Odzyskiwanie demokracji

Europa, ta w granicach Unii Europejskiej, jawi się jako oaza spokoju okazjonalnie targana kryzysami finansowymi. Wokół granic tej Europy regularnie występują niepokoje, konflikty i otwarte wojny, które są zagrożeniem wykraczającym poza nadszarpnięcie zachodniego dobrobytu. Czy […]


Europa, ta w granicach Unii Europejskiej, jawi się jako oaza spokoju okazjonalnie targana kryzysami finansowymi. Wokół granic tej Europy regularnie występują niepokoje, konflikty i otwarte wojny, które są zagrożeniem wykraczającym poza nadszarpnięcie zachodniego dobrobytu. Czy Europa zmieni się kiedyś w Majdan?

Tunezyjski parlament zamienił się 27 stycznia 2014 roku w miejsce radosnego festynu. Trzy lata po rewolucji, która zainicjowała Arabską Wiosnę, Tunezyjczycy doczekali się konstytucji fundującej nowoczesną, demokratyczną republikę gwarantującą równe prawa kobietom i mężczyznom. Proces dochodzenia do konstytucyjnego konsensu obfitował w dramatyczne zwroty, włącznie z motywowanymi politycznie zabójstwami. W końcu jednak się udało, choć to dopiero początek rozwiązywania problemów republiki i jej obywateli.

Ukraina w Tunezji

Tunezyjczycy świętowali w czasie, gdy Ukraińcy ciągle walczyli o swoją przyszłość i trudno jeszcze było przewidzieć rozstrzygnięcie. Mimo geograficznej i kulturowej odległości dzielącej społeczeństwo ukraińskie i tunezyjskie widać jednak duże podobieństwo w dynamice rewolucyjnych procesów. O podobieństwie tym w mniejszym stopniu decyduje polityka, w większym zaś społeczno-kulturowy proces tworzenia się nowoczesnej zbiorowej podmiotowości.

Protest Tunezyjczyków w Paryżu. Fot. Gwenael Piaser / Flickr
Protest Tunezyjczyków w Paryżu. Fot. Gwenael Piaser / Flickr

Warto wrócić do początków. 17 grudnia 2010 roku w miasteczku Sidi Bu Zajd młody handlarz warzywami Mohammed Bouazizi wdał się w sprzeczkę z patrolem policyjnym, który skonfiskował jego ruchomy stragan. Na dodatek Bouazizi został spoliczkowany przez urzędniczkę – upokorzony pobiegł interweniować u lokalnych władz, bez rezultatu. Krzycząc „jeśli nie widzicie mnie, to się podpalę”, wybiegł na ulicę i w samym środku ruchu samochodowego oblał się benzyną. Reszta jest historią.

Desperacki akt młodego handlarza, który starał się zarobić trochę grosza, by umożliwić siostrze edukację, wywołał protest w Sidi Bu Zajd – najpierw lokalny, szybko jednak rozlał się na całą Tunezję. Bunt nabrał nagle politycznego charakteru, gdy do działania włączyły się związki zawodowe i klasa średnia – produkt ułomnej, lecz jednak konsekwentnej tunezyjskiej modernizacji zainicjowanej w latach 50. XX stulecia przez Habiba Bourguibę. Utworzony wówczas system, choć autorytarny, promował takie wartości jak podmiotowość i prawa kobiet, rozdział struktur państwa od struktur religijnych, powszechny dostęp do edukacji.

Mimo zaostrzenia autorytarnego kursu po objęciu władzy przez Ben Aliego, modernizacji struktury społecznej nie udało się zatrzymać. Przeciwnie, w XXI wieku tunezyjskie społeczeństwo zyskało nowe narzędzie budowania swojej podmiotowości – internet i telewizję Al Dżazira. Nowe media umożliwiły tworzenie różnobarwnego, zróżnicowanego dyskursu, stały się namiastką sfery publicznej, która w realnym wymiarze była poddana niemal totalnej kontroli policji. Reżim nie mógł jednak z równą efektywnością kontrolować internetu, bo ten stał się także ważnym elementem infrastruktury gospodarczej. Katarska Al Dżazira zaś jako pierwsza panarabska sieć informacyjna szybko zyskała wiarygodność wynikającą nie tylko z dziennikarskiej rzetelności, lecz także zanurzenia w arabskim idiomie kulturowym.

Samospalenie Bouaziziego ostatecznie obnażyło moralną pustkę skorumpowanego do cna reżimu Ben Aliego, uświadomiło, również przedstawicielom klasy średniej, że w Tunezji potencjalnie każdy jest Bouazizim. Gniew pokonał strach, pozostało jedynie pytanie: czy gniew jednostek stanie się czymś więcej niż sumą pojedynczych protestów? Styczeń 2011 roku okazał się wielkim „sprawdzianem” nowej zbiorowej podmiotowości, która przez lata tworzyła się w sieciach internetowego dyskursu, fabrykach obsługujących zglobalizowany kapitalizm, uczelniach kształcących ponowoczesny prekariat.

Okazało się, że mimo wieloletniego tłamszenia społeczeństwo tunezyjskie potrafiło wytworzyć jednocześnie różnorodność i zdolność do współdziałania. Przeciwko Ben Aliemu nie wystąpiła wściekła masa, lecz zorganizowane społeczeństwo obywatelskie. Oczywiście, po rewolucyjnym karnawale musiał nastąpić czas redukcji wielości społecznych roszczeń, aspiracji i ideologii do projektu wspólnego systemu politycznego. W krótkim czasie powstały setki partii i ugrupowań politycznych, wśród nich najsilniejszą reprezentację społeczną miała Ennahda, partia islamistyczna. Mimo początkowych sukcesów Ennahda nie zdołała zdominować polityki i narzucić swojej wizji państwa islamistycznego. W toku żmudnych negocjacji powstał projekt jednoczący społeczeństwo tunezyjskie wokół idei „obywatelskości, braterstwa, solidarności i sprawiedliwości społecznej”.

Komentatorzy tunezyjskich wydarzeń tacy jak francuski socjolog Alain Touraine podkreślają, że radykalną nowością Jaśminowej Rewolucji jest nowy rodzaj podmiotowości wolnej od postkolonialnego resentymentu – Tunezyjczycy po raz pierwszy nie walczyli przeciwko obcej, imperialnej potędze uosabiającej siły historii, lecz sami stali się podmiotem aktywnie kształtującym własne przeznaczenie. Ten właśnie fakt najbardziej zaskoczył elity Zachodu, tkwiące nieustannie w okowach postimperialnych i rasistowskich stereotypów uznających, że otwarte, demokratyczne i pluralistyczne społeczeństwo w kulturze arabskiego islamu jest niemożliwe.

Dynamika mikropolityki

Podobny proces można zidentyfikować na Ukrainie, Majdan 2013/2014 różni się zasadniczo od Majdanu z czasów Pomarańczowej Rewolucji 2004 roku. Przed dekadą siłę sprawczą mobilizującą masy stanowiły opozycyjne partie polityczne. Obecnie siłą mobilizującą tłum stały się prawa człowieka – hasło „prawa człowieka ponad wszystko” jednoczyło pierwszych protestujących, którzy tłumnie przyszli na plac Niepodległości po brutalnej pacyfikacji demonstracji studenckiej protestującej przeciwko wycofaniu się Wiktora Janukowycza z podpisania porozumienia z Unią Europejską.

To właśnie milicyjna akcja, a nie sama zmiana politycznej decyzji, wywołała rewolucyjną reakcję. Brutalność Berkutu uświadomiła bowiem, zwłaszcza przedstawicielom klasy średniej, stawkę rozgrywki. Przekonali się, że dotychczasowe indywidualistyczne strategie „dobrego życia” realizowane niezależnie od państwa są w coraz większym stopniu zagrożone przez to państwo i jego skorumpowany aparat. Nie wystarczy już jedynie „uprawianie swojego ogródka”, bo w każdej chwili może do niego bezprawnie wjechać buldożer. I mniejsza nawet o realną możliwość przystąpienia do Unii Europejskiej, Europa stała się dla Ukraińców, jak tłumaczy to eseista i analityk polityczny Mykoła Riabczuk, metaforą poszanowania godności, praw człowieka, transparentności.

Zmiana politycznej decyzji przypieczętowana przez Janukowycza milicyjną akcją uświadomiła, że pole walki rozszerzyło się poza wąsko rozumiany obszar polityki i dotyczy całego społeczeństwa. Tyle tylko, że nikt do próby Majdanu nie wiedział, jakie to społeczeństwo jest. Okazało się, że od 2004 roku zdołało ono zbudować całkiem efektywne i niezależne struktury obywatelskie, skoncentrowane głównie wokół mikropolitycznych działań: miejski aktywizm, którego początkiem były na przykład akcje walki ze źle parkującymi samochodami, protesty przeciwko złym inwestycjom, urban hacking, a także projekty kulturalne i artystyczne rozwijane poza oficjalnym obiegiem.

Oczywiście internet, jako alternatywna do słabych, oficjalnych mediów, platforma komunikowania się, produkcji dyskursów, koordynacji działań. W końcu przemiany etyki pracy, kult profesjonalizmu, zwłaszcza wśród przedstawicieli wielkomiejskiej klasy średniej pracujących w firmach włączonych w sieci globalnego kapitalizmu. Dysonans między standardami obowiązującymi w tych sieciach a stosowanymi przez władzę publiczną i dominującymi w przestrzeni publicznej stał się jednym z istotnych źródeł napięć.

Afirmacja masowości

Majdan okazał się wielkim sprawdzianem tego nowego, ukraińskiego społeczeństwa – Ukraińcy, podobnie jak Tunezyjczycy, pokazali, że wytworzyli nowy rodzaj społecznej podmiotowości oparty na nowej, autonomicznej kulturze, otwartej na różnorodność i wartości liberalne. Tyle tylko, że – inaczej niż w Tunezji – to nowe ukraińskie społeczeństwo ciągle musi wynegocjować, ba, wywalczyć adekwatną do tej społecznej podmiotowości formułę polityczną. Czy Europa może w tym procesie pomóc Ukraińcom?

Owszem, pod warunkiem, że uzna ważność i autonomiczność ukraińskiego doświadczenia, które nie jest imitacyjną, postkolonialną próbą dogonienia Zachodu. Ukraińcy zdają sobie doskonale sprawę, że są w zupełnie innej sytuacji niż Polacy szykujący się do unijnego wejścia w 2004 roku. Nie tylko ze względu na własne opóźnienia i patologie systemu polityczno-gospodarczego. W czasie, który upłynął od polskiej akcesji, ujawniły się także, wzmocnione kryzysem 2008 roku, wszystkie deficyty i nieprawidłowości europejskiego systemu oraz kryzys systemów demokratycznych w wielu krajach członkowskich.

Wzrost siły i znaczenia prawicowego populizmu w krajach o długiej tradycji liberalnej, jak Holandia, Dania i Szwecja, zaskakująca eksplozja katolickiej antymodernistycznej reakcji we Francji, gwałcąca suwerenność pacyfikacja Grecji, podsycany nacjonalistycznymi nastrojami separatyzm kataloński i szkocki pokazują, że demokracja w Europie przeżywa głęboki kryzys. Jak go jednak zdefiniować, skoro wszystkie struktury polityczne i państwowe na różnych poziomach sprawowania władzy w Unii Europejskiej działają w miarę sprawnie? Dlaczego w takim razie tak wiele różnych przejawów gniewu i oburzenia: setki tysięcy „indignados” protestujących w 2011 roku w wielu miastach Europy, setki tysięcy francuskich katolików protestujących przeciwko małżeństwom dla wszystkich oraz „ideologii gender” (theorie du genre) w 2013 roku i styczniu 2014, jak wytłumaczyć polską mobilizację przeciwko porozumieniom ACTA w 2012 roku?

Czy poza masowością jakaś jeszcze nić łączy protesty i masowe mobilizacje w krajach Unii Europejskiej z rewolucjami w Tunezji i Ukrainie? Wskazał ją francuski filozof Pierre Rosanvallon, inicjując na początku 2014 roku projekt Raconter la vie, którego zasadniczym elementem jest „Parlement des invisibles”, parlament niewidocznych. W eseju wprowadzającym do projektu Rosanvallon przekonuje, że głównym problemem współczesnej demokracji jest reprezentacja. Nowoczesny system partyjny, a także system kształtowania dyskursu publicznego powodują, że coraz większe fragmenty społeczeństwa przeżywającego ponowoczesną zmianę są niewidoczne, a ich roszczenia – nieobecne. Dlatego zaprosił wszystkich niewidocznych, by zaczęli się uobecniać, opowiadając historie swojego życia – to pierwszy akt odzyskiwania podmiotowości. Podobne założenia stoją u podstaw realizowanego przeze mnie projektu „Mapa nie jest terytorium”. Badam w nim, jak powstają sfery „niewidoczności” i szukam odpowiedzi, w jaki sposób można skutecznie uobecniać niewidoczne praktyki społeczne i kulturowe, mogące być wyrazem nowej podmiotowości.

Czy Europa zamieni się kiedyś w Majdan?

Okazuje się więc, że problem Mohammada Bouaziziego jest problemem uniwersalnym, dotyczącym nie tylko mieszkańców systemów autorytarnych. Tyle tylko, że systemy demokratyczne ciągle efektywniej „zarządzają” gniewem „niewidocznych”. Bo ciągle mogą przeciwstawić setkom tysięcy protestujących swą formalnie demokratyczną legitymację upoważniającą do sprawowania władzy. Na jak długo jednak ta legitymacja wystarczy i kiedy skala gniewu niewidocznych wzrośnie do poziomu, który pchnął Bouziziego do desperacji i samospalenia?

W przypadku Tunezji skuteczną odpowiedzią na ten gniew stał się alternatywny wobec reżimu projekt polityczny oparty na nowej zbiorowej podmiotowości. Słabością ruchów protestu w krajach Unii Europejskiej jest brak pozytywnej alternatywy, za tę bowiem nie sposób uznać projekty odwołujące się do retradycjonalizacji i powrotu do znanych z historii kodów nacjonalistycznych. Alternatywa taka nie wynika także z marzeń prekariatu w największym stopniu zasilającego ruchy indignados, by było tak, jak przed kryzysem.

Europa może pomóc Ukrainie, jeśli uzna, że sama może skorzystać z pomocy Ukrainy. To znaczy jeśli stwierdzi, że trwający na Majdanie proces nie jest jedynie partykularną walką o wolność gdzieś na peryferiach współczesnego świata. To eksperyment, którego stawką jest nadanie tworzącej się nowej podmiotowości społecznej i kulturowej takiego politycznego wyrazu, by nie produkował sfer niewidoczności i wykluczenia. By w nowej konstytucji można było z przekonaniem, a nie tylko pro forma, zapisać hasła wolności, równości, solidarności i sprawiedliwości społecznej.

 

Artykuł pochodzi z 215. numeru kwartalnika Res Publica Nowa pt. „Zdrada dziedzictwa”.

 

white book

ZDRADA DZIEDZICTWA
Europa żywi się wspólnym dziedzictwem, które nie ulega zawłaszczeniu i kodyfikacji. Klejnotem tego dziedzictwa jest odwaga myśli – zdolność zadawania trudnych pytań i udzielania na nie niezależnych odpowiedzi.
O europejskim dziedzictwie, jego krytyce i przyszłości w 215 numerze Res Publiki Nowej.
Pobierz za ile chcesz, od 1 zł! »

 

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa