Palec anarchisty

Na początku marca w Poznaniu wiele kontrowersji wzbudził plakat przygotowany przez anarchistów krytykujący pomysł stawiania socjalnych kontenerów. Zestawiono w nim fragment kontenerowej zabudowy i napis „Bieda marsz do kontenera”, swym kształtem nawiązujący do bramy obozu […]


Na początku marca w Poznaniu wiele kontrowersji wzbudził plakat przygotowany przez anarchistów krytykujący pomysł stawiania socjalnych kontenerów. Zestawiono w nim fragment kontenerowej zabudowy i napis „Bieda marsz do kontenera”, swym kształtem nawiązujący do bramy obozu koncentracyjnego Auschwitz. Socjalne kontenery to pomysł na miarę obozów koncentracyjnych – oto przesłanie plakatu.

Przeciwnicy plakatu, a są wśród nich także przedstawiciele Gminy Żydowskiej w Poznaniu, uważają, że łączenie symboliki Holokaustu z krytyką miejskiej inicjatywy jest profanacją. Holokaust i związane z nim symbole są wyjątkowe, święte i nie powinny stać się narzędziem doraźnej publicystyki.

Obrońcy plakatu mówią, że odniesienia do napisu z Auschwitz pojawiały się wielokrotnie w sztuce współczesnej, więc anarchiści także mogą się nim posłużyć. Pomińmy ten argument, oparty na błędnym założeniu, że skoro inni coś robią, to i ja jestem usprawiedliwiony i przejdźmy do kolejnego. Anarchiści sięgnęli świadomie po bulwersujące zestawienie, żeby zwrócić uwagę na ważny problem. Ich plakat jest jak palec, który wskazuje na skandaliczną politykę miasta. Dyskusja na temat plakatu jest więc tematem zastępczym. Zamiast czepiać się jego, powinniśmy się skupić na sprawie socjalnych kontenerów. (Mikołaj Iwański, Rafał Jakubowicz, Putzen machen!)

Pod prąd zarzutów i oskarżeń

Mam wątpliwości, czy plakat jest tylko „palcem” wskazującym na problem. Ale na razie zostawię je na boku i pójdę w kierunku wskazanym przez ów „palec”. Sięgam po teksty zamieszczane na serwisie anarchistycznym www.rozbrat.org, by dowiedzieć się, co takiego jest w socjalnych kontenerach, że aż zestawiono je z symbolami nazistowskiego bestialstwa. W tekstach roi się od oskarżeń – socjalne kontenery to przejaw totalitarnego myślenia, to kolejny etap czyszczenia miasta, które kojarzy się oczywiście z faszyzmem, socjalne kontenery to widmo Oświęcimia etc. Czytanie tych tekstów przypomina wytrwałe łowienie konkretów zatopionych w mętnej wodzie nieustannych zarzutów i oskarżeń. Efekt jest taki, że poławiacz szybko się męczy, przestaje myśleć i wtedy zaczyna płynąć z prądem.

Spróbujmy jednak mimo wszystko iść pod prąd.

Podstawowe nasuwające się pytanie brzmi: dla kogo kontenery są przeznaczone?Pomysłodawcy kontenerów (władze Poznania) twierdzą, że przeznaczone są dla osób, które nie tylko uporczywie nie płacą czynszu (co skutkuje wyrokiem eksmisji), lecz także demolują swoje mieszkania; dla osób, które są uciążliwe dla sąsiadów. Kontener ma być nie tylko mieszkaniową alternatywą zapobiegającą wyrzuceniu takich „osobników” na bruk, ale też rodzajem straszaka. Trudno się nie zgodzić z takim rozumowaniem. Dlaczego osoba, która nie tylko żyje na koszt danej wspólnoty, ale też nie szanuje jej i jest wobec niej agresywna, nie powinna zostać eksmitowana?

Zsyłka czy eksmisja?

A jednak taki sposób myślenia zostaje poddany krytyce. Przeciwko eksmitowaniu do kontenerów osób uciążliwych dla swego otoczenia opowiedział się Tomasz Sadowski, szef fundacji Barka, zajmującej się pomocą bezdomnym i bezrobotnym. (Nie zsyłać do kontenerów, rozmawiali Maria Bielicka, Michał Wybieralski, Gazeta Wyborcza Poznań). Na pytanie, czy kontener nie jest dobrym rozwiązaniem, gdy obok nas mieszka sąsiad alkoholik, który wszczyna awantury, dewastuje klatkę schodową, nie pozwala nam spokojnie żyć, Sadowski odpowiada:

Najlepiej iść do swojego sąsiada, spróbować z nim porozmawiać, dogadać się. Ale wielu z nas tego nie potrafi, bo jesteśmy bardzo podzielonym społeczeństwem. Trzeba pamiętać, że ten awanturujący się alkoholik to osoba rozjuszona, której nikt nie szanuje, więc i ona nie szanuje swoich sąsiadów i otoczenia. […] Zrozumiałe jest, że chcemy się pozbyć problemu zza ściany, ale nam też powinno zależeć na wyleczeniu naszego sąsiada, a nie zesłaniu go do kontenera.

Przykro mi, ale ten argument mnie nie przekonuje. Jeśli społeczeństwo jest podzielone, to właśnie dlatego, że żyje w strachu przed jednostkami, które je terroryzują, podczas gdy władze dystansują się od problemu. Agresja i brak szacunku ludzi wokół nie jest przyczyną agresywnego zachowania takich osób – jest akurat odwrotnie. Otoczenie staje się agresywne wobec agresji jednostki. Obawiam się, że ten sposób myślenia, przedstawiający osobę uporczywie szkodzącą sobie i innym jako ofiarę nienawidzoną przez agresywne społeczeństwo, utrwala tylko patologię. Co więcej, takiemu myśleniu przeczy też program Barki, gdzie pomoc ludziom wychodzącym z bezdomności odbywa się poprzez stawianie wymagań, a nie bezkrytyczne tolerowanie patologicznych nawyków. Pomóc można osobie, która sama chce sobie pomóc – wydaje mi się, że Tomasz Sadowski doskonale o tym wie.

Osoba taka nie jest „zsyłana do kontenera” (taki zwrot kojarzy się z zsyłkami do łagrów, które z kontenerami nie mają nic wspólnego), ale sama niejako się tam eksmituje, ponosząc tym samym konsekwencje swojego bezmyślnego działania, choć przecież tymi konsekwencjami jest tylko mieszkanie o niższym standardzie, a nie Treblinka.

Dobrym rozwiązaniem powinno być połączenie mieszkania w kontenerach z terapią, co zresztą Sadowski proponuje. Jest to dobry kierunek działania. Pomysł kontenerów nie jest sam w sobie taki zły, ale wymaga uzupełnienia – tu pełna zgoda.

Antena satelitarna na obozowym baraku

Jednak inną odpowiedź na pytanie, dla kogo kontenery są przeznaczone, przedstawia Jarosław Urbański, związany z anarchistami działacz Inicjatywy Pracowniczej.(Jarosław Urbański, W sporze o kontenery chodzi o coś więcej).

Jego zdaniem władze miasta nie mówią całej prawdy o kontenerach. Nie są one, jak dzisiaj się próbuje przekonać społeczeństwo, przeznaczone tylko dla osób patologicznych, nie płacących czynszu i demolujących swoje mieszkania. Są budowane dla biednych rodzin, którym miasto nie jest w stanie zapewnić mieszkania socjalnego, a powinno. To skrywana intencja władz miejskich.Dowodem na to jest los podobnego osiedla kontenerowego w Bydgoszczy, w którym także pierwotnie miało nie być kobiet z dziećmi i osób starszych, ale stało się inaczej. Ujawniać to ma opis Katarzyny Czarnoty, działaczki anarchistycznej z Poznania, która przeprowadziła badania w Bydgoszczy (Katarzyna Czarnota, Sebastian Mikołajczak, Kontenery: polityka wykluczenia).

Z tekstu tej autorki wynika, że faktycznie w kontenerach mieszkają kobiety, dzieci i osoby starsze. Czarnota przeprowadziła wywiady z osobami mieszkającymi w bydgoskich kontenerach, które – jej zdaniem – potwierdzają jasną tezę, że kontenery są pojemnikiem na „ludzi-śmieci”.

Jednak z lektury wypowiedzi wcale nie wynika jednoznacznie, że kontenery są pomysłem bezspornie złym; są niedopracowane i zaniedbywane przez władze. Problemy wskazywane przez mieszkańców są dość konkretne – zbyt drogie ogrzewanie oraz brak wentylacji, co powoduje gromadzenie się wilgoci w pomieszczeniach i ich zagrzybienie. Pojawia się tu naturalne pytanie, czy można usunąć te wady budowlane i kto konkretnie jest odpowiedzialny za niedopracowanie kontenerów. Wnikliwy badacz tej sprawy powinien te kwestie wyjaśnić.

Ale autorka takich pytań nie stawia, bo nie bierze w ogóle pod uwagę myśli, że tanie i szybkie budownictwo kontenerowe może ratować wiele osób przed znacznie cięższymi i szkodliwymi warunkami, w których do tej pory egzystowały. Że kontenery są mieszkaniem przejściowym i istnieje możliwość uzyskania lepszego mieszkania socjalnego (o tym wspomina jedna z rozmówczyń).Ten tekst jest wyraźnie tendencyjny. Ma wykazać odgórnie założoną tezę, że kontenery to tworzone z premedytacją przez miejskie władze getta, ludzkie śmietniki, bliskie obozom koncentracyjnym, budowane tylko po to, by usunąć widok biedy z oczu zamożnych mieszkańców miast. Nędzę kontenerów Czarnota usilnie stara się pokazać także na zdjęciach, które towarzyszą tekstowi. Choć rozmyślne redukuje kolor – wiadomo, czarno-białe fotografie potęgują wrażenia – a także używa takich ujęć, by szereg kontenerów przypominał szereg baraków w Auschwitz, obraz wcale nie jest tak negatywny, jak stara się pokazać autorka. Widzimy wszystko to, co z socjalnym mieszkaniem może się kojarzyć, ale bynajmniej nie z Auschwitz. Na jednym z kontenerów widać antenę satelitarną płatnej platformy cyfrowej.

Palec i cyngiel

Choć wypowiedzi Urbańskiego i Czarnoty są pełne najgorszych epitetów pod adresem kontenerów, rzeczywistość nie wydaje się tak jednoznacznie zła (a opieram się jedynie na ich tekstach – warto dodać, że autorzy ci w ogóle nie odnoszą się do innych przekazów, które przeczyłyby ich jednoznacznie negatywnej opinii, a przecież można je znaleźć).

Osiedla kontenerowe mogą stać się realnym ratunkiem dla osób, które z własnej (lub mimo własnej) woli znalazły się fatalnej sytuacji życiowej, a nie więzieniem czy miejscem zsyłki. Są próbą rozwiązania problemu – być może nieskuteczną, być może nieudolną, jak wiele innych rzeczy w naszym kraju – ale nie są tworzeniem problemów. Jeśli wreszcie wskazują na jakąś cechę władz – to jest to słabość, a nie totalitarne ambicje.

I tu pora, by powrócić do plakatu i jego funkcji „palca” wskazującego na problem. Otóż nie jest to żaden wskaźnik, a jedynie wyraźne definiowanie problemu. Definiowanie fałszywe. Nie znaczy to, że problemu nie ma. Jednak próbę rozwiązania trudnego problemu niedoboru mieszkań socjalnych anarchiści prezentują jako agresję władzy, jej faszystowskie zakusy. Nie interesuje ich, że mieszkańcy, którzy nie płacą czynszu naruszają także prawa innych, m.in. prawo własności. Z góry postrzegają władzę jako dyskryminującą jednych (w tym przypadku osoby zamieszkujące kontenerowe osiedla) w imię drugich. To myślenie schematami – dzielące ludzi na uciskanych (biedni) i uciskających (zamożnych mieszczan wspierających faszystowskie zakusy władzy). Podział fałszywie czarno-biały, tak jak fałszywie czarno-białe są zdjęcia Katarzyny Czarnoty. To anarchiści zdają się wpychać ludzi w mentalne getta, nie mniej groźnie niż getta, przed którymi przestrzegają.

Plakat wyraża jasno określone spojrzenie na problem, a nie jest tylko kontrowersyjnym palcem na problem nakierowanym i pomagającym w jego rozwiązaniu. Jeśli korzystać z tej metafory – jest to raczej palec przyłożony do cyngla. Symbole (a zwłaszcza symbole odwołujące się do nazizmu) to poważna broń, powinni o tym wiedzieć krytycy bagatelizujący gest sięgania po te symbole lub traktujący grę nimi tylko jako nieszkodliwą prowokację. Dotyczy to także sztuki współczesnej, w której niebezpieczna gra symbolami toczona jest od wielu lat. Zanim sięgniemy po broń, musimy najpierw wiedzieć, że jest to broń. Wielu artystów (ale też krytyków) zdaje się tę wiedzę ignorować.

Władza (ale też wszyscy widzący zasadność stawiania kontenerów) to faszyści i tyle – zdają się mówić autorzy plakatu. To stwierdzenie zabija dyskusję. Czy takie ustawienie sprawy służy rozwiązaniu problemu i pomocy tym, w imieniu których przemawiają anarchiści?

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

2 komentarze “Palec anarchisty”

Skomentuj

Res Publica Nowa