Paryż pali czarownicę
Skandal wokół książki Valérie Trierwelier, byłej partnerki François Hollande’a, pokazuje, że francuski świat polityki, pod przykrywką równouprawnienia i postępu, nadal tkwi w maczystowskim betonie. Czy parytety i kobiety na wysokich stanowiskach pełnią tylko rolę fasadową? […]
Skandal wokół książki Valérie Trierwelier, byłej partnerki François Hollande’a, pokazuje, że francuski świat polityki, pod przykrywką równouprawnienia i postępu, nadal tkwi w maczystowskim betonie. Czy parytety i kobiety na wysokich stanowiskach pełnią tylko rolę fasadową?
Ewelina Chwiejda
Książka Valérie Trierweiler Merci pour ce moment (Dziękuję za ten moment) to osobista relacja prywatnego i politycznego życia pierwszej pary Republiki oraz wydarzeń po głośnym rozstaniu na początku roku. Książka stała się najczęściej komentowaną pozycją jesiennego sezonu literackiego we Francji – niemal wszystkie media, od prasy po telewizję, zgodnie okrzyknęły publikację „haniebnym piśmidłem”, podyktowanym prymitywną chęcią zemsty i pogrążenia, i tak już nielubianego przez Francuzów prezydenta, lub, co gorsza, zwykłą chęcią zysku.
Nic nie sprzedaje się lepiej, niż skandal, a Trierwelier i Hollande rozstali się po szokującej, nawet jak na współczesne medialne standardy, publikacji brukowca Closer, który upublicznił zdjęcia zamaskowanego prezydenta przemykającego do mieszkania kochanki.
W ciągu pierwszego dnia sprzedaży rozeszło się 15 tysięcy egzemplarzy książki Trierweiler, co trzykrotnie przebiło ostatni rekord, należący do 50 twarzy Greya. Nakład 200 tysięcy sztuk sprzedał się w kilka dni, mimo, że część paryskich księgarń, również tych, którym nic nie przeszkadzało sprzedawać miałką literaturę, taką jak bestsellerowy cykl E. L. James, ostentacyjnie wywiesiło kartki z informacją, że nie zamierzają przyczyniać się do promowania i wzbogacania się pani Trierwelier.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że spora część gorliwych krytyków po prostu nie przeczytała książki, bo nie można czytaniem nazwać gorączkowego przerzucania kartek przy okazji porannego briefingu. Medialna burza wokół „popłuczyn”, jak rozmaici komentatorzy określają Merci pour ce moment, opiera się na kilku pikantnych, wyjętych z kontekstu cytatach. Najbardziej znany odnosi się do pogardliwego stosunku prezydenta do ubogich, określonych ponoć przez Hollande’a w prywatnej wypowiedzi „ludźmi bez zębów”, co ma być opisem tej części społeczeństwa, która jest tak biedna, że nie jest w stanie zapewnić sobie odpowiedniej opieki dentystycznej.

Zmasowana krytyka wymierzona w Trierwelier płynęła ze wszystkich stron politycznego spektrum i z ust niemal wszystkich komentatorów życia politycznego i społecznego. Również kobiety były wobec byłej pierwszej damy bezlitosne, powielając twardy język mężczyzn kpiących ze „zdesperowanej”, „histerycznej”, „żądnej zemsty” byłej pierwszej damy Francji.
Dziennikarka Léa Salamé w popularnym programie On n’est pas couché, bez oporów rzuciła, że „oniemiała” po publikacji Valérie Trierwelier, którą prezydent porzucił za pomocą komunikatu złożonego z osiemnastu słów, podczas gdy Trierwelier potrzebowała aż trzystu dwudziestu stron, żeby się z niego otrząsnąć. „Na szczęście nie wszyscy rogacze piszą książki, inaczej zabrakłoby drzew”, złośliwie dodała na koniec.
Razi ta otwarta pogarda jednej kobiety wobec drugiej – która jest obiektem ataku ze strony ciągle mocno zmaskulinizowanego świata polityki. Szokuje milczenie środowisk feministycznych. Sytuacja przypomina wydanie wyroku bez procesu – nikt nie słucha argumentów oskarżonej, nie ma żadnego obrońcy, jedynie stado oskarżycieli zdeterminowanych aby spalić „czarownicę” na medialnym stosie.
Tymczasem w Merci pour ce moment jest coś ciekawszego i znacznie ważniejszego od publicznego, nieeleganckiego prania brudów prezydenckiej alkowy. To również, a może przede wszystkim, książka ukazująca kulisy wielkiej polityki, widziane oczami kobiety będącej i w centrum, i, paradoksalnie, ciągle stojącej na uboczu. Treiweiler nieustannie powraca do wspomnienia uroczystości państwowych, podczas których były partner pozostawiał ją w tyle – jako pierwszą damę „bez paszportu”. Konkubinę, nie żonę.
Słowem-kluczem, które pada w książce najczęściej, jest légitimité. Wszystko rozgrywa się wokół kwestii „prawowitości”. W Merci pour ce moment przewija się wątek poczucia bycia – i nie bycia – „na właściwym miejscu”. Trierwelier to kobieta z niższych sfer u boku polityka z lekarskiej rodziny. Nowa partnerka, która przychodzi na miejsce Ségolène Royal – silnej osobowości politycznej, byłej kandydatki na stanowisko prezydenta, matki czwórki dzieci Hollande’a. Wreszcie, jako pierwsza w historii Francji kobieta, objęła funkcję pierwszej damy nie będąc małżonką prezydenta, co oznaczało dla niej przymus udowadniania prawa do obecności w Pałacu Elizejskim.
Można się oburzać, że autorka wyjawia intymne detale dotyczące jej życia z prezydentem. Można się też zżymać, że bywa zbyt ckliwa lub, żenie omieszkała podkoloryzować niektórych fragmentów. Nie można jednak zaprzeczyć, iż przywoływane przez nią historie wiele mówią o kondycji współczesnej władzy w świecie zachodnim oraz o tym, jaką rolę odgrywają w niej relacje damsko-męskie.
François Hollande i jego otoczenie od początku dają do zrozumienia Trierweiler – która, aby uniknąć konfliktu interesów, poświęciła dla partnera długoletnią karierę dziennikarki politycznej – że pierwsza dama to, przede wszystkim, dekoracja urzędu głowy państwa. Dekoracja, od której bardzo wiele się oczekuje. Nie może być zatem „brzydka” (we wszystkich wymiarach tego słowa), ale nie może też zbyt rzucać się w oczy. Hollande strofuje swoją partnerkę zarówno z powodu skandalizującego tweetu politycznego, jak i z powodu zbyt śmiałej, jego zdaniem, kreacji, rzucając suche i nieznoszące sprzeciwu „Idź się przebrać!”. Innym przykładem ilustrującym pozycję kobiety we francuskiej polityce były negocjacje przy pospiesznym formułowaniu rządu:
„Pozwalam sobie zaproponować tylko jedno nazwisko [kandydatki], które nie przejdzie. Chodzi o Valérie Toranian, dyrektorkę magazynu „Elle” na stanowisko minister praw kobiet. Słabo ją znam, ale uważam, że jej kandydatura miałaby sens (…).
François odpowiada: „Nie mogę tego zrobić Giesbert’owi” [Franz-Olivier Giesbert, dyrektor magazynu „Point” jest partnerem Valérie Toranian]. W przekonaniu François, który zna problem z własnego doświadczenia, F.-O. G nieuchronnie odebrałby nominację jego partnerki jako osobisty afront. Solidarność macho.
Wspomnienia Trierweiler to wyznanie kobiety zranionej, publicznie poniżonej, chwytającej się również obrony przez atak. Nie ma co ukrywać, że nie jest to dobra literatura. Warto jednak po nią sięgnąć, ponieważ przy odrobinie wnikliwości pod warstwą skandalizującego materiału można dojrzeć ciemną stronę władzy, nadal zdominowaną przez męski punkt widzenia.
W zeszłym tygodniu w Wielkiej Brytanii ukazało się angielskie tłumaczenie Merci pour ce moment. Wydawnictwo i media informują, że trwa proces przekładu na dziesięć kolejnych języków, w tym polski.