(Nie)prawdziwy ruch miejskich aktywistów?

Wiemy dokładnie, że o mieście możemy pisać bez końca. Możemy spierać się o wizję „innego miasta”, możemy dyskutować o kierunkach rozwoju i zastanawiać się, jak rozwiązywać konkretne problemy Warszawy, Łodzi, Płocka, Siedlec czy Cieszyna. Fenomen […]


Wiemy dokładnie, że o mieście możemy pisać bez końca. Możemy spierać się o wizję „innego miasta”, możemy dyskutować o kierunkach rozwoju i zastanawiać się, jak rozwiązywać konkretne problemy Warszawy, Łodzi, Płocka, Siedlec czy Cieszyna. Fenomen miasta nabiera na sile. Benjamin Barber wskazuje nawet, że miasta mogą być potencjalnym fundamentem przyszłego ładu demokratycznego i gospodarczego. Najważniejsze pytanie dotyczy tego, czy te dyskusje uda się przełożyć na realną zmianę? Czy istniejący dzisiaj miejski ruch społeczny będzie w stanie tego dokonać? Nadzieję daje powołanie Zespołu Parlamentarnego ds. Polityki Miejskiej, którego celem ma być właśnie realizacja wizji „innego miasta”.

Jan Mencwel przekonuje, że aby do takiej zmiany doszło „trzeba stworzyć prawdziwy miejski ruch społeczny, który będzie ruchem konstruktywnego sprzeciwu – nie kontestacji, ale aktywnego włączenia się we współtworzenie miasta na własnych zasadach”. Nie do końca rozumiem, na czym miałby polegać ten „prawdziwy” ruch społeczny. Mencwel podpowiada, że ten, na który on sam czeka, to nie jest ruch, który zostanie zauważony przez władze ze względu na ilość „miejskiej gadaniny”, którą produkuje.  Warunkiem jest moment, w którym miejskich aktywistów stać będzie na coś więcej „niż snucie wizji o innym mieście w kawiarniach, na debatach i w w internecie”. Ten nieprawdziwy ruch jego zdaniem w swoim skrajnym wydaniu to ruch „miejskich kliktywistów” – aktywnych na portalach społecznościowych i bezradny w rzeczywistym działalniu.

by www.vectorportal.com

Zgodzę się, że mamy dzisiaj w Polsce ogromną liczbę osób i organizacji, które temat miasta wykorzystują jako okazję do pozyskania grantu, napisania ciekawego artykułu lub którym po prostu podoba się gra w miasto. Trzeba jednak uczciwie zauważyć, że z drugiej strony jest tak samo duża liczba aktywistów, którzy swoją misję traktują tak poważnie, jak to tylko możliwe. „My Poznianiacy”, do których dosłownie codziennie zgłasza się inna grupa mieszkańców z prośbą o pomoc w realnych problemach z urzędnikami czy komercyjnymi firmami, nie prowadzą swojej działalności po to, aby ktoś mógł kliknąć „lubię to”. Łukasz Medeksza i Przemek Filar z Wrocławia nie pracują nad przygotowaniem strategii rozwoju Wałbrzycha po to, aby była ona tylko „miejską gadaniną”. Fundacja Fenomen z Łodzi walczy o budowę infrastruktury dla pieszych i rowerzystów dlatego, że problem jej braku jest jak najbardziej realny. To nie są organizacje, które tylko narzekają na ogólny stan rzeczy i myślą o tym, jak najlepiej zaprotestować. Sprawa ACTA pokazała zaś, że w procesie zmiany ważni są zarówno ci „kliktywiści”, jak i profesjonalnie przygotowani eksperci. Razem tworzymy dziś ruch miejskich aktywistów.

Miejski ruch społeczny to dzisiaj ruch pozytywnej zmiany, o który walczymy w sposób jak najbardziej rzeczywisty. Oczywiście, że u swoich początków ma doświadczenie protestu i niezgody wobec stanu zastanego. Nie może być inaczej – doświadczenie dwudziestu lat samorządności w Polsce to okres, w którym prezydenci, burmistrzowie i urzędnicy miast żyli w przekonaniu, że nie potrzebują społeczeństwa do podejmowania właściwych decyzji. Przekonanie, że prawdziwa demokracja zaczyna się pierwszego dnia po wyborach, było zupełnie niezrozumiałe. To się jednak powoli zmienia właśnie dzięki wysiłkom miejskich aktywistów. Co zaś najważniejsze, dzięki nam głos prezydenta czy burmistrza nie jest już jedynym głosem, który wypowiada się w imieniu wszystkich mieszkańców. Ruchy miejskie stały się alternatywnym źródłem opinii o tym, czego chcą mieszkańcy polskich miast.

Problem, z którym dzisiaj się spotykamy to przede wszystkim niemoc decyzyjna. Prezydenci i burmistrzowie miast szybko nauczyli się, jak wykorzystywać zaproponowane przez nas narzędzia obywatelskiej partycypacji do poprawy swojego wizerunku i unikania realnego dialogu z mieszkańcami. To nie tylko polska specjalność – Pierre Rosanvallon w opublikowanym w „Res Publice Nowej” artykule „Demokracja interakcyjna” zwraca uwagę, że dzisiejsza idea partycypacji obywatelskiej została przejęta przez władze i stosuje się ją jako sposób rządzenia i odzyskania swojej nadszarpniętej legitymacji. Dlatego tak trudno jest ruchom miejskim na przeprowadzenie zmian w prawie. Dlatego tak mocno upatruję podjęcia realnych działań w celu realizacji idei „innego miasta” przez rządzącą dziś Platformę Obywatelską.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

3 komentarze “(Nie)prawdziwy ruch miejskich aktywistów?”

Skomentuj

Res Publica Nowa