Mrożek na serio i Axer na poważnie
Korespondencja Stanisława Mrożka i Erwina Axera ma inny charakter niż wcześniejsze zbiory rozmów dramaturga z Błońskim, Tarnem i Skalmowskim – jest lżejsza, bardziej anegdotyczna, ironiczna. O ich relacji, przekomarzaniu się i inspiracji pisze Joanna Barska. […]
Korespondencja Stanisława Mrożka i Erwina Axera ma inny charakter niż wcześniejsze zbiory rozmów dramaturga z Błońskim, Tarnem i Skalmowskim – jest lżejsza, bardziej anegdotyczna, ironiczna. O ich relacji, przekomarzaniu się i inspiracji pisze Joanna Barska.
„Mam chęć wielką (…) na stały, ścisły związek. Zawsze nas nazywali MchAT-em (…), a nie mieliśmy swojego Czechowa. A Ty nie miałeś swojego MChAT-u” – pisze Erwin Axer w lipcu 1965 roku, po premierze Tanga. Od tego czasu warszawski Teatr Współczesny staje się „domem” Sławomira Mrożka. I mimo że przez opóźnienia (Axer z właściwą mu pedanterią przedkłada staranną pracę z aktorem nad pośpiech) scena przy Mokotowskiej często traci możliwość zagrania prapremiery, to tam mają miejsce największe sukcesy tekstów Mrożka w Polsce.
Ponad 250 stron Listów to zapis przyjaźni – przede wszystkim właśnie tej artystycznej, „tandem” autor-reżyser tworzy się bowiem na naszych oczach, począwszy od sukcesu Tanga w 1965 roku. Dzięki warsztatowi Axera utwory Mrożka stają się wydarzeniem światowym, dla samego reżysera są zaś wyjątkowo reprezentacyjną kartą w jego artystycznym dorobku. „Ty powiadasz, że dziękujesz mi za sztukę, ale wiesz dobrze, że ja powinienem dziękować Ci za teatr. (…) utwór dramatyczny, jako słowo tylko – niewiele znaczy” – pisze Mrożek w 1965 roku. „Nigdy Ci tego nie mówiłem – odpowie reżyser dwadzieścia pięć lat później – ale nie wątp, że dobrze pamiętam o tym, co Tobie i kilku Twoim utworom, a więc znowu Tobie, zawdzięczam w sferze ducha, a i materii”.
Światowiec i hipochondryk
W 1965 roku Mrożek to autor znany, ale jeszcze nie tak popularny jak Axer – założyciel jednego z najlepszych ówcześnie teatrów europejskich, regularnie współpracujący ze scenami zagranicznymi. Po międzynarodowym sukcesie Tanga i kolejnych sztuk dystans ten się zmniejsza, choć do końca czuć stylistyczną nierówność, wynikającą zapewne również z odmienności temperamentów, widocznej już w nagłówkach listów. Mrożek nie wykracza poza konwencjonalne „Drogi Erwinie”, Axer tytułuje: „Mój Kochany”, „Najdroższy Mrożku”, „Caro Mio!”, „Ulubiony mój Mrożku” itp. Z galicyjską pobłażliwością napomina na marginesie, że butonierka to dziurka na kwiat, nie kieszonka, zaś w salonie – gdzie Artur z Tanga miał wejść na stół pełen zastawy – się nie jada, fragment wymaga więc przeredagowania. Na tle permanentnych narzekań Mrożka (na uciekający czas, absorbującą codzienność, zobowiązania, gorszą formę), wyraźniej rysuje się Axerowska „światowość”, rozmach, dystans do siebie i rzeczywistości. Dramaturg tego dystansu ma zdecydowanie mniej: choć przyzwyczaił nas do wizerunku mizantropa, introwertyka, pesymisty raczej, zdziwić może (choć może po lekturze Dzienników już mniej) brak wiary we własne pisanie, całkowite skupienie się na sobie i swoim dziele, traktowanie każdego żartu, każdej recenzji, świata wreszcie – zbyt serio czy, jak żartuje Axer, „hipochondrycznie”.
Spragniony uwagi, Mrożek zwierza się regularnie z własnej niemocy twórczej, słabszych tygodni i miesięcy: „Jedno jest pewne – pisze w 1965 roku, mając trzydzieści pięć lat – skończyły mi się czasy, kiedy sztuki pisało mi się w tydzień, w przerwach między rozrywkami. Teraz miesiącami, po śniadanku, na parę godzin, jak do biura”. W innym miejscu kontynuuje: „przed sobą czas już widzę ograniczony. Nie wiem, ile jeszcze lat mi zostało, zanim zidiocieję, względnie osłabnę umysłowo, ale już wiem, że te lata są policzone” (1978). W 1985 zaś notuje: „Już zdaję sobie sprawę z tego, że ogromnej większości tego, co by się chciało i należało (przeczytać, napisać, zrobić), już nie zrobię. (…) Pisać jest mi coraz trudniej”, powtarzając słowa sprzed dwudziestu lat. Mrożek nie artystą się czuje, lecz rzemieślnikiem, któremu czas i siły zabierają dodatkowo administracja i codzienne zobowiązania – powodujące frustrację pomysły na nową sztukę okazują się „głupie, płaskie, martwo urodzone”: „W grupie Przybyszewskiego (…) był pewien malarz, który po pijanemu tłukł głową w podłogę i krzyczał: «Panie Boże, dałeś mi talent, ale MAŁY!». Jakże go rozumiem” (1985). Axer lamenty te zbywa żartem lub sprowadza je do konkretów. „Twoje lekkie depresje wydają mi się naturalne; do następnego sukcesu, w który nie wątpię. Talentu na pewno Ci nie brakuje” (1985).
W Res Publice o książkach. Joanna Barska omawia korespondencję Axera i Mrożka online. Już za 2 tygodnie, w jesiennym wydaniu kwartalnika, długi esej Samanty Stecko o „westchnieniach bukolicznych” Dąbrowskiej i Stempowskiego