzą i nie analizują. Tak bywa, ale może warto się zastanowić, jak wyglądał szacunek do demokracji i edukacja obywatelska w ciągu osławionych 26 lat wolnej Polski, skoro w tym czasie udało się wychować ćwierć-obywateli, których trudno nazwać świadomymi wyborcami. Skutkiem tego są wybory prezydenckie, przypominające raczej ochlokrację niż demokrację.

 Foto: http://pixabay.com/pl/users/HebiPics-422737/

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

2 komentarze “Polska ochlokracja”

  1. Dzięki za tekst, bardzo trafny, a ostatni akapit bolesny. Moja świadomość polityczna zaczęła się kształtować ok. 3./4. roku studiów głównie dzięki b. aktywnemu środowisku młodych, w którym się obracam. Telewizyjnej papki, z jaką spotykałam się w domu, nie można nazwać polityką. Niestety uważam, że to wciąż pozostaje totalny margines młodzieży, i to młodzieży (młodych dorosłych) niemal wyłącznie uniwersyteckiej, choć mam szczerą nadzieję, że w kilku największych miastach w kraju.
    Zaniedbano uczenie nas (o) demokracji, co sprawia, że częstonie znamy swoich uprawnień. Stąd m.in. akcja „Studiuję – Głosuję”, która ma zachęcić studentów do oddania głosu w miejscu zamieszkania (zamiast w ogóle lub choćby w wyborach na prezydenta miasta). Ale nawet wśród środowisk uniwersyteckich nie jest to wcale taka vzęsta postawa.

    Odpowiedz
  2. Pani Oliwio, bardzo mądry i dojrzały tekst. Podsyłam go dalej moim kolegom 🙂 (może w końcu zrozumieją…)

    Odpowiedz

Skomentuj

Res Publica Nowa