O potędze niewidocznego
Nasza debata publiczna obraca się wokół gorących tematów i chwytliwych sloganów, omija zaś szerokim łukiem refleksję nad szerszym oglądem spraw. O naszym życiu decyduje jednak nie to, co rozpala uwagę mediów, ale to, co niedostrzegalne. […]
Nasi politycy chcą ostatnio ukryć przed nami nasz dług publiczny. Nie dajmy się zwieść ministrowi Rostowskiemu, który objawia nam, że dług wynosi już 100 miliardów. Za tą zasłoną dymną kryje się fakt, że w naszym systemie emerytalnym dług jest już prawie dwukrotnie większy. Co gorsza, system jest skonstruowany tak, że dług ten będzie narastał. Już w chwili obecnej dług zakumulowany w ZUS stanowi 100% naszego PKB, a za 20 lat będzie stanowił 200% PKB. Jest to zadłużenie o rząd wielkości większe niż to widoczne, które ma w przyszłym roku przekroczyć 55% PKB. Mało kto jeszcze wierzy, że takie zadłużenia da się spłacić, zwłaszcza, że jego ciężar spadnie na kurczącą się grupę pracujących. Pozostawanie tego faktu niewidocznym politykom jest bardzo na rękę – bo perspektywa braku emerytury wywołałaby poważne zawirowania społeczne.
Sprawa długu emerytalnego jest na tyle poważna, że nawet częściowe jego ujawnienie jest najwyraźniej dla polityków nie do przyjęcia. Z ekonomicznego punktu widzenia reforma emerytalna OFE sprowadza się zasadniczo do spłacania części tego długu już dzisiaj. Zakładając, że OFE mają pokryć połowę naszej przyszłej emerytury, to odprowadzanie do nich pieniędzy oznacza spłatę połowy tego długu (nie licząc KRUS i „starego portfela” – czyli de facto znacznie mniej niż połowę), co oznacza, że za 20 lat będziemy się borykać z długiem rzędu 200% PKB, a nie ponad 400%, gdyby reformy nie było. Zasadniczo jednak to częściowe ujawnienie okazuje się nie do udźwignięcia przez finanse publiczne. Jako że spłacanie trzeba zacząć już dzisiaj, to wskaźniki deficytu budżetowego szybko przekraczają progi ostrożnościowe zapisane w naszych ustawach i konstytucji. Porównywanie naszego zadłużenia z innymi państwami, które OFE nie wprowadziły, jest porównywaniem jabłek i gruszek. Nie ujawniają one nawet tej cząstki długu emerytalnego, jaką nasi politycy zdecydowali się pokazać. Stąd też – słuszne skądinąd – starania naszego rządu, by przy wyliczaniu statystyk brać ten fakt pod uwagę.
Jednak są u nas w kraju pomysły, by tę cząstkę długu, którą widzimy, ukryć w imię liftingu statystyk. Rozwiązania oscylują od pomysłów o nacjonalizacji OFE, przez zawieszenie wpłacania składek, po ich obniżenie. Każde z tych rozwiązań doprowadzi do częściowego lub całkowitego zaprzestania spłacania długu emerytalnego, a co za tym idzie – postawieniem nas przed gigantycznym zadłużeniem w przyszłości. Z drugiej strony doprowadza to także do obniżenia widocznego długu publicznego i odsunięcie się od progów ostrożnościowych. Podobno przekroczenie tych progów jest największym złem, jakie Polskę może spotkać i dlatego warto podjąć kroki doprowadzające do wstrzymania w jakimś stopniu wpłat do OFE. Warto sobie zadać pytanie: dlaczego?
Jeśli tymi strasznymi konsekwencjami dla kraju są zapisy ustawy, to zapytać należy, czy nie trzeba zmienić ustawy i konstytucji. Po co strzelać sobie w stopę? Jeśli jednak uznamy, że ustawa jest potrzebna i chroni nas przed nadmiernym zadłużaniem, to złem, jakie może spotkać kraj po przekroczeniu progu ostrożnościowego, nie są wcale ustawowe konsekwencje, ale niemożność udźwignięcia przez Polskę nadmiernego zadłużenia. Biorąc pod uwagę, że nikt nie proponuje jeszcze zmiany ustawy, ten scenariusz wydaje się bardziej prawdopodobny. Jednak proponowane przez minister Fedak rozwiązania to tylko zamiatanie problemu pod dywan. Bawiąc się w księgowe sztuczki z OFE, nie zmniejszymy naszego zadłużenia, a tylko je ukryjemy. Niestety od ładniejszych statystyk problem olbrzymiego zadłużenia emerytalnego się nie rozwiąże.
Faktem jest, że nikt jeszcze nie dostał nagrody za uniknięcie katastrofy, wielu natomiast za ratowanie niedobitków. Politycy trzymają więc kurs na górę lodową zadłużenia publicznego, a widzimy tylko czubek tej góry. Wydaje mi się, że warto by było uświadomić społeczeństwu jej rzeczywiste rozmiary, a obecny sposób funkcjonowania OFE (nie licząc oczywiście koniecznych kosmetycznych zmian dotyczących wynagradzania zarządzających funduszami) ostrzega i częściowo chroni przed kryzysem, który nas nieuchronnie czeka. Może zmusi to polityków do pomyślenia już dziś jak złagodzić skutki tej katastrofy. Znacznie wygodniej jest ten problem ukryć niż się z nim zmierzyć. Tylko gdzie się podziała odpowiedzialność polityków za nasz kraj i przyszłe pokolenia? Oby również okazała się tylko niewidoczna, bo mam co raz większe wątpliwości, czy w ogóle istnieje.