Muzeum erotyki
Muzeum erotyki – czym jest ten oksymoroniczny twór? Dziwnie brzmi ta hybryda złożona z obietnicy rozkoszy i sugestii naukowości, która wszelkie doznanie skutecznie tłumi. Jak bowiem ludzką seksualność zamknąć w szklanej gablocie? Jak wystawić sztukę […]
Z okazji otwarcia w Warszawie pierwszego w Polsce Muzeum Erotyki warto przyjrzeć się dokładniej tradycji wystawiania seksualnych przedstawień. W naszym kręgu kulturowym ta historia sięga czasów starożytnych (Pompeje), których nieokrzesania przestraszyli się wiktoriańscy archeolodzy, prowadzi do pierwszych sekretnych (Neapol) i wreszcie pierwszych publicznych muzeów, by poprzez szerszy kontekst wykroczyć poza tradycję zachodnioeuropejską i zastanowić się nad naszą ludzką kulturą rozkoszy.
Pompeje – Neapol
Odkrycie Pompejów w XVIII wieku, a także systematyczne prace archeologów w XIX wieku nie tylko odsłoniły doskonale zakonserwowane przez pył wulkaniczny budynki, ale też świadectwa życia codziennego i kultury mieszkańców miasta zahibernowanego w czasach swojej świetności (24.08.79 n.e.) i „ożywionego” w czasach nowożytnych. Najbardziej szokującym odkryciem okazała się kultura erotyczna pompejan. Przedmioty o fallicznych kształtach, fontanny przypominające Priapa, freski ukazujące sceny miłosne nie stanowiły wyłącznie – jak się początkowo wydawało archeologom – wyposażenia domów publicznych lub sypialni małżonków, ale były normalnym wystrojem większości domów, a nawet ulic miasta. Problemem, z jakim musieli zmierzyć się badacze, była rzeczowa klasyfikacja zabytków oraz kwestia ekspozycji oraz udostępnienia ich szerokim masom w muzeum. Przedmiot badań okazał się zarazem wartościowy (cenne znaleziska archeologiczne) oraz niemoralny (czasy wiktoriańskie). Podział na właściwe i niewłaściwe, czyste i brudne, prywatne i publiczne uległ zachwianiu.
Poszukując dobrego rozwiązania, aby nie hamować rozwoju wiedzy, a zarazem ochronić nieprzygotowaną na demoralizującą obscenę publiczność, w Muzeum Narodowym w Neapolu wydzielono specjalną część, „sekretne muzeum”, do którego wstęp mieli tylko mężczyźni o wyższym statusie społecznym, a znajdujące się w nim przedmioty opisano zgodnie z regułami nowej taksonomii. W przewodniku kolekcji z 1870 roku czytamy:
Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, rozpatrując każdy przedmiot, który trzeba było opisać, tylko i wyłącznie z archeologicznego i naukowego punktu widzenia. Zgodnie z naszą intencją, zachowaliśmy pod każdym względem spokój i powagę. Podczas sprawowania świętych obowiązków człowiekowi nauki nie wolno się niczego wstydzić ani z niczego wyśmiewać. Oglądaliśmy te posążki jak anatom przypatruje się zwłokom1.
Sztuka miłości, która dla starożytnych stanowiła element codzienności, na przestrzeni wieków stała się w naszej kulturze przedmiotem specjalnej troski, wstydliwym sekretem, o którym należy mówić przyciszonym głosem, by nie zdemoralizować kobiet i dzieci.
Warszawa
Podobne do neapolitańskiego sekretne muzea nie powstawały jednak w wielu miejscach. Gdzie zatem ukrywa się wszystkie dzieła starożytnych i współczesnych twórców? Tym tropem podąża film „Tajne muzea” (2007) Petera Woditscha, pokazywany w Warszawie podczas festiwalu Doc Planete Review. Okazuje się, że zaginione skarby naszej kultury erotycznej przechowywane są w specjalnych magazynach Luwru, bankowych sejfach oraz w piwnicach Watykanu. Dopiero od niedawna mogą one ujrzeć światło dzienne dzięki specjalnym muzeom, poświęconym wyłącznie erotyce i otwartym dla każdego dorosłego zwiedzającego (Amsterdam 1985, Kopenhaga 1993, Barcelona 1996, itd.).
Jednym z nich jest Muzeum Erotyki w Warszawie, które dziewiątego lutego otworzyło swoje podwoje dla zwiedzających. Za 30 (bilet normalny) lub 25 zł (bilet ulgowy) codziennie od 11 do 22 możemy obejrzeć m.in. peruwiańską ceramikę, afrykańskie rzeźby, zestawy do sake i francuskie grafiki, których wspólnym mianownikiem jest seks. 450 metrów kwadratowych, ponad 2000 eksponatów z całego świata, czerwone ściany i szklane gabloty. Właśnie ze względu na raczej konserwatywny charakter wystawy oraz położenie w dzielnicy biznesowej podczas otwarcia obyło się bez protestów, jak w Krakowie, gdzie sprzeciwy mieszkańców uniemożliwiły powstanie Muzeum Sztuki Erotycznej. Dariusz Kędziora, właściciel muzeum i prywatny kolekcjoner, tłumaczy: „Nasze muzeum to nie sex-shop czy jakiś show. Chcemy, by stało się placówką kulturalną, i poświęcone jest sztuce2.”
Pojawia się jednak pytanie, czy odtajnienie sztuki erotycznej i powstanie specjalnych muzeów zwiastuje powrót/powstanie kultury rozkoszy? Czy czerwone ściany i szklane gabloty warszawskiego Muzeum Erotyki przyczynią się do rozkwitu sztuki miłości? Czy też kolejny raz naszą seksualność podporządkowujemy konsumpcji (skandal sprzedaje się najlepiej), wiedzy i władzy? Czy mamy jakąś alternatywę?
Meksyk (?)
W 2009 roku polski artysta wizualny, Maurycy Gomulicki, zaprojektował sieć sex-shopów w Meksyku. Wyszedł z założenia, że podział na sztukę erotyczną i pornografię jest jałowy, bo to właśnie ta druga ma obecnie o wiele większy potencjał, a seksbiznes to sfera mocno zaniedbana wizualnie:
Akceptując taki stan rzeczy, nie próbując go przekształcić i doskonalić, pozostawiamy teatr zmysłów w niszy plugawej, w której zawsze do sex-shopu wchodzić będziemy przez zatłuszczoną kurtynkę, nerwowo strzelając oczami na boki i z poczuciem winy3.
Gomulicki, podnosząc do rangi sztuki wygląd sex-shopu, dokonał podobnego eksperyment jak Benedikt Taschen, który wydał albumy najsłynniejszych pornografów. A jego gest okazał się bliższy mentalności mieszkańca starożytnych pompejan niż wiktoriańskiego dżentelmena lub warszawskiego czy barcelońskiego wystawcy. Być może rozwiązaniem kompromisowym pomiędzy muzeum a sex-shopem, erotyką a pornografią jest berlińskie Beate Uhse Erotik Museum, położone niedaleko słynnego dworca ZOO i mieszczące się na 5 kondygnacjach, które oferuje nie tylko bogatą ekspozycję, ale również darkroom oraz świetnie prosperujący sklep. Wróćmy jednak do Warszawy…
Kolekcja
W prywatnych zbiorach Dariusza Kędziory znalazło się ponad 2000 eksponatów z całego świata i różnych okresów historycznych. Obok tajskich penisów znajdują się japońskie obrazy shunga (dosłownie „wiosenne obrazy”, przy czym wiosna to eufemizm na seks), obok chińskiej porcelany zdobionej w wymyślne pozycje seksualne – peruwiańskie rzeźby genitaliów. Na tym tle wyjątkowo blado wypada nowożytna sztuka europejska, której brak (poza pewnymi wyjątkami) wynika nie tyle z przypadku czy też zamysłu wystawcy, ale po prostu nieistnienia europejskiej kultury rozkoszy. I nie chodzi tu tylko o podporządkowanie seksu rozrodczości i jego konfiskacji dokonanej przez Kościół i Rodzinę, ale również o charakterystyczne dla naszych czasów „przegadanie” seksualności, która zamiast być zaakceptowana w swojej własnej realności, zostaje podporządkowana konsumpcji, wiedzy (dyskursy psychoanalizy, medycyny, pedagogiki) lub władzy (biowładza). Dlatego np. zbiory polskie w muzeum to głównie obwieszczenia nakazujące prostytutkom badania lekarskie, plakaty przestrzegające mężczyzn przed chorobami wenerycznymi czy monety przeznaczone jako środek płatniczy w domach publicznych. Polski przedwojenny automat na prezerwatywy wydaje się w tym kontekście tworem równie fantastycznym, co rogata sarna. Już łatwiej byłoby mi uwierzyć (jak w słynnej reklamie), że to automat z lodami Magnum.
Kolekcja Muzeum Erotyki wypełnia pewną lukę, pokazując, że przedstawienia genitaliów czy pozycji seksualnych nie muszą się jednoznacznie kojarzyć z tanią pornografią. Co więcej, że pornografia sama w sobie może być aktem sztuki i normalną sferą doświadczenia nie tylko francuskiego libertyna, ale również peruwiańskiego chłopa czy żony japońskiego rybaka. Ale to truizmy. Najciekawsze jest dla mnie to, jak nasze zachodnioeuropejskie spojrzenie na seksualność poprzez porównanie z innymi kulturami traci swoją uprzywilejowaną rolę, a to, co wydawało się uniwersalne, okazuje się perspektywą białego uprzywilejowanego mężczyzny z rozwiniętego kraju. Wystarczy przyjrzeć się dominującej w naszej kulturze tradycji aktu malarskiego, który utorował drogę późniejszym przedstawieniom kobiety nie tylko w sztuce fotografii, filmu czy nawet pornografii filmowej czy reklamie, ale również w życiu. John Berger pisał „mężczyźni działają, a kobiety objawiają się. Mężczyźni patrzą na kobiety. Kobiety patrzą na siebie, będąc przedmiotem oglądu4” . Trzy przykłady:
• Po pierwsze, kobieta w tradycji zachodnioeuropejskiej jest zawsze wydepilowana (ach, te japońskie krzaczory!), by mężczyzna dla którego powstał obraz czy też ten dla którego realna kobieta swój obraz tworzy, mógł jej się dokładnie przyjrzeć.
• Po drugie, kobieta w tradycji zachodnioeuropejskiej jest pasywna, tzn. raczej omdlewa w objęciach niż podejmuje jakąkolwiek akcję w trakcie stosunku (co oczywiście wynika z patriarchalnego traktowania kobiety jako przedmiotu posiadania/obiektu rozkoszy i przypisywania jej bierności, a nawet masochizmu). W pozaeuropejskich kręgach kulturowych nagość nigdy nie wiąże się z biernością, a kobiety są równie aktywne jak mężczyźni.
• Wreszcie po trzecie kobieta w tradycji zachodnioeuropejskiej „zazwyczaj przedstawiona jest sama, a nawet jeśli pojawia się mężczyzna “często omija go ona wzrokiem lub patrzy poza obraz w kierunku tego, kto uważa się za jej prawdziwego kochanka – widza – właściciela5” . W innych tradycjach przedstawieni są zazwyczaj kochankowie (hetero i homoseksualni, ludzcy, zwierzęcy czy boscy), którzy są całkowicie zaabsorbowani sobą.
Takich przykładów w warszawskim Muzeum Erotyki znajdziemy o wiele więcej. Dlatego warto przyjść, pokręcić się, pooglądać, porównać, a na koniec zastanowić się, co musiałoby się zmienić, by grecka płaskorzeźba z III w. p.n.e., przedstawiająca dwa penisy i napis „Dzielmy razem nasze przyjemności”, znalazła się nie w szklanej gablocie muzeum, ale nad jego drzwiami, gdzie pierwotnie było jej miejsce.
1Cyt. za L. Nead, Akt kobiecy. Sztuka, obscena i seksualność, Poznań 1998, s. 156.
2http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,95190,9071551,Muzeum_Erotyki_w_Warszawie_juz_dziala__zdjecia_i_wideo_.html
3http://wyborcza.pl/1,81388,3353725.html
4J. Berger, Sposoby widzenia, Warszawa 2008, s. 47.
5Ibidem, s. 56.