Polska–Niemcy: Dobry bilans, niepewna przyszłość
O przyszłości relacji gospodarczych w postpandemicznym świecie trzeba mówić ostrożnie: wyzwań i problemów jest przynajmniej tyle, co powodów do optymizmu.
Ostatnie dekady przyniosły spektakularny rozwój współpracy gospodarczej między Polską a Niemcami. Oba kraje wykorzystały potencjał ekonomiczny sąsiedztwa oraz dobrą koniunkturę w otoczeniu międzynarodowym.
Okrągła rocznica podpisania traktatu o dobrym sąsiedztwie między Polską a Niemcami nie doczekała się jednak hucznych obchodów. W dużym stopniu zdecydowały o tym niezbyt dobre relacje polityczne obciążone problemem Nord Stream 2 oraz narastający spór wokół praworządności. O wiele więcej powodów do świętowania dostarczyła sfera gospodarki. W 2020 r. – pomimo pandemii wzajemna wymiana przekroczyła 123 mld euro – więcej niż w przypadku handlu Niemiec z Włochami i Wielką Brytanią. Co więcej, w imporcie polska gospodarka stała się dla niemieckiej ważniejsza niż francuska – dużo większa i zamożniejsza. Dane z pierwszego półrocza 2021 r. potwierdzają, że nie było to jednorazowe, statystyczne odchylenie. Można zaryzykować twierdzenie, że to właśnie współpraca gospodarcza, a nie polityczna, jest największą zdobyczą ostatniego trzydziestolecia.
Źródła sukcesu
Warto podkreślić to tym bardziej, że w 1989 r. mało kto wyobrażał sobie tak ścisłe więzi ekonomiczne. Polska – z hiperinflacją, upadającym przemysłem ciężkim i ogromnym zadłużeniem zagranicznym – nie wyglądała na kandydata na kluczowego partnera gospodarczego w regionie. Wymiana handlowa zaczęła się od skromnych 7,5 mld euro obrotów w 1990 r. Duże inwestycje bezpośrednie pozostawały w sferze marzeń: niemieckie firmy nie chciały angażować się w kraju de facto odciętym od rynków finansowych.
Co zdecydowało, że w kolejnych latach relacje zaczęły kwitnąć? Na pewno pomógł szybki wzrost gospodarczy w Polsce po 1992 r.: modernizująca się gospodarka potrzebowała niemieckich dóbr przemysłowych. Poza tym firmy, odcięte od wschodnich rynków i subwencji, zaczęły szukać nowych rynków zbytu – najbliżej było za Odrą. Również niemiecki biznes zwracał się ku Polsce. Duży rynek zbytu, dysponujący niedrogą i dobrze wykształconą siłą roboczą, skuteczna walka z inflacją i coraz bliższa perspektywa integracji z UE, zachęcały do budowania fabryk i przenoszenia produkcji. Nie chodziło przy tym o lokalną ekspansję: dla wielu koncernów z RFN polscy poddostawcy stali się ważnym elementem w budowaniu pozycji na rynkach globalnych. W ten sposób zaczął powstawać bardzo efektywny, przemysłowy kluster.
Jego rozwojowi nie zaszkodziły nawet kryzysy – ba, czasem nawet mu pomagały. Załamanie gospodarki europejskiej w 2009 r. zmusiło niemieckie firmy do obniżania kosztów. W efekcie jeszcze bardziej zainteresowały się wschodnim sąsiadem, przenosząc miejsca pracy z pogrążonego w depresji południa. Trudno też zauważyć, by ostatni kryzys pandemiczny wyraźnie zaszkodził relacjom gospodarczym Polski i Niemiec.
Cienie asymetrii
Warto jednak podkreślić, że nie wszyscy uznają je za historię sukcesu. Najostrzejsi krytycy skarżą się wręcz na quasi kolonialną zależność mniejszej i słabiej rozwiniętej Polski od największej gospodarki UE. Głównym argumentem jest asymetria kapitałowa, którą widać po zestawieniu kwot niemieckich inwestycji bezpośrednich w Polsce – 35 mld euro – z polskimi w Niemczech – ledwie 1,5 mld euro. Brak równowagi widać także w sferze innowacyjności. Polski eksport do Niemiec to częściej półprodukty niż gotowe dobra z własną marką, co zresztą wynika w dużej mierze z charakterów inwestycji niemieckich koncernów w naszej gospodarce.
Czy można to zmienić? Polskie firmy – ale też i państwo – musiałyby podnieść poziom inwestycji, które pozostają w ostatnich latach na niepokojąco niskim poziomie niecałych 17 proc. PKB (2020). Niemcy, będąc gospodarką wielokrotnie większą, inwestują ponad 20 proc. PKB. Co więcej, wydatki w Polsce musiałaby zostać przeznaczone na badania i rozwój, a nie na stosunkowo proste projekty infrastrukturalne. Ograniczaniu asymetrii sprzyjałyby również bilateralna współpraca w sferze technologii. Jej wyspy już istnieją w postaci projektów w ramach Sieci Badawczej Łukasiewicz czy centrów Franuhofer, ale potrzeby są znacznie większe. O tym, że Polska nie jest skazana na wieczną asymetrię świadczy choćby sektor gamingowy, który – co podkreślają często sami Niemcy – jest lepiej rozwinięty niż w RFN.
Wyzwania na przyszłość
Czy polsko-niemiecki „cud gospodarczy” ma szanse na kontynuację? Niezła kondycja, w jakiej obydwie gospodarki przeszły przez pandemiczny kryzys może nastrajać optymistycznie. Trzeba jednak pamiętać, że po obydwu stronach Odry piętrzą się wyzwania. Polska i Niemcy będą zmagać się w kolejnych latach z coraz poważniejszym problemem demograficznym i brakiem rąk do pracy, co może stać się istotnym hamulcem wzrostu. Ponadto, rosnąca restrykcyjność regulacji ekologicznych w RFN będzie w coraz większym stopniu utrudniać dostęp do niemieckiego rynku polskim firmom, których produkcja jeszcze długo będzie oparta na energii z węgla.
Sporo znaków zapytania dla przyszłości powiązań gospodarczych Polski i Niemiec niosą ze sobą zmiany w globalizacji. Postpandemiczne problemy z dostawami mogą skłonić niektóre koncerny do przeniesienia produkcji do Europy. Dla nich Polska może być atrakcyjną lokalizacją ze względu na udział we wspólnym rynku UE i niższe koszty – co jest bez wątpienia szansą. Ostatecznie jednak atrakcyjniejsze mogą stać się inne, tańsze kraje, a nawet wschodnie Niemcy, jeśli na szeroką skalę zacznie się budować „ciemne fabryki” – zrobotyzowane, zarządzane przez AI, wymagające o wiele mniej pracowników.
Nie wiadomo też, czy globalna gospodarka nie zostanie zdezorganizowana przez tendencje protekcjonistyczne i konflikty handlowe, które nasiliły się za prezydentury Donalda Trumpa. Niemiecka gospodarka – której eksport to równowartość prawie 45 proc. PKB – jest szczególnie narażona na skutki takiego scenariusza. Wraz z nią jednak ucierpieliby również polscy poddostawcy zintegrowani w łańcuchy dostaw. Po wyborze Joe Bidena na prezydenta USA widmo wojen handlowych między USA a Europą nieco się oddaliło. Pozostał jednak dużo poważniejszy problem konfliktu amerykańsko-chińskiego, który może doprowadzić do podziału globalnej gospodarki na rywalizujące ze sobą bloki bez pardonu sięgające po protekcjonistyczne narzędzia.
Kolejnym wyzwaniem dla wzajemnych relacji gospodarczych będzie kierunek rozwoju integracji europejskiej. Dla rządów Angeli Merkel priorytetem było utrzymanie spójności Unii – w szczególności wspólnego rynku. Oznaczało to politykę zmiękczania podziałów oraz wyciszanie sporów politycznych.
Nowy rząd RFN może zmienić kurs i np. ostrzej krytykować Polskę w sporze o praworządność. Kluczowe znaczenie miałoby jednak zwrócenie się Niemiec ku pogłębieniu współpracy w strefie euro. Oznaczałoby ono np. wprowadzenie wspólnego ubezpieczenia depozytów bankowych, nowe reguły fiskalne czy stopniowe przechodzenie do unii fiskalnej. W takim scenariuszu „postmerkelowe” Niemcy mogą w większym stopniu akceptować zróżnicowanie integracji i tworzenie osobnych reguł dla „rdzenia” i „kręgów” UE. Istnieje ryzyko, że w dłuższym okresie przełoży się to na mniejszą spójność wspólnego rynku UE i stagnację, a może nawet rozluźnienie, więzi gospodarczych między Polską a Niemcami. W tym skrajnie negatywnym – i oby niespełnionym scenariuszu – kryłby się pewien paradoks: tak jak rozwój integracji rozpędził nasz relacje gospodarcze, tak samo mógłby je osłabić.
Fot. Marius Serban / Unsplash.