Merkel oddaje Ukrainę Putinowi?

Dzisiaj w ramach formatu Unia Europejska – Rosja, Kazachstan i Białoruś, (czyli de facto Unia Euroazjatycka) w Mińsku trwa spotkanie prezydentów Rosji, Białorusi i Kazachstanu oraz trzech Komisarzy UE. Przy okazji zaproszono również prezydenta Ukrainy. Jak […]


Dzisiaj w ramach formatu Unia Europejska – Rosja, Kazachstan i Białoruś, (czyli de facto Unia Euroazjatycka) w Mińsku trwa spotkanie prezydentów Rosji, Białorusi i Kazachstanu oraz trzech Komisarzy UE. Przy okazji zaproszono również prezydenta Ukrainy. Jak sama kanclerz Merkel wyjaśniła, jej wizyta w Kijowie trzy dni temu miała na celu przygotować grunt pod tą wizytę. Cel wydaje się wszystkim zrozumiały – znaleźć rozwiązanie dla ukraińskiego kryzysu. Tylko jakie? Pani Merkel deklaruje, że rozwiązanie może być jedynie polityczne, natomiast prezydent Poroszenko zaznacza, że patrząc na realia we wschodniej Ukrainie, jedynym możliwym jest rozwiązanie militarne.

Putin oczywiście niewiele mówi, ponieważ nie tylko nie musi, ale i czyny mówią same za siebie. Ukraińska granica jest już tylko kreską na mapie, a separatyści dostają wszelkie potrzebne wsparcie, żeby umocnić swoje pozycje. Sprzęt i żołnierze przekraczają granicę rosyjsko-ukraińską jakby oba kraje były w strefie Schengen. Świat przy tym jakoś dziwnie zamilkł, akceptując kolejny wymiar specyfiki ukraińskiego kryzysu. Wielu zgadza się, że Rosja łamie podstawowe zasady prawa międzynarodowego, tak jak zgadza się, że małe dziecko dłubie sobie w nosie. Jest nieładnie, ale z czasem wyrośnie z tego zwyczaju. A że przy okazji mu smakuje – to niech dziecko (Putin) się pocieszy.

Angela Merkel. Fot. World Economic Forum / Flickr
Angela Merkel. Fot. World Economic Forum / Flickr

Jednak to druga sprawa powinna być przedmiotem szczególnie ostrej reakcji. Jeżeli wypowiedzi pani Merkel dla niemieckiego radia ARD, przekazane przez EUobserver są prawdziwe, następuje istotny zwrot, który doprowadzi do osiągnięcia rosyjskich celów na Ukrainie. Oczywiście zgodnie z marzeniem Merkel o politycznym rozwiązaniem konfliktu. Otóż według niemieckiej kanclerz osiągnięcie konsensusu w sprawie decentralizacji Ukrainy, ceny gazu i relacji handlowych między Kijowem i Moskwą mogą stanowić filary porozumienia. Chciałoby się powiedzieć, że widać w tym po prostu totalną indolencję pani kanclerz, ale niestety tak nie jest. Widać w tym wyraźną próbę zaspokojenia Rosjan, w zamian za skromną deeskalację, ale nie rozwiązanie konfliktu. Pierwszym i podstawowym pozostaje pytanie od kiedy państwo zewnętrzne może ustalać strukturę administracyjną swojego sąsiada? Rosjanie mogą zaakceptować termin „decentralizacja”, który będą rozumieli po prostu jako sprawowanie kontroli. Ceny gazu są i będą narzędziem rosyjskiej polityki zagranicznej. Więc jakiekolwiek porozumienia w tym temacie będą pisane na wodzie. Na cenę, składa się wiele czynników, które mogą ją zmienić, a na końcu i tak jest decyzja polityczna oparta na zadowoleniu Kremla.

Nie tędy droga do pokoju. Najgorsze jest jednak to, że Merkel z rozbrajającą szczerością stwierdziła, że jeśli Ukraina chce iść do Unii Euroazjatyckiej, UE nie będzie miała nic przeciwko temu!? Nie słychać jednak takiej chęci ze strony samych Ukraińców, których mordowano na Majdanie, bo właśnie tam NIE chcieli iść! Ale emocje na bok, w końcu można mieć nadzieję, że jest to skrupulatnie przygotowywany grunt pod lepszy klimat do rozmów w Mińsku. Merkel po prostu chce powiedzieć – jesteśmy bardzo elastyczni. Co więcej, unijni komisarze mogliby odgrywać rolę złych policjantów, a kanclerz Niemiec – dobrego. Byłby to precedens w historii UE.

Fakty jednak pokazują całkowicie odmienny obraz rzeczywistości. Merkel musi liczyć się z wpływami swoich koalicyjnych partnerów w Niemczech, a jej minister spraw zagranicznych zawłaszczył sobie prawo do rozmów z Rosją. Niemieckie media nieustannie informują o dramatycznych skutkach malejącego eksportu do Rosji, który może doprowadzić do zwolnienia 50 000 pracowników. Ponadto, inne problemy międzynarodowe wymagają współpracy i uwagi, więc trzeba jak najszybciej zakopać to zgniłe ukraińskie jajo. Jeśli Niemcom się to uda, nikt nie straci w Niemczech pracy, SPD spełni swoją rolę i wyeliminuje z rozgrywki o Ukrainę państwa wspierające jej niepodległość, Rosjanie przestaną irytować opinię publiczną, a Ukraina powróci do stanu sprzed rewolucji. UE zaakceptuje fakt, że Rosja rozdaje karty na Ukrainie. A umowa stowarzyszeniowa? Ona UE w pełni wystarczy. Wszak Bruksela nie ma ani wyobraźni, ani odwagi żeby zobaczyć perspektywę ukraińskiego członkostwa nawet w dalekiej przyszłości.

Ukraina pozostawiona jest sama sobie. Niemcy chcą wygasić problem za wszelką cenę. Nie będą wspierać Ukrainy i będą robili wszystko, żeby demotywować wysiłek militarny Kijowa. Polskę i sympatyzujące z Ukrainą państwa „wschodniej flanki” wyciszono, a dżihadyści i konflikt izraelsko-palestyński przesuną ciężar uwagi opinii publicznej. Szkoda tylko, że my wyjdziemy „jak Zabłocki na mydle”. Jeśli dojdzie do porozumienia w Mińsku, wybory parlamentarne na Ukrainie 26 października będą miały na celu poukładanie sfer wpływów, a polskie marzenia o „wolnej Ukrainie” skończą się na naszej, a nie ukraińskiej wschodniej granicy. Przywrócenie statusu quo ante nie jest w naszym interesie, bo będzie to zwycięstwo metod, które nie mają niczego wspólnego ani z naszymi wartościami, ani z tymi, za które ludzi na Majdanie rozstrzeliwał Berkut Janukowycza.

Ironią losu jest to, że znów Niemcy dogadują się z Rosjanami, a my znowu jesteśmy przeszkodą dla ładu w regionie. W końcu Berlin i Moskwa mają doskonałe doświadczenie we współpracy przy podziale Europy Środkowej. Przerażające jest tylko to, że jeśli wcześniej stawaliśmy się ofiarą imperialnych ambicji naszych sąsiadów, teraz staniemy się ofiarą obłudy Kremla i błogiego spokoju Berlina.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa