Między perwersją a banałem
Media zapowiadały obraz mocny, kontrowersyjny, świeży. Otrzymujemy natomiast sceny dokładnie wyreżyserowanych gestów, zestrojonych z muzyką klasyczną oddechów. Mężczyźni są przystojni, seks higieniczny, jest czysto, estetycznie, zachowawczo. Oto perwersja oczami Małgośki (czy tylko dla mnie brzmi […]
Media zapowiadały obraz mocny, kontrowersyjny, świeży. Otrzymujemy natomiast sceny dokładnie wyreżyserowanych gestów, zestrojonych z muzyką klasyczną oddechów. Mężczyźni są przystojni, seks higieniczny, jest czysto, estetycznie, zachowawczo. Oto perwersja oczami Małgośki (czy tylko dla mnie brzmi to pretensjonalnie?) Szumowskiej.
Sponsoring momentami wydaje się nierealnie naiwny – może i to różnica pokoleniowa w postrzeganiu świata, o czym reżyserka mówi we wszystkich wywiadach. Może gdybym była kobietą czterdziestoletnią, uwięzioną w złotej klatce rodzinnej hipokryzji, rzeczywiście wzruszałabym się, widząc swoje odbicie na dużym ekranie. Ale nie jestem.
Anne (Juliet Binoche), dziennikarka pisząca artykuł o zjawisku tzw. sponsoringu, miała spotkać się z biednymi lub zepsutymi, w jej mniemaniu, dziewczynami, przyjrzeć się ich nieciekawej sytuacji, postarać się zrozumieć i napisać dobry tekst. Protekcjonalne „ah, bon?” poprzedzające kolejne pytania milknie jednak szybko, a Anne otrzymuje zupełnie nie to, czego się spodziewała. Ładne, młode, inteligentne, wykształcone – ten obraz zupełnie nie przystaje do „ofiar” męskich dewiacji. Jeśli ofiary – to tylko konsumpcyjnego społeczeństwa, lansującego życie na poziomie, bywanie w modnych restauracjach, weekendowe wypady na narty. Profesja call girls proponuje drogę na skróty do tego wszystkiego, traktowana jest zaś bezproblemowo, jako inwestycja w siebie.
Dla Anne to perspektywa całkiem nowa, łyka ją jednak w całości, krztusząc się jak wódką podaną przez jedną z rozmówczyń, Alicję (znakomita Joanna Kulig). „Czasy się potwornie zmieniły, więc nawet nazwanie tego prostytucją już jest nie na miejscu” – mówi Szumowska w „Newsweeku” (6/2012). Rzeczywiście, jej film to nie reportażowe Galerianki ani głośny we Francji, miejscami nachalny niczym XIX-wieczna powieść tendencyjna obraz Emmanuelle Bercot, Mes chères études, z wyrywającą sobie włosy z głowy Déborah François. Bo i nie „uniwersytutki”, posługując się modnym ostatnio terminem, są głównymi bohaterkami Sponsoringu, lecz Anne, którą te rozmowy wytrącają z jej prywatnych oczywistości. Powiedzielibyśmy, że jej życie to kwintesencja paryskiego mieszczaństwa, wzięta w ironiczny nawias. Nie jestem jednak pewna, czy ów efekt ironii jest tu rzeczywiście zamierzony.
Eko-śniadania na bulwarze Haussmanna
Mamy wnętrze kamienicy z Boulevard Haussmann, urządzone wedle najnowszych trendów „Elle Decor”, pisanie po nocach, w dzień dolewanie wina do Coq au Resling na wystawną kolację dla szefów męża, wieczorami nudnawe konwersacje „na poziomie”. Anne zadaje swoim rozmówczyniom pytania, które odbijają się i wracają do niej niczym pingpongowa piłeczka. Dziewczyny mają coś, czego Anne brakuje – wolność, swobodę, nawet większą świadomość – siebie i rzeczywistości.
Nagle kobieta zauważa, że mówi i nie jest słuchana, że kontakt z bliskimi to pozory, że mąż woli filmy pornograficzne od rzeczywistych relacji, młodszemu synowi brak czasu rekompensuje się grami komputerowymi, a starszy bez ogródek nazywa domową atmosferę hipokryzją. Dziennikarka zaczyna tęsknić za zmysłowością, erotyczną stroną życia. Wysłuchuje monologów dziewczyn, intymnych nagrań. Fantazjuje przy dźwiękach refrenu Les feuilles mortes, masturbuje się w łazience, próbuje zbliżyć do męża, który ostatecznie odrzuca jej gest, bagatelizując podobne potrzeby. Syn wraca ze szkoły, Anne wstaje z podłogi i ponownie wkracza w rolę matki. Po wieczornej kolacji ze współpracownikami męża (najlepsza, jak sądzę, scena), seksualnym odrzuceniu, wszystko pozornie wraca do normy. Anne do wczorajszego rozmazanego makijażu dokleja szeroki uśmiech żony i matki, i podaje mężowi przy śniadaniu ekociastka z jabłkami.
Skandal w kostiumie Chanel
Kobiecość (oficjalny międzynarodowy tytuł to Elles, fr. „one”), seksualność, upływ czasu, kariera plus dom – dziesiątki utworów na ten temat. Szumowska nie proponuje tu nic nowego (poza użyciem popularnego tła w postaci głośno dyskutowanego ostatnio zjawiska sponsoringu), nie przełamuje tabu, nie porusza nawet tematu w świeży sposób. Upraszcza. Jest chłodno, zapewne z dbałości o obiektywizm, brakuje jednak „tego czegoś”, co zatrzymywałoby wzrok, poruszało.
Szumowska lubi kontrasty. Widać to szczególnie w młodych bohaterkach. Charlotte (Anaïs Demoustier) jest Francuzką, Alicja (Joanna Kulig) polską emigrantką. Różni je wszystko: sytuacja materialno-rodzinna, wygląd, temperament, nawet przestrzeń, w której udzielają wywiadu (park Buttes Chaumont kontra wódeczka w domowym zaciszu). Wisienką na polskim torcie jest matka Alicji (Krystyna Janda), przedstawiona w bazarowej estetyce. (Czy obraz Polki musi być zawsze tak stereotypowy? Czy brakuje nam kobiet, które wiedzą, jakich zestawień kolorystycznych unikać i nie okraszają każdego zdania soczystym przekleństwem?).
Słabi są też mężczyźni Szumowskiej – zagubieni, płascy. Przefiltrowani przez wizję (i doświadczenia, jak przyznaje w wywiadach) reżyserki, opowiedziani. Po stosunku seksualnym szukający w młodych ciałach konfesjonału, uwagi. Obłudni. Ale w odróżnieniu od obleśnych starców z Mes chères études, przystojni, kulturalni, sentymentalni aż do śmieszności (scena płaczu jednego z klientów), miejscami nawet romantyczni (no, może poza butelką, którą Andrzej Chyra penetruje swoją kochankę). Takie sprzedawanie widzowi wydestylowanych, uproszczonych kadrów sprawia, że film staje się nieudaną próbą nałożenia na skandal (idea spóźniona zresztą o przeszło czterdzieści lat) kostiumu Chanel. Sama reżyserka garściami czerpie inspiracje, podgląda ciekawe pomysły kolegów po fachu i przykłada do Sponsoringu. W scenie, gdzie Anne i Alicja tańczą do Pass this on, uderza podobieństwo gestów, a nawet kadrowania, do teledysku tej piosenki. Nie mówiąc już o biednym Beethovenie, który nie zdążył jeszcze otrząsnąć się po The King’s Speech.
Binoche jednak skupia wzrok widza – to m.in. aktorce film zawdzięcza z pewnością swą popularność: dystrybucję w ponad trzydziestu krajach, światową premierę na festiwalu w Toronto, pokaz na Berlinale, i to pewnie dla niej, jak i bardzo dobrej roli Joanny Kulig i pięknych kadrów Michała Englerta warto wytrzymać do końca.
***
Sponsoring, 2011
Reżyseria: Małgorzata Szumowska
Scenariusz: Małgorzata Szumowska, Tine Byrckel
Jeden komentarz “Między perwersją a banałem”